Tak się składa, że to liberałowie stali się w ostatnich latach zwolennikami ograniczania wolności obywatelskich. Dla przykładu: nie wolno krytykować mniejszości, bo przecież są one od stuleci uciskane. Można za to wylądować w sądzie, o linczu w mediach nie wspominając. Za to istnieje w wielu krajach prawny przymus ograniczania obecności religii (w zasadzie chrześcijaństwa) w przestrzeni publicznej. A teraz coraz głośniej mówi się o wprowadzeniu obowiązku szczepień na Covid-19.
Na razie nikt się na to nie zdecydował, ale wydaje się to coraz bardziej realne, choć chyba nie w Polsce. Nasz rząd, choć niekoniecznie liberalny, nie zrobi tego tylko z przyczyn politycznych. Gdyby tylko mogli, słuchając ministra Niedzielskiego, nie mam co do tego wątpliwości, natychmiast by wszystkich opornych zaszczepili. Czyli postąpiliby jak większość liberalnych elit Zachodu, które z trudem powstrzymują się od zmuszania obywateli do dbania o zdrowie. Co to ma wspólnego z poszerzaniem granic wolności, które jest podstawą liberalizmu? Nic. Elita, gdy ma do wyboru wolność i własny komfort, zawsze wybierze to drugie. Bo przecież mniej więcej wiadomo, że szczepić nie chce się tzw. klasa ludowa.
Słusznie się państwo domyślili. Nie jestem zwolennikiem wprowadzenia przymusu szczepień. Co nie znaczy, że jestem przeciwnikiem szczepień. Wprost odwrotnie, uważam, że to najlepszy sposób walki z groźnymi chorobami, a do nich z pewnością Covid-19 należy. Uważam też jednak, że człowiek powinien sam decydować o swoim zdrowiu, bo to jest jego fundamentalne prawo i podstawowa wolność. Wprowadzenie przymusu można by rozważyć, jeśli niezaszczepieni zagrażaliby innym. Tymczasem, z tego, co mówią naukowcy, są groźni dla siebie. Już samo wprowadzenie restrykcji wobec niezaszczepionych budzi wątpliwości i wydaje się niezgodne z regułami demokracji, gdzie wszystkich obywateli należy traktować tak samo. Owszem, sensowny wydaje się system zachęt. Państwo demokratyczne ma prawo promować pewien typ zachowań, ale niekoniecznie „nadzorować i karać". Nie jest przypadkiem, że taki właśnie tytuł („Nadzorować i karać") nosi książka Michela Foucaulta, opowiadająca o narodzinach więzienia.