We wtorek „Rzeczpospolita” opisała sytuację na granicy polsko-białoruskiej. Straż Graniczna odnotowuje w ostatnich dniach zwiększony napływ uchodźców z Białorusi, m.in w związku z decyzją o likwidacji obozu w Bruzgach, w którym dotychczas przebywali. Mimo wybuchu wojny, w której państwo Aleksandra Łukaszenki jest sojusznikiem Rosji, praktyka polskich pograniczników się nie zmienia: zatrzymani uchodźcy są wypychani z powrotem na Białoruś, wśród nich są kobiety i dzieci.
W „Rz” cytowaliśmy m.in. pismo komendanta Podlaskiego Oddziału SG gen. brygady Andrzeja Jakubaszka, w którym informował on zastępczynię RPO dr Hannę Machińską, że „obecnie na terytorium Republiki Białorusi nie toczą się żadne działania wojenne. Nie ma też żadnego oficjalnego stanowiska politycznego, z którego wynikałoby jednoznacznie, że kraj ten jest objęty takimi działaniami”. Pismo datowane było na 8 marca.
Czytaj więcej
Podczas kiedy Polacy pomagają setkom tysięcy uciekinierów z Ukrainy, na granicy polsko-białoruskiej uchodźcy, w tym dzieci, wypychane są z powrotem na terytorium państwa Aleksandra Łukaszenki.
Już po zamknięciu gazety otrzymaliśmy odpowiedź od rzeczniczki SG por. Anny Michalskiej na pytania, czy stanowisko SG nie zmieniło się przez ostatnie dni, kiedy udział Białorusi w agresji na Ukrainę stał się bezsporny, a państwa zachodnie nałożyły na ten kraj sankcje. Pytaliśmy m.in.: „Czy SG nadal uważa, że Białoruś jest krajem bezpiecznym? Jakie „jednoznaczne polityczne stanowisko” musiałoby być przyjęte, by osoby przekraczające granicę nie były wypychane do tego państwa?”.