Europejscy przywódcy negocjują nowego przewodniczącego Rady Europejskiej. I wbrew dywagacjom polskich mediów w stylu „co po Tusku" nie będzie to premier z Polski. Tusk nie ma wsparcia ze strony najpotężniejszych, jego kandydatura nie mieści się w unijnej układance i nie jest to wybór kompromisowy.
Musi być kompromis
Wybór szefa Rady Europejskiej determinuje poplątana sieć interesów, wpływów, proporcji, parytetów i wymagań. 28 państw układających się w doraźne i trwałe sojusze, gdzie wspólnym mianownikiem dla porozumienia mogą być kwestie ekonomiczne, energetyczne, imigracyjne, ekologiczne, dotyczące rozszerzenia, bezpieczeństwa i relacji z państwami spoza UE itd. Kilka ponadnarodowych rodzin politycznych, które chcą odgrywać rolę w kształtowaniu europejskiej polityki. Parytety geograficzne, mające zabezpieczać to, żeby żadne europejskie regiony nie były poszkodowane. Parytety płci, bo Unia to nie jest staroświecki klub dżentelmenów i na najwyższe stanowiska wybierane są kobiety (wystarczy spojrzeć na skład ostatniej Komisji Europejskiej).
A nadto wymogi kompetencyjne stawiane kandydatom, aspiracje poszczególnych liderów, sympatie i antypatie przywódców. Rada Europejska, którą z urzędu stanowią wszyscy przywódcy państw unijnych, ma zatem przy wyborze jej przewodniczącego twardy orzech do zgryzienia. Zasadą Unii Europejskiej jest kompromis. W UE od zawsze szuka się rozwiązania, które zadowoli wszystkich lub prawie wszystkich (stąd Unia bywa decyzyjnie powolna lub w ogóle niezdecydowana, jak przy reakcji na bandyckie poczynania Putina na Ukrainie). Osiąganie kompromisu było łatwiejsze w czasach szóstki, dwunastki czy nawet piętnastki. Ale i w gronie 28 unijny prezydent zostanie zgodnie znaleziony. Nie będzie to jednak Donald Tusk, ponieważ:
Po pierwsze, Cameron. Premierowi Wielkiej Brytanii został już przy wyborze nowych władz unijnych utarty nos. Wbrew jego kategorycznemu sprzeciwowi na szefa Komisji Europejskiej został wybrany Jean-Claude Juncker. Była to spora – nie tylko wizerunkowa – porażka lokatora z Downing Street, która w połączeniu ze słabym wynikiem konserwatystów w wyborach do Parlamentu Europejskiego doprowadziła do poważnej rekonstrukcji jego gabinetu. Jak donosi brytyjska prasa, David Cameron na ostatnim brukselskim szczycie jasno dał wyraz, że Tusk nie jest dobrym kandydatem na szefa Rady Europejskiej i wskazał na premier Danii.
Zresztą panowie mają swoje zaszłości. W styczniu Donald Tusk w rozmowie telefonicznej z premierem Wielkiej Brytanii mocno go krytykował za słowa o Polakach „nadmiernie" korzystających z brytyjskich zasiłków. Mało prawdopodobne jest, że europejscy przywódcy zdecydują się upokorzyć Camerona. Mimo że Rada Europejska wybiera przewodniczącego kwalifikowaną większością głosów, to na pewno jej członkowie nie zdecydują się na kolejne przegłosowanie szefa brytyjskiego rządu, któremu wówczas nie pozostałoby nic innego jak rekomendowanie Brytyjczykom podczas referendum wystąpienia z UE. Należy pamiętać, że Wielka Brytania jest trzecim największym unijnym państwem i lekceważenie jej stanowiska na pewno się nie zdarzy.