Robert Menard idzie złą drogą. Współtwórca i wieloletni szef zacnej organizacji Reporterzy bez Granic pobłądził, odkąd skierował swe sympatie ku Frontowi Narodowemu. Co prawda już nie partii Jeana-Marie Le Pena, lecz stronnictwu pod wodzą Marine, politycznej ojcobójczyni, ale przecież – tak czy inaczej – ku partii (według prezydenta Hollande'a) antyrepublikańskiej.
Przy wsparciu FN Menard zdobył w ubiegłorocznych wyborach merostwo Beziers, miasta na południu Francji. I jął dopuszczać się tam jawnych prowokacji. Zainstalował w magistracie bożonarodzeniową szopkę. Wprowadził godzinę policyjną dla nieletnich. Ulicy, która w nazwie miała datę porozumień z Evian, faktycznie przyznających Algierii niepodległość, nadał imię jednego z „oficerów wyklętych", obrońców Algierii francuskiej.
Stróżów prawa Menard odpowiednio uzbroił. Poinformował o tym plakatami z pistoletem i podpisem: „Nasza policja ma nowego przyjaciela". Ekscesy z Beziers spotykały się z należnym potępieniem, ale na tym się kończyło. Teraz jednak ojciec (ojczym?) miasta przebrał miarę. Grozi mu proces karny.
65 proc. wyznawców islamu
W politycznym talk-show państwowej telewizji France 2 Robert Menard ogłosił, że w jego gminie w publicznych placówkach edukacyjnych niższego szczebla, tj. w przedszkolach i podstawówkach, dzieci z rodzin muzułmańskich stanowią 64,6 proc. wszystkich wychowanków i uczniów. Wyprowadził z tego wniosek, że – przynajmniej na jego terenie – imigrantów jest za dużo. Tak dużo, że nie uda się ich zasymilować.
Padło pytanie: „A jak pan te procenty wyliczył?". Menard wyjaśnił, że każde merostwo ma szkolne i przedszkolne listy dzieci. Następnie dodał: „Proszę wybaczyć, że to powiem, ale imiona [dzieci] wskazują na wyznanie [ich rodziców]. Mówić co innego, to przeczyć oczywistości".
Mer Beziers – jak przyznał – jest świadomy, że nie miał prawa prowadzić tego rodzaju badań statystycznych. Chciał jednak poznać proporcję liczebności dzieci imigrantów; jedynym sposobem w jego zasięgu było porachowanie klasowych Muhammadów i Tarików, Aisz i Raszid. Muzułmanów utożsamił przy tym z imigrantami, wyznanie z pochodzeniem etnicznym, co niekoniecznie było jedynie skrótem myślowym. Żaden z krytyków nie zwrócił na to uwagi.
Zaś słowa Menarda wygłoszone później w studiu prywatnej BFMTV uznali oni już co najwyżej za brnięcie w prowokację: „Czy wolicie ukrywać rzeczywistość, niż ją dostrzegać? Przecież wiele państw prowadzi statystyki etniczne i – o ile mi wiadomo – nie są to państwa mniej demokratyczne ani mniej republikańskie niż Francja. Tyle że we Francji specjalizujemy się w postawie, zgodnie z którą niedostrzeganie problemów ma sprawiać, że one przestają istnieć".