Osoby wykorzystane seksualnie w dzieciństwie trafią kiedyś wprost do nieba. Skąd to wiem? Bo w piekle już były.
(Nie)wyobrażalne
Blisko miesiąc temu ogłoszono nazwisko nowego gdańskiego metropolity, którym został pallotyn abp Tadeusz Wojda. Objął on diecezję po poprzedniku, na którym ciążą zarzuty krycia przestępstwa pedofilii. W jednym z pierwszych wywiadów po tej nominacji, arcybiskup ten stwierdził: „Mam świadomość, że ofiary pedofilii ogromnie cierpią. Osobiście zawsze jest mi bardzo przykro, kiedy spotykam się z tego rodzaju sytuacjami. Niejednokrotnie rodzi się we mnie samym pytanie, jak można było w ten sposób skrzywdzić niewinne dziecko”. Czytając te potrzebne słowa zastanawiałem się, czy abp Wojda, rzeczywiście „ma świadomość”, co czują osoby, których cierpienie rozłożone jest na całe życie, które przez lata musiały milczeć, „bo tak wypadało”, które nie wspominały o niczym, doświadczając silnego strachu wzbudzanego świadomie przez sprawcę. Osoby, których ból przez lata był trywializowany.
Kiedy tak (surowo i dość automatycznie) łatwo oceniłem tę wypowiedź, uzmysłowiłem sobie, że i ja sam mam świadomość daleką od doskonałości. Jak to jest bowiem być krzywdzonym przez człowieka, którego znam, więcej – któremu zaufałem? Jak to jest samotnie iść przez piekło, które zgotował noszący uroczyste szaty pan opowiadający o Bogu? Jak to jest zastygać w bezruchu czując konkretny zapach wody kolońskiej, czując paniczny lęk z powodu nieznanego człowieka, który w kolejce stanął zbyt blisko, a którego rytm oddechu przypomniał potwora z doświadczonego niegdyś horroru?
Pytań takich postawić możemy wiele, ale niewielu z nas umie na nie odpowiedzieć. Nie jest istotnym, jak przekonująco wspomniany powyżej abp Wojda przemawia, ale co zapowiada i co zrobi w walce nie tyle z grzechem pedofilii, ile z przestępstwem, jakim jest wykorzystanie seksualne dziecka. Trudno nam jednak będzie cokolwiek zrobić, jeśli unikać będziemy chwil rozmowy z tymi, którzy cierpią, a niestety ostatnie lata pokazują, że podobne zaniedbanie nie należy do rzadkości, wśród np. hierarchów.
W cierpieniu
Kilka miesięcy temu pewna osoba skontaktowała się ze mną. Chciała porozmawiać
o przestępstwie, jakiego przed kilkudziesięcioma latami doświadczyła. W natłoku kolejnych obowiązków zapomniałem o tym, że w jednej z wiadomości zapewniłem, że do naszego spotkania dojdzie. Osoba ta się przypomniała, a ja dostrzegłem, iż moja obietnica rozmowy nie została zrealizowana. W krótkim czasie do niej doszło, a ja – mam nadzieję na trwałe- uświadomiłem sobie, że o podobnych prośbach o rozmowę nie mogę nigdy zapominać. W trakcie naszego spotkania usłyszałem takie oto słowa: „Wie Pan, dla nas bardzo ważnym jest to, że ktoś nas słucha”. To krótkie zdanie towarzyszy mi nieustannie w próbie wyobrażenia sobie, czym jest i jaki jest ból doświadczany przez osoby, które w dzieciństwie były krzywdzone złym dotykiem, które molestowano, bądź gwałcono w pomieszczeniach, w których z założenia miały czuć się bezpiecznie. Dwie dekady temu papież Jan Paweł II stwierdził w liście apostolskim „Novo Millennio Ineunte”: „Potrzebna jest dziś nowa wyobraźnia miłosierdzia, której przejawem będzie nie tyle i nie tylko skuteczność pomocy, ale zdolność bycia bliźnim dla cierpiącego człowieka, solidaryzowania się z nim, tak aby gest pomocy nie był odczuwalny jako poniżająca jałmużna, ale jako świadectwo braterskiej wspólnoty dóbr”. To słuszna wypowiedź polskiego świętego
wymaga – w odniesieniu do ofiar przestępstwa pedofilii –zrobienia kroku w tył. Konieczne jest bowiem wpierw doświadczenie „wyobraźni cierpienia”. Nie jest to łatwe zadanie. Wykorzystanie seksualne, gwałt i molestowanie, to bowiem tematy w jakiejś mierze paradoksalne. Z jednej strony wszyscy o nich mówią i je słusznie piętnują, żądając wyciągnięcia konsekwencji wobec sprawców i tych, którzy ich kryli. Z drugiej jednak strony jest tak, że zagadnienia te oddalamy od siebie. One bolą, nie tylko w chwili czytania sądowych akt, ale również w momencie, gdy widzimy, jak młoda kobieta opowiada o okaleczeniach z dzieciństwa, o ranach na duszy i ciele. Abp Fulton Sheen w swojej autobiografii zwrócił uwagę, że ludziom zawsze łatwiej zbliżyć się do tematu ubóstwa, niż do konkretnej osoby, która jest uboga. Podobnie jest z pedofilią. Można głośnio i dużo mówić o problemie klinicznym i prawno-karnym tego zjawiska, jednocześnie nigdy nie zamieniając słowa np. z osobą, która mając blisko 40 lat cały czas pamięta z dzieciństwa przerażający ją zapach mleka, które często pił jej kat – o czym wspomina jedna z osób wypowiadających się w filmie „Tylko nie mów nikomu”.