To przełomowy moment w kampanii – Andrzej Duda po raz pierwszy uwierzył, że może przegrać. Pociąga to za sobą błędy, zmusza do gry w obronie, a przecież pięć lat temu odniósł sukces, bo był w ataku, gdzie czuje się lepiej. Walczy o reelekcję, więc jest to do pewnego stopnia naturalne. Ale bronić można pewnie lub panicznie. A na połowie boiska, na której kończy pierwszą kadencję, zapanował chaos. Za to jest coś atrakcyjnego w pewności, z którą wchodzi na nią Rafał Trzaskowski. Choć Bronisław Komorowski też miał wygrać, a wcale nie musiał rozjeżdżać na pasach ciężarnej zakonnicy, by stało się inaczej. Z tym że o tej lekcji, dziś muszą pamiętać w obu sztabach. Sobotni wpis Beaty Mazurek z PiS na Twitterze – „Załatwimy to w pierwszej turze” – jest więc conajmniej brawurowy.
Król jest nagi?
Andrzej Duda zachowuje się coraz bardziej nerwowo. Dobrze pokazuje to rozmowa z mężczyzną, który skandował pod adresem prezydenta „marionetka”. Andrzej Duda wszedł z nim w dialog – co samo w sobie mogło być dobrym pomysłem, z tym że tę konfrontację przegrał, pokrzykując o „komuchach” w Sądzie Najwyższym. Argument, że to przecież opowieść, która doskonale trafia do żelaznego elektoratu, jest chybiony, bo choć to kandydat PiS ma największą stałą grupę wyborców, to wcale nie musi wystarczyć, by wygrać wybory. Obraz zdenerwowanego Andrzeja Dudy utrwala się, a przede wszystkim formatuje samego kandydata.
Nie oglądamy takich obrazków z trasy Rafała Trzaskowskiego. Powiększa się przepaść dzieląca kolejne wystąpienia kandydatów. Jak w sobotę, gdy Rafał Trzaskowski w Opolu mówił m.in. o liście, który napisał do działaczy PiS, wygaszaniu konfliktów, silnym prezydencie Lechu Kaczyńskim i szacunku do urzędu, a Andrzej Duda w Brzegu rzucał hasłem „neobolszewizmu”, znów szczując na społeczność LGBT+.
Kiedy prezydent mówi tylko do swoich, Trzaskowski komunikuje się z wyborcami PiS. Nie oznacza to, że pójdą i na niego zagłosują, ale rację może mieć Marcin Duma, szef instytutu badawczego IBRIS, że jedną z ważniejszych zmiennych w drugiej turze, na której wyniku może zaważyć tylko i aż 50 tys. głosów, będzie demobilizacja, a lepiej celuje w nią prezydent Warszawy. Podczas gdy Trzaskowski zrozumiał, że musi odciąć się od „hardkorowego antypisu”, Duda może przejechać się na „hardkorowym antywszystkim”.
Dudzie ciężko
Panika zapanowała w całym obozie Zjednoczonej Prawicy. Andrzejowi Dudzie nie pomaga, że startuje mocno obciążony. To na nim opiera się teraz projekt tzw. dobrej zmiany. Tak jak jego zwycięstwo otworzyło PiS drogę do pełni władzy, robiąc po serii porażek wyłom w micie niewybieralności partii Jarosława Kaczyńskiego, tak przegrana pociągnie za sobą upadek systemu. A jest to system beneficjentów: zainstalowanych wszędzie – w spółkach skarbu państwa (a miało być przecież inaczej), mediach publicznych, instytucjach kultury itd. – nominatów, dla których oznaczać to będzie koniec mocno wątpliwych karier.
Nie zazdroszczę Andrzejowi Dudzie więc presji. Czy pójściem za daleko będzie postawienie tezy, że ma z tyłu głowy również to, że są w tym samym obozie politycy, którzy licząc na przetasowanie, może nie tyle czekają na jego potknięcie, co wyobrażają już sobie jej konsumpcję? Jarosław Kaczyński na pewno bierze opcję klęski pod uwagę, czego najlepszym dowodem jest alarmistyczny list jaki skierował do aktywu partyjnego.