Hipokryzja republikańska

Francuskie przepisy zakazują prowadzenia badań dotyczących pochodzenia rasowego lub etnicznego obywateli. Dlatego merowi Beziers Robertowi Menardowi grozi pięć lat więzienia za ujawnienie, ile w jego gminie jest dzieci z rodzin muzułmańskich – pisze publicysta.

Publikacja: 10.05.2015 19:51

Mer Beziers wywołał oburzenie republikanów i demonstrację muzułmanów w swoim mieście

Mer Beziers wywołał oburzenie republikanów i demonstrację muzułmanów w swoim mieście

Foto: AFP

Robert Menard idzie złą drogą. Współtwórca i wieloletni szef zacnej organizacji Reporterzy bez Granic pobłądził, odkąd skierował swe sympatie ku Frontowi Narodowemu. Co prawda już nie partii Jeana-Marie Le Pena, lecz stronnictwu pod wodzą Marine, politycznej ojcobójczyni, ale przecież – tak czy inaczej – ku partii (według prezydenta Hollande'a) antyrepublikańskiej.

Przy wsparciu FN Menard zdobył w ubiegłorocznych wyborach merostwo Beziers, miasta na południu Francji. I jął dopuszczać się tam jawnych prowokacji. Zainstalował w magistracie bożonarodzeniową szopkę. Wprowadził godzinę policyjną dla nieletnich. Ulicy, która w nazwie miała datę porozumień z Evian, faktycznie przyznających Algierii niepodległość, nadał imię jednego z „oficerów wyklętych", obrońców Algierii francuskiej.

Stróżów prawa Menard odpowiednio uzbroił. Poinformował o tym plakatami z pistoletem i podpisem: „Nasza policja ma nowego przyjaciela". Ekscesy z Beziers spotykały się z należnym potępieniem, ale na tym się kończyło. Teraz jednak ojciec (ojczym?) miasta przebrał miarę. Grozi mu proces karny.

65 proc. wyznawców islamu

W politycznym talk-show państwowej telewizji France 2 Robert Menard ogłosił, że w jego gminie w publicznych placówkach edukacyjnych niższego szczebla, tj. w przedszkolach i podstawówkach, dzieci z rodzin muzułmańskich stanowią 64,6 proc. wszystkich wychowanków i uczniów. Wyprowadził z tego wniosek, że – przynajmniej na jego terenie – imigrantów jest za dużo. Tak dużo, że nie uda się ich zasymilować.

Padło pytanie: „A jak pan te procenty wyliczył?". Menard wyjaśnił, że każde merostwo ma szkolne i przedszkolne listy dzieci. Następnie dodał: „Proszę wybaczyć, że to powiem, ale imiona [dzieci] wskazują na wyznanie [ich rodziców]. Mówić co innego, to przeczyć oczywistości".

Mer Beziers – jak przyznał – jest świadomy, że nie miał prawa prowadzić tego rodzaju badań statystycznych. Chciał jednak poznać proporcję liczebności dzieci imigrantów; jedynym sposobem w jego zasięgu było porachowanie klasowych Muhammadów i Tarików, Aisz i Raszid. Muzułmanów utożsamił przy tym z imigrantami, wyznanie z pochodzeniem etnicznym, co niekoniecznie było jedynie skrótem myślowym. Żaden z krytyków nie zwrócił na to uwagi.

Zaś słowa Menarda wygłoszone później w studiu prywatnej BFMTV uznali oni już co najwyżej za brnięcie w prowokację: „Czy wolicie ukrywać rzeczywistość, niż ją dostrzegać? Przecież wiele państw prowadzi statystyki etniczne i – o ile mi wiadomo – nie są to państwa mniej demokratyczne ani mniej republikańskie niż Francja. Tyle że we Francji specjalizujemy się w postawie, zgodnie z którą niedostrzeganie problemów ma sprawiać, że one przestają istnieć".

Była to w istocie mowa obrończa, którą jednak Menard nie odeprze ani zarzutów politycznych, z odwołaniami do moralności i historii, ani prokuratorskich, konstruowanych na twardym gruncie prawa V Republiki.

Rasista bez ograniczeń

Politycy establishmentu, zwłaszcza rządzący socjaliści, wytoczyli ciężkie armaty. „Hańba na tego mera, republika nie czyni żadnych rozróżnień między swymi dziećmi" – tweetował premier Manuel Valls. Według ministra spraw wewnętrznych Bernarda Cazeneuve'a, spisując małych muzułmanów, Menard wyparł się wartości republikańskich i nawiązał do mrocznych lat z dziejów Francji.

Szef MSW, nie on jeden zresztą, otwarcie skojarzył czyn mera Beziers ze spisem Żydów z 1940 r. Sporządzony przez francuską policję, został wkrótce udostępniony Niemcom, co wydatnie ułatwiło im organizację ostatecznego rozwiązania na terenie okupowanej Francji.

Warto tu na marginesie dodać, że w tej sprawie za kanoniczną uważana jest we Francji praca „Francja Vichy" amerykańskiego historyka Roberta O. Paxtona. Jednoznacznie oskarża on reżim Petaina o antysemityzm i obarcza całkowitą odpowiedzialnością za udział w eksterminacji Żydów we Francji.

Niedawno tę ocenę usiłował zrewidować – czy może skorygować – konserwatywny publicysta Eric Zemmour, autor głośnej książki „Francuskie samobójstwo", obecnie wróg numer jeden paryskiego salonu. Przypomniał, że i ów rejestr, i łapanki przeprowadzane przez francuską policję dotyczyły Żydów niebędących obywatelami Francji. 70 proc. francuskich Żydów przeżyło okupację. Stąd obrazoburcza teza Zemmoura: Petain nie był antysemitą, jego postępowanie – wydanie na śmierć Żydów „obcych" – było moralnie odrażające, ale też politycznie rozważne i skuteczne, bo pozwoliło ocalić większość Żydów „swoich".

Wracając do Menarda: przypisano mu także pobudki rasistowskie („Był reporterem bez granic, został rasistą bez ograniczeń"), a nawet przykładanie ręki do produkcji rodzimych dżihadystów („Nic dziwnego, że młodzi muzułmanie się rewoltują, skoro Francja tak ich traktuje").

Odwoływanie się do „wartości republikańskich" przypomina egzorcyzmy mające wypędzić ze społeczeństwa demony

Prezydent François Hollande zapowiedział sankcje. Minister oświaty Najat Vallaud-Belkacem poleciła kuratorium z Montpellier (podlegają mu placówki w Beziers) zwrócenie się do prokuratury „w celu zapewnienia ochrony dzieci i natychmiastowego ukrócenia praktyk, które godzą w republikę". Prokuratura wszczęła wstępne dochodzenie „w sprawie spisu uczniów muzułmańskich z gminy Beziers, sporządzonego na podstawie ich imion".

Podstawa dochodzenia jest dużo mocniejsza niż podstawa spisu. Stanowi ją ustawa z 1978 r. o informatyce i wolnościach. Wprowadziła ona zakaz gromadzenia i opracowywania danych o charakterze prywatnym, które ujawniają – bezpośrednio lub pośrednio – pochodzenie rasowe lub etniczne, opinie polityczne, filozoficzne lub religijne, przynależność związkową albo dotyczą zdrowia lub życia płciowego. Za naruszenie postanowień ustawy grozi kara do pięciu lat więzienia i do 300 tys. euro.

Dziury w trójkolorowym suknie

Żeby jednak mogło dojść do procesu Roberta Menarda, oskarżenie musi wykazać istnienie rejestru muzułmańskich dzieci z gminy Beziers. Dopiero on byłby bowiem elementem konstytuującym przestępstwo. Mer twierdzi tymczasem, że takiego dokumentu nie ma i nie było. Dlatego procesu raczej nie należy się spodziewać. Ale nie tylko dlatego.

Przez trójkolorowe sukno z napisem „wartości republikańskie" coraz częściej przebijają się – a bywają ostre – rozmaite problemy związane z imigracją, dotychczas pod suknem skrywane. Zamiast tę materię dziurawić, lepiej ją zdjąć, zawiesić wysoko i zachować nieuszkodzoną, bo na to zasługuje. A podrzeć należałoby ustawy, które nie przystają do rzeczywistości.

Strach przed opisem realiów

Nie idzie już nawet o to, że we Francji statystyki według kryteriów rasowych, etnicznych, religijnych politycznych czy seksualnych są prowadzone na użytek tzw. służb. Do mediów przeniknęła np. znamienna informacja z sektora penitencjarnego: we francuskich zakładach karnych ok. 65 procent więźniów to muzułmanie (proporcja jak w „spisie z Beziers"...).

Chodzi o to, że przypisywanie statystyce – dyscyplinie czysto technicznej, przez co doskonale apolitycznej – właściwości wartościujących, a więc potencjalnie politycznych, świadczy przede wszystkim o strachu przed rzetelnym opisem realiów, który powoduje ustawodawcą. Hipotetyczny proces Menarda ten strach pewnie by ujawnił, zresztą rządzący Francją składają liczne jego dowody. Odwoływanie się przez nich do „wartości republikańskich" przypomina egzorcyzmy, które miałyby wypędzić ze społeczeństwa demony siedzące w nim już od dawna.

Czy rzeczywiście mniej republikańskie są Stany Zjednoczone, których obywatelami, równymi wobec prawa, są biali, Afroamerykanie czy Amerindianie, nazywani zgodnie z nakazami politycznej poprawności, ale liczeni i opisywani według „niepoprawnych" kryteriów rasy i pochodzenia?

Zdjęcia anachronicznych zakazów ze statystyk, ich odpolitycznienia domaga się we Francji coraz więcej socjologów, demografów i ekonomistów. Raporty z uzasadnieniem takiej potrzeby przygotowywali już politycy ekologów i centroprawicy. Ci spośród nich, którym drogi jest tzw. postęp społeczny, przekonują, że demoskopia etniczna nie musi się kojarzyć z dyskryminacją, a jeśli już – to z dyskryminacją pozytywną, czyli promowaniem wykluczonych.

Ile dzieci nie je wieprzowiny

Ci natomiast, którym bliższy jest zdrowy rozsądek i rzetelność w opisie świata, zauważają, że byłaby pora skończyć z hipokryzją. Bo jak jest – i tak każdy widzi. A wybrane instytucje publiczne (np. INSEE, Narodowy Instytut Statystyk Ekonomicznych i Badania Zatrudnienia) pozwalają sobie na bezkarne łamanie ustawy o informatyce i wolnościach. Robert Menard irytuje zaś dodatkowo, kiedy pyta o metody merów z lewicy, którzy na swoim terenie urozmaicają menu w szkolnych stołówkach potrawami koszernymi i halal: ciekawe, skąd oni wiedzą, ile dzieci nie je wieprzowiny?

Autor w przeszłości był m.in. korespondentem „Rzeczpospolitej" we Francji. Obecnie prowadzi program „To był dzień na świecie" w Polsat News 2

Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Sztuczna inteligencja nie istnieje
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Wojna Donalda Trumpa z Unią Europejską nie ma sensu
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Czy Angela Merkel pogrzebała właśnie szanse CDU/CSU na wygranie wyborów?
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kozubal: Dlaczego rząd chce utajnić ekshumacje w Ukrainie?
felietony
Estera Flieger: Posłowie Konfederacji nie znają polskiej historii