Interes państwa to wypadkowa tysięcy czynników o większym i mniejszym znaczeniu. Można by spytać, czy w tej grze interesów perspektywa manifestujących na ulicach Warszawy producentów rolnych rzeczywiście jest najważniejsza? Czy nie ważniejszy jest na przykład interes konsumenta, który podąża zwykle za niższą ceną. Albo interes przyszłych pokoleń, dla których europejskie elity forsują Zielony Ład w walce o klimat? Kto ma to zważyć? Kto ocenić? Kto podjąć decyzje? W naszym, polskim przypadku to nawet nie sprawa polskiego rządu, który ma ręce skrępowane wspólną polityką Unii Europejskiej.
Czy rząd powinien rozmawiać z protestującymi rolnikami?
Natomiast bez wątpienia odpowiedzialnością polskiego rządu jest zawiadywanie zbiorową emocją, która doznaje poważnego uszczerbku wskutek protestów takich jak ten wtorkowy. Nikt inny, bo przecież nie unijni komisarze, tylko rządowi negocjatorzy muszą wyjść do protestujących i rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać. Gasić to, co wyjątkowo groźne – antyeuropejskie nastroje i antyunijną emocję. Są groźne, bo nie tylko idą w parze z ryzykownym populizmem, ale też służą wrogom Polski. Tu, w Warszawie, i tam, w Moskwie. Na dodatek nie jestem pewien, czy wykrzykiwany na stołecznych ulicach manifest eurosceptycyzmu jest całkiem szczery.
Czytaj więcej
Rolnicy ruszyli spod Pałacu Kultury i Nauki pod Sejm. Policja otoczyła ich kordonem. Obserwatorzy zastanawiają się jednak, czy nie dojdzie do przepychanek, bo nastroje są nerwowe.
Czy polscy rolnicy zyskują dzięki UE?
Polscy rolnicy to grupa największych beneficjentów akcesji europejskiej. Czy jesteśmy zwolennikami wspólnej polityki rolnej, czy nie, fakty są poza dyskusją. Tylko w zeszłym roku europejskie wsparcie o wartości 3,670 mld euro otrzymało 1,24 miliona polskich rolników. Bez tych pieniędzy poszliby z torbami. Dopiero wtedy byłby raban! Tyle że dopłaty do polskiego rolnictwa mają odwrotną stronę; to finezyjnie skonstruowany system standardów jakościowych, kwotowych czy ochrony terenów rolniczych (ugorowanie).