W ostatnich tygodniach media konwulsyjnie wyrzucały z siebie przykłady zawłaszczania państwa przez partyjnych rozgrywających. Komentatorom umyka jednak głębsza przyczyna, dla której te sprawy powinny nas obchodzić. Kwestią wtórną jest bowiem, kto i dlaczego ujawnił nagrania dotyczące Elewarru. Istotny fakt natomiast to pojawienie się debaty publicznej na temat... no właśnie, czego?
Brak tradycji
Nagle następuje wysyp informacji o kolejnych instytucjach zawłaszczonych przez PO i PSL. Media - chętniej niż przez ostatnie lata - opisują przypadki obsadzania stołków przez polityków rządzącej koalicji. Niektóre robią to wręcz hurtem.
Ale im więcej dni mija od publikacji „taśm Serafina", tym częściej dyskusja wpada w koleiny, których hasłem przewodnim są więzy rodzinne poszczególnych polityków. Kwestią kluczową staje się, czy syn przyszłego ministra rolnictwa może pracować na państwowej posadzie. Dyskutuje się - czy potomek premiera został zatrudniony w gdańskim porcie lotniczym tylko z racji pokrewieństwa z „pierwszym", czy może ze względu na kompetencje.
Obawiam się jednak, że postrzeganie problemu w debacie publicznej jest dość płytkie. Po pierwsze, byłoby wręcz wskazane, gdyby partie miały zaplecze ekspertów z danych dziedzin, którzy po wygranych wyborach obejmowaliby stery w poszczególnych obszarach zarządzania państwem. Takiego zaplecza nie ma, a sedno sprawy tkwi głębiej. Gra nie idzie bowiem tylko o to, czy ten i ów ziomek partyjnego działacza będzie pobierał co miesiąc uposażenie z kiesy podatników. Nie chodzi również jedynie o brak moralnego przyzwolenia na niesprawiedliwość związaną z nierównym dostępem do stanowisk publicznych.
Można zaryzykować pewien eksperyment myślowy. Załóżmy, że polska specyfika, choćby ze względów historycznych, różni się od kultur politycznych Zachodu, do którego staramy się aspirować. Brak u nas tradycji państwa jako instytucji służebnej wobec obywateli. Brak szacunku do własności publicznej i skłonność do jej „prywatyzacji" utrwaliły lata komuny. W końcu reprodukujący się wśród elit politycznych III RP schemat traktowania państwa jako łupu, ma charakter perpetuum mobile - każdy nowy układ władzy „czyści" po poprzednikach, i nawet najszczersze intencje nie chronią go przed sięganiem po „swoich". Być może więc w naszych warunkach nie da się funkcjonować inaczej?