Wołodymyr Zełenski w ostatnich dniach przekonał się, że do czasu inauguracji nowego prezydenta USA, czyli do 20 stycznia 2025 r., żadne strategiczne decyzje w sprawie Ukrainy nie zapadną. O tym świadczy chociażby reakcja Zachodu na jego plan zwycięstwa. Nie został on ani przyjęty, ani odrzucony. Trzeba raczej mówić o większej lub mniejszej obojętności.
W podobnym duchu należy widzieć błyskawiczną, pożegnalną wizytę w Berlinie w piątek Joe Bidena. Na spotkanie z amerykańskim prezydentem kanclerz Olaf Scholz zaprosił jeszcze prezydenta Francji Emmanuela Macrona i premiera Wielkiej Brytanii sir Keira Starmera.
Czytaj więcej
Wysiłki Olafa Scholza, by odzyskać dla swego kraju utraconą pozycję hegemona z czasów Angeli Merkel, nie mogą zakryć prawdziwego obrazu sytuacji. Nigdy na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci Niemcy nie były w Europie tak słabe jak obecnie.
Po jednej stronie politycy na końcu kadencji, bez szans na reelekcję. Po drugiej stronie Donald Tusk
Brak przedstawiciela Polski został zinterpretowany przez polityków PiS w sposób klasyczny: oto jesteśmy świadkami nowego Monachium, gdzie losy Ukrainy rozstrzygają się bez udziału Polski. To miałby być jeszcze jeden argument za tym, aby koalicja rządowa KO, Lewicy i Trzeciej Drogi jak najszybciej oddała władzę PiS.