Sejm odrzucił niedawno projekt ustawy zmieniającej sposób finansowania partii politycznych. Największa partia parlamentarna – Platforma Obywatelska – zapowiadała powrót do tej idei, ale ani koalicjant, ani opozycja nie zgadzają się na żadne zmiany w wygodnym systemie.
Wielu komentatorów także uważa status quo za najlepsze wyjście. Nie dostrzegają oni jednak zgubnej modyfikacji istoty partii politycznych przez obowiązujący system finansowania.
[srodtytul]Kaprale dyscyplinują[/srodtytul]
Przypomnijmy moment na kilka dni przed przyjęciem w USA planu ratunkowego ministra Henry’ego Paulsona. Pierwotnie został on odrzucony, choć dzień przedtem media były pełne zdjęć uśmiechniętych liderów demokratycznych i republikańskich uzgadniających treść planu. W Polsce taki obrót spraw byłby niemożliwy– oba ugrupowania zostałyby zdyscyplinowane przez partyjnych kaprali w celu przepchnięcia głosowania. Tymczasem amerykański kongresman czuje się odpowiedzialny przed wyborcami, którzy na niego głosowali ze względu na jego poglądy i przymioty.
Warto o tym pamiętać, gdy dyskutuje się nad projektami zmiany sposobu finansowania partii w Polsce. Błąd w rozumowaniu polega niekiedy na tym, że trzeba ograniczyć wysokość finansowania, a metoda pozostaje drugorzędna. Z tego punktu widzenia odejście od budżetowego i obligatoryjnego finansowania jest równorzędne ze zmniejszeniem kwot przypadających w ramach obecnego systemu. Tymczasem mamy do czynienia z fundamentalną różnicą odnoszącą się do miejsca partii politycznych w życiu społecznym. Stawiam tezę, że partie co do zasady nie są częścią sektora publiczno-władczego, ale obywatelsko-społecznego.