Przedstawiony w poniedziałek rano spot Prawa i Sprawiedliwości jest przykładem niemal wszystkich możliwych absurdów tegorocznej kampanii wyborczej. Chodzi o filmik, w którym prawdziwy Jarosław Kaczyński odbiera telefon od fikcyjnego ambasadora Niemiec i zrywa połączenie, gdy słyszy, że chce z nim jakoby rozmawiać kanclerz Niemiec, by domagać się podniesienia wieku emerytalnego. „Proszę przeprosić pana kanclerza, ale to Polacy w referendum zdecydują w tej sprawie. Nie ma już Tuska i te zwyczaje się skończyły” – mówi prawdziwy Kaczyński i odkłada swoją starą nokię na biurko.
Czytaj więcej
Prawo i Sprawiedliwość opublikowało w poniedziałek rano nowy spot wyborczy. W spocie zainscenizowano rozmowę między Jarosławem Kaczyńskim a ambasadorem Niemiec.
Dlaczego spot PiS pokazuje jak absurdalne jest łączenie kampanii wyborczej i referendalnej
Dokładnie tak, jak ostrzegaliśmy na naszych łamach, połączenie wyborów parlamentarnych z referendum jest przepisem na to, by omijać kampanijne wydatki zarejestrowanych przez PKW komitetów wyborczych. Omawiany klip jest bowiem teoretycznie materiałem referendalnym, choć finansowany jest przez Komitet Wyborczy PiS. Teoretycznie zachęca do udziału w głosowaniu w sprawie wieku emerytalnego. Ale jego treść zawiera wszelkie elementy narracji PiS w wyborach parlamentarnych. Straszenie podwyższeniem wieku emerytalnego, straszenie Niemcami i straszenie Donaldem Tuskiem.
Stało się więc dokładnie to, przed czym wszyscy zwolennicy transparentności kampanii wyborczej ostrzegali
To pokazuje, jak niebezpiecznym zabiegiem było połączenie kampanii referendalnej i wyborczej. Jednak kampania referendalna nie jest tak skrupulatnie rozliczana, jak każda złotówka wydana na agitację wyborczą. Gdy teraz pojawią się referendalne spoty przeciwstawiające się podniesieniu wieku emerytalnego, ale już niepochodzące z PiS, to będą poruszać dokładnie te same sentymenty. Dzieje się więc dokładnie to, przed czym wszyscy zwolennicy transparentności kampanii wyborczej ostrzegali.