Marek Migalski: Czy Rafał Trzaskowski wierzy w mity?

Wbrew powszechnej opinii komentariatu zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego w prawyborach w Koalicji Obywatelskiej nie było „miażdżące”.

Publikacja: 27.11.2024 04:36

Kandydat na prezydenta RP, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski

Kandydat na prezydenta RP, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski

Foto: PAP/Leszek Szymański

Rafał Trzaskowski jest wiceprzewodniczącym PO, wszystkie sondaże pokazywały, iż wyraźniej niż Radosław Sikorski pokonuje przedstawiciela PiS w obu turach elekcji prezydenckiej, w dodatku od pięciu lat „naturalnym” kandydatem, a jego konkurent jest byłym „pisowcem” – biorąc pod uwagę wszystkie te fakty, to skala jego zwycięstwa jest raczej umiarkowana. Jednak zarówno komentatorzy, jak i chyba – co gorsza – sam zainteresowany, uwierzyli, że zwycięstwo było imponujące.

Nie pisałbym o tym kolejnym micie w polskiej polityce, gdyby nie to, że jeśli uwierzy w niego Trzaskowski oraz jego sztabowcy, to przyszłoroczne wybory mogą skończyć się tak, jak skończyły się te z 2020 r. Zwłaszcza że otoczenie obecnego prezydenta stolicy uległo kilku innym mitom.

Dlaczego Rafał Trzaskowski przegrał wybory prezydenckie 2020 roku

Najważniejszym z mitów jest ten, że wiceprzewodniczący PO „de facto” wygrał poprzednie prezydenckie starcie. To przekonanie jest powszechne wśród najbliższych jego współpracowników. To, że wybory sprzed prawie pięciu lat odbywały się w warunkach nieuczciwej konkurencji jest prawdą, ale od tej refleksji do konstatacji, iż „de facto” Andrzej Duda przegrał, droga daleka. Jeśli obecny kandydat KO będzie trwał w błędnym przekonaniu i nie wyciągnie wniosków ze swojej porażki, zmniejszy swe szanse na wygraną.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Nowy sondaż prezydencki. Trzaskowski z gigantyczną przewagą, Nawrocki musi gonić

W poprzedniej kampanii sztab Trzaskowskiego popełnił dwa podstawowe błędy. Pierwszym było niewykorzystanie sprawy ułaskawienia pedofila przez Dudę, która pojawiła się w mediach dwa dni po pierwszej turze, ale ludzie ówczesnego kandydata PO nie uznali za stosowne schylić się po tę sprawę. Być może była poniżej ich godności. A mogła ona skłonić kilkaset tysięcy zwolenników Dudy nie tyle do przerzucenia swych głosów na jego konkurenta, ile do pozostania w domach w dniu wyborów. A to właśnie te kilkaset tysięcy zdecydowały o drugiej kadencji polityka PiS w Belwederze.

Sprawa druga jest powszechnie znana – to odrzucenie zaproszenia do debaty w Końskich. Była ona organizowana przez TVP, więc było oczywiste, że jest pułapką zorganizowaną wspólnie przez medialnych propisowskich pałkarzy ówcześnie zarządzających tą instytucją oraz sztab Dudy. Ale można było na nią pojechać i zaraz na wstępie zażądać od prezydenta wytłumaczenia się ze sprawy pedofila lub z jakiejkolwiek innej, kłopotliwej dla obozu władzy. Po czym wyjść.

Była szansa na to, że miliony zwolenników PiS dopiero wówczas dowiedziałoby się o tej aferze. Albo – alternatywnie – pojechać do Końskich następnego dnia i spędzić z ich mieszkańcami kilka godzin. Jako dowód na to, że Trzaskowski nie boi się spotkań, ale nie ma zamiaru uczestniczyć w ustawkach władzy z jej medialnymi pałkarzami.

Czy sztab Rafała Trzaskowskiego widzi swoje błędy sprzed pięciu lat?

Jeśli Karol Nawrocki nie okaże się pisowską Małgorzatą Kidawą-Błońską i skupi wokół siebie elektorat PiS, to w drugiej turze możemy być świadkami naprawdę zaciętej rywalizacji. Do zwycięstwa będzie Trzaskowskiemu potrzebna pracowitość i dobrze działający sztab. W tych dwóch kwestiach kilka uwag.

Pierwszą dobrze opisze moje wspomnienie z czwartku przed drugą turą wyborów 2020 r., czyli z przedostatniego dnia kampanii wyborczej. Obudziłem się około piątej rano i włączyłem telewizor – pod jedną z kopalń Duda rozdawał kanapki idącym do pracy górnikom. O szóstej widziałem go w jakiejś piekarni. O ósmej składał kwiaty pod pomnikiem Powstańców Śląskich. Trzaskowski pojawił na ekranie telewizora dopiero o dziesiątej – w siedzibie partii opowiadał, co zrobi na Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, gdy już zostanie prezydentem. Powtórzę – o dziesiątej, w siedzibie swojej partii, o czymś, co nazywa się RBN. Już wcześniej było dla mnie jasne, że zostanie pokonany przez Dudę, ale w tamtym momencie pomyślałem, że to chyba nawet sprawiedliwe, bo przy takim zaangażowaniu i takim pomyślunku to zwycięstwo mu się po prostu nie należy.

Foto: Tomasz Sitarski

Druga sprawa to sztab. Wygląda na to, że obok Trzaskowskiego staną ci sami ludzie, którzy robili mu kampanię przed prawie pięcioma laty. Trudno się dziwić, bo po pierwsze, ma do nich zaufanie, a po drugie, to doświadczeni politycy i polityczki. Problem polega jednak na tym, że Sławomir Nitras, Agnieszka Pomaska, Cezary Tomczyk czy Adam Szłapka są prawie nieodróżnialni od swego lidera – po prostu przypominają go zarówno osobowościowo, jak i aksjologicznie. To zaś stwarza zagrożenie związane z tym, iż nikt z nich nie będzie widział tej Polski i tych niebezpieczeństw, które płyną niekoniecznie od „młodych, wykształconych, z dużych miast”. To doświadczeni politycy, ale są jak spod sztancy, w dodatku tej, spod której wyszedł ich lider. Mogą nie rozumieć tych wyborców, do których apelować będzie nie tylko Nawrocki, ale także Szymon Hołownia czy Sławomir Mentzen (a to elektoraty tych dwóch ostatnich rozstrzygną w drugiej turze o zwycięstwie).

I problem ostatni – czy otoczenie Trzaskowskiego i on sam widzą swoje błędy, czy też żyją mitami, o których pisałem. Jeśli to pierwsze, byłby to dobry prognostyk dla kandydata KO. Jeśli jednak uważają, że w sumie wygrali przed prawie pięcioma laty, Sikorki został pokonany „miażdżąco”, nie należy ryzykować, a kampanię można prowadzić z siedziby partii (i to co drugi dzień), to nie jest wykluczone, że wszystko skończy się jak w 2020 r.

Autor

Marek Migalski

Politolog, profesor Uniwersytetu Śląskiego

Rafał Trzaskowski jest wiceprzewodniczącym PO, wszystkie sondaże pokazywały, iż wyraźniej niż Radosław Sikorski pokonuje przedstawiciela PiS w obu turach elekcji prezydenckiej, w dodatku od pięciu lat „naturalnym” kandydatem, a jego konkurent jest byłym „pisowcem” – biorąc pod uwagę wszystkie te fakty, to skala jego zwycięstwa jest raczej umiarkowana. Jednak zarówno komentatorzy, jak i chyba – co gorsza – sam zainteresowany, uwierzyli, że zwycięstwo było imponujące.

Nie pisałbym o tym kolejnym micie w polskiej polityce, gdyby nie to, że jeśli uwierzy w niego Trzaskowski oraz jego sztabowcy, to przyszłoroczne wybory mogą skończyć się tak, jak skończyły się te z 2020 r. Zwłaszcza że otoczenie obecnego prezydenta stolicy uległo kilku innym mitom.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Co zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego oznaczać będzie dla Polski?
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wolna Wigilia, czyli Ryszard Petru pod choinkę
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Polowanie na synekury
Opinie polityczno - społeczne
Michał Kolanko: Osie podziału Nawrockiego w kampanii prezydenckiej. Elity kontra lud
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Trzaskowski nie ma zwycięstwa w kieszeni. Czy PiS powtórzy manewr z Dudą?