Gdyby incydent taki, jak wysłanie do Izraela samolotów w trybie sprzecznym z regułami łańcucha dowodzenia, był rzeczywistym powodem podania się do dymisji najwyższych dowódców wojskowych w przededniu tak szczególnych wyborów, znaczyło by to, że nigdy nie powinni otrzymać swoich stanowisk, bo są emocjonalnie chwiejni oraz nieodpowiedzialni. Każdy roztropny oficer w zderzeniu z taką sytuacją wstrzymałby się z decyzją o kilka tygodni.
Od postawy wojska może zależeć przyszłość kraju
Nawet oficerowie najgłębiej zatopieni w wojskowym profesjonalizmie muszą zdawać sobie sprawę, że Polska stoi dziś przed wyzwaniem pokojowego przekazania władzy przypominającym to, przed którym stały USA w ostatnich dniach prezydentury Trumpa i Brazylia pod koniec kadencji Bolsonaro. W obu tych przypadkach demokracja przetrwała dzięki postawie sił zbrojnych, a zwłaszcza ich najwyższego dowództwa. Jest bardzo prawdopodobne, że w Polsce będzie podobnie, choć oczywiście tutaj kontekst jest inny.
Czytaj więcej
Obóz PiS atakuje generałów, twierdząc, że dymisja jest ruchem politycznym. Ale to właśnie partia...
Konstytucja nie mówi tego wprost, ale wynika z niej jasno, że tak jak trybunały i sądy mają obowiązek bronić Konstytucji, gdy inne władze depczą ją używając prawa, tak samo powinnością sił zbrojnych jest wierności wobec porządku konstytucyjnego. Zwłaszcza gdy odchodzące na skutek wyborów władze, mniej lub bardzie jawnie, próbują obalić go siłą, jak to było w Brazylii i USA. Sądząc z doświadczeń państw, gdzie populiści należący do tego samego nurtu, co PiS, wcześniej przegrali wybory, Polska może wkrótce znaleźć się w sytuacji, w której od postawy wojska i jego dowódców będzie zależała przyszłość konstytucyjnego ustroju.