Skuteczność wypełniania obietnic to jak na razie najsłabsza strona rządu Donalda Tuska. Brak samodzielnej większości, prezydent wspierający opozycję oraz stan państwa, jaki pozostawili po sobie poprzednicy, nie są jedynymi przeszkodami na drodze do realizacji wyborczych zapowiedzi. O ile Mateusz Morawiecki i jego rząd realizowali interesy wyłącznie swoich wyborców, o tyle elektorat koalicji 15 października nie jest tak jednorodny. Rządzenie to wybór interesu, kiedy jedni korzystają, inni tracą.
Problem Donalda Tuska jak w soczewce skupia dyskusja wokół składki zdrowotnej, ponieważ w tym przypadku swój głos oddali na rząd zarówno ci, którzy tracą na tej zmianie, jak i zyskujący na niej. Nie jestem ekonomistką, widzę jednak ryzyka polityczne, jakie niosą te pomysły. A są one moim zdaniem znaczące.
Dlaczego klasa średnia poparła rząd Donalda Tuska
Koalicja 15 października wydaje się mieć w tyle głowy ważną lekcję od PiS-u – trzeba dbać o własny elektorat. Rząd przedstawił plany dotyczące obniżenia składki zdrowotnej dla przedsiębiorców, które konsumują wyborcze zapowiedzi. Pomysł ma swoje źródła w nieudanym ostatecznie projekcie poprzedników – Polskim Ładzie, który w założeniach miał ugruntować bezpieczeństwo elektoratu PiS-u.
Czytaj więcej:
W praktyce zmiany w systemie podatkowym oznaczały próbę redystrybucji dochodu od domniemanych wyborców partii opozycyjnych do nowej klasy średniej, którą swego czasu Zjednoczona Prawica widziała mniej więcej jako grupę zarabiającą ok. 4 tys. zł brutto miesięcznie. Powiązano wówczas wysokość składki zdrowotnej z wynagrodzeniem pracowników zatrudnionych na umowę o pracę oraz wprowadzono brak możliwości odliczenia jej od podatku. System rozliczeń podatkowych okazał się skomplikowany, a wielu wyborców miało realne poczucie, że na nim straciło.