Smoleńska mgła jest przedmiotem kolejnego sporu politycznego. Od wielu dni polskie media pasjonują się „kłótnią" z 10 kwietnia 2010 roku między głównodowodzącym polskiego lotnictwa a dowódcą samolotu Tu-154M, który rzekomo nie chciał lecieć do Smoleńska z powodu pogody. Komentarze i spekulacje na temat rzekomej „awantury" na lotnisku nie cichną, mimo że w czasie, kiedy do niej doszło, w Warszawie o fatalnej mgle w Smoleńsku nikt nie wiedział. Załoga prezydenckiego samolotu dowiedziała się o niej w trakcie lotu.
Lekka mgiełka
Od wielu miesięcy powtarzane są efektowne opinie, że z powodu fatalnej pogody w Smoleńsku Tu-154 nie powinien w ogóle wystartować z Warszawy. Według jednej z rozpowszechnionych ostatnio plotek przed wylotem doszło na tym tle do sporu generała Andrzeja Błasika z dowódcą samolotu kapitanem Arkadiuszem Protasiukiem. Dowódca samolotu miał rzekomo odmawiać startu z powodu pogarszającej się w Smoleńsku pogody lub – według innej wersji – z powodu braku prognoz dla Smoleńska.
Chociaż rozmowa generała z kapitanem została nagrana na kamerze przemysłowej bez dźwięku, liczne media podają, że dotyczyła ponoć pogody. Podobno słyszał to jeden z BOR-owców. Nie zeznał tego jednak na przesłuchaniu, lecz wyjawił w rozmowie z innym oficerem, równie jak on anonimowym. Spekulacje na ten temat trwają w najlepsze i nikt się nie przejmuje tym, że są one nonsensowne i sprzeczne z ustaleniami prokuratury i ekspertów.
Kapitan Tu-154M Arkadiusz Protasiuk nie miał w Warszawie żadnych podstaw, aby odmówić lotu 10 kwietnia. Nie miał nawet powodów do szczególnych obaw. Zgodnie z planem samolot miał wystartować o godzinie 7. Ani informacje, ani prognozy meteo, jakie otrzymał do tej godziny, nie wskazywały, że w Smoleńsku trafi na ekstremalnie warunki. Żadne komunikaty o dramatycznym pogorszeniu się widoczności na lotnisku w Smoleńsku nie zostały jeszcze wówczas przekazane do Warszawy. Co więcej, do planowanego startu Tu-154M z Warszawy w Smoleńsku nie działo się nic nadzwyczajnego. O godzinie 6.50 tamtejszy meteorolog raportował kontrolerowi lotów, że jest tylko lekka mgiełka i widoczność wynosi 4 kilometry.
„Smoleńsk zakryło"
Pogoda zaczęła się psuć gwałtownie dziesięć minut później, dokładnie w czasie, kiedy planowany był start prezydenckiego samolotu. Potem mgła gęstniała tak, że o 7.15, kiedy w Smoleńsku lądował jak-40, warunki były już bliskie minimów lotniska.