Charles de Gaulle i Jarosław Kaczyński. Pierwszy utworzył V Republikę, drugi tylko mówił o IV Rzeczpospolitej. Pierwszy stworzył spójny ustrój, który do dziś pozwala Francji grać na scenie międzynarodowej znacznie powyżej swojego potencjału. Drugi od ośmiu lat niszczy instytucje wolnego państwa ale nie jest w stanie na ich miejsce stworzyć nowych, sprawniejszych. Polska z tego powodu pogrąża się w coraz większej izolacji i w ogóle może wylecieć z kręgu europejskiej integracji.
Dlaczego Charles de Gaulle wielkim Francuzem był
Powodów należy szukać przede wszystkim w odmiennym podejściu do demokracji. „Dlaczego chcielibyście, abym w wieku 67 lat zaczynał karierę dyktatora?” – powiedział De Gaulle zaraz po tym, jak w 1958 roku został poproszony o utworzenia rządu ocalenia narodowego i wyrwania kraju z tragicznej wojny w Algierii. Choć był wojskowym, nie miał wątpliwości, że jego kraj może być wielki tylko wtedy, gdy pozostanie demokracją.
Czytaj więcej
Zmiany w wojsku muszą budzić zastanowienie. Czy to przygotowanie do obrony tego, co prezes PiS uważa za niepodległość? Czy zechce on bronić władzy niekonstytucyjnymi środkami, nie uznając wyników wyborów?
Tego nauczyły go w szczególności doświadczenia II wojny światowej. Przywódca wolnej Francji dokonał wtedy rzeczy niezwykłej. Przekonał świat, że Francuzi, choć ponieśli druzgocącą klęskę w walce z Hitlerem w 1940 roku i masowo zdecydowali na kolaborację z III Rzeszą, należą do grona wielkich zwycięzców wojny. Francja otrzymała dzięki temu własną strefę okupacyjną w Niemczech, stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, a później jako jedyny kraj kontynentalnej Europy uzyskała broń jądrową.
Jarosław Kaczyński poszedł inną drogą
Jarosław Kaczyński punkt wyjścia miał o wiele lepszy od generała. Gdy przejmował władzę, Polska była owianą legendą pierwszego kraju, który obalił komunizm. Jan Paweł II i Lech Wałęsa byli powszechnie znani nawet wśród Japończyków czy Brazylijczyków. Ale zamiast zbudować na tym fundamencie potęgę, Jarosław Kaczyński dał się ponieść małostkowym rozliczeniom. Demokrację traktował nie jako cel sam w sobie, tylko środek do utrwalenia swojej władzy. Wałęsa miał według niego zostać zapamiętany tylko jako agent, a 4 czerwca 1989 roku miał przejść do historii nie jako dzień narodzin wolności, tylko jako moment wielkiej zdrady. Jego polityka historyczna podzieliła społeczeństwo, podczas gdy Francuzi zjednoczyli się wokół mocno wyidealizowanej wizji przeszłości, jaką oferował im de Gaulle.