Europa nie chce Ukrainy. A dokładniej nie chcą jej w swym gronie prawdziwi unijni decydenci, czyli Niemcy. Francuzi i Włosi dawno odwrócili się do Wschodu plecami. Swe zainteresowanie skupili na obszarze Morza Śródziemnego. Na dodatek zaprzątnięci są własnymi problemami budżetowymi i po prostu nie mają głowy zajmować się Ukrainą. Co gorsza, zainteresowanie Europą Środkową i Wschodnią utracili także Amerykanie, stopniowo, aczkolwiek konsekwentnie redukujący swoją obecność i zaangażowanie na Starym Kontynencie.
Nic bez zgody Niemiec
Polska od kilku lat ogranicza swoją rolę w regionie. Minister Radosław Sikorski utożsamia bowiem politykę regionalną z bliżej niesprecyzowaną jagiellońskością. A to pachnie na odległość pisizmem – grzechem śmiertelnym prawowiernego neofity. Jego refleksja na temat Ukrainy nie sięga dalej. Ujawnił to słynny tweet. Trudno oprzeć się wrażeniu, że postrzega on Ukraińców jako skorumpowaną bandę, która chce Europę naciągnąć na kasę. W ten sposób publicznie wyraża to, co myślą Niemcy, ale nigdy nie odważą się tego otwarcie powiedzieć.
Polityka wschodnia Berlina jest klarowna. Program „partnerstwa wschodniego" powstał po to, aby nie narażać na szwank interesów Moskwy. Kiedy Władimir Putin uznał, że porozumienie pomiędzy Kijowem a Brukselą idzie zbyt daleko, wyciągnął kij i marchewkę. Bruksela nie była w stanie przebić oferty Kremla. Nie dlatego, że nie miała swojej marchewki, a dlatego że Berlin dotrzymuje umów zawartych z Moskwą.
Niczego nie nauczył nas szczyt NATO w Bukareszcie w 2008 r., kiedy to właśnie Niemcy uczynili wszystko, aby nie uchwalić Planu Działań na rzecz Członkostwa dla Ukrainy. Z wszelkich złudzeń Polaków i Ukraińców winna uleczyć lektura 185-stronicowej umowy koalicyjnej nowego niemieckiego rządu. W rozdziale poświęconym rozszerzeniu UE nie ma słowa o Ukrainie. I nie tylko w nim, ale w całym dokumencie!
Bez zgody Niemiec pozycja Ukrainy nie zmieni się ani na jotę. Tymczasem Warszawa nie robi nic, aby zmienić nastawienie Berlina w tej kwestii. Co więcej, wzywając Niemcy do przywództwa, daje im carte blanche w polityce europejskiej. Tak bowiem należy rozumieć sens słynnego wystąpienia ministra Sikorskiego wygłoszonego w listopadzie 2011 r. w Berlinie. Albo – albo: albo akceptujemy przywództwo europejskie Niemiec, albo jesteśmy adwokatem Ukrainy.