Dwie Polski

Niektórzy chcieliby ubezwłasnowolnić wszystkich, którzy wątpią, iż III RP była najlepszą rzeczą, jaka się mogła w historii przydarzyć Polakom – pisze publicysta

Aktualizacja: 12.05.2010 21:49 Publikacja: 12.05.2010 20:18

Ryszard Bugaj

Ryszard Bugaj

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys

Red

[b][wyimek][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/05/12/ryszard-bugaj-dwie-polski/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/wyimek][/b]

Janusz Czapiński w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” zatytułowanym [link=http://wyborcza.pl/1,75515,7825768,Prawdziwi_Polacy_ida_na_wojne.html" "target=_blank]„Prawdziwi Polacy idą na wojnę”[/link] (29 kwietnia 2010 r.) opisuje polski pejzaż polityczny i mentalny po smoleńskiej katastrofie. Swego rodzaju mottem wywiadu jest e-mailowy list skierowany do niego i zawierający stek agresywnych pogróżek. W tym kontekście Czapiński pytany o funkcję pobudzonych po smoleńskiej katastrofie emocji stwierdza: „Domykają spójny obraz nastawienia na nasz narodowy interes (…). Nie mamy przyjaciół (…). Zostawili nas na pastwę Hitlera (...). Chociaż rządzą u nas, Polska jest krajem neokolonialnym, tu nie ma nic naszego”.

[wyimek]Janusz Czapiński jest stronniczy jak Jacek Kurski. Tyle że Kurski występuje w roli propagandysty swojej partii. Czapiński zaś jest formalnie bezpartyjny, ale zadania propagandowe wypełnia z zapałem [/wyimek]

[srodtytul] Wredne racje [/srodtytul]

Kto reprezentuje taką postawę i pogląd? Bezpośredniej odpowiedzi na to pytanie w wywiadzie nie ma, ale Czapiński sugeruje, że to zwolennicy hasła IV RP i sympatycy braci Kaczyńskich, którzy są przekonani „że media fałszowały wizerunek tej prezydentury”.

To „aksjologiczni patrioci” (określenie Czapińskiego), czyli „ogromna grupa Polaków, która nie potraktowała katastrofy pod Smoleńskiem jak tragedii ludzkiej, tylko jako tragedię narodową.… Jedynym gwarantem przejścia przez nią jest teraz obronić polskość w Polsce, tj. dokładać komuś, kto zbyt wcześnie zakończył żałobę i oponentom, którzy przestrzegają przed budową IV RP – bo oni nie są »prawdziwymi Polakami«”. Na tym tle „uwyraźniły się podziały między Polakami. Jedni są spokojni, wzięli się do roboty, a drudzy nakręcają emocje, domagają się rewanżu na winnych, nie spoczną, dopóki nie uderzymy się w piersi i nie zagłosujemy w 90 proc. na Jarosława Kaczyńskiego”.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że wg Czapińskiego (szefa wielkiego projektu badawczego pt. Diagnoza Społeczna) Polacy dzielą się na dwie (i tylko na dwie) duże grupy: ciemnych i ksenofobicznych „aksjologicznych patriotów”, zwolenników IV RP oraz PiS (i Jarosława K.) oraz światłych i pracowitych obywateli budujących sukces Polski (ale prześladowanych obecnie za niewinność przez „patriotów”), którzy – oczywiście – w wyborach prezydenckich zagłosują na Bronisława Komorowskiego. W sprawie tego ostatniego Czapiński mówi: „On dobrze odegrał swoją rolę (…), pokazując, że jeszcze Polska nie zginęła”. Zresztą „Tu nie chodzi o Komorowskiego, ale (…) o zagrodzenie drogi PiS”.

Czapiński nie analizuje racji zwolenników IV RP – on (i dziennikarka „Gazety”, która z nim rozmawia) wie, że są wredne. Dla ułatwienie pomija nawet tę okoliczność, że postulat ten pierwotnie wspierała też PO (a więc również Komorowski). Nie dopuszcza myśli, że status „aksjologicznego patrioty” nie łączy się w sposób konieczny z popieraniem postulatu IV Rzeczypospolitej. Dzięki temu zwolenników tego postulatu może traktować jako element po prostu patologiczny. Nie dopuszcza też myśli, że rozmiary opisywanego przez niego zjawiska zapiekłości mogą pozostawać w związku z uprzednimi zachowaniami „zdrowej części” elit.

[srodtytul] Zagrożenie kaczyzmem [/srodtytul]

Czapiński daje do zrozumienia, że formułuje swoje opinie jako bezstronny analityk, badacz i obserwator. To ewidentne nadużycie, bo są to opinie tak samo stronnicze jak np. prezentowane przez Jacka Kurskiego. Ale w przypadku Kurskiego przynajmniej wiadomo, że występuje on w roli propagandysty swojej partii. Czapiński, choć w 2001 roku był kandydatem SLD do Senatu, jest pewnie formalnie bezpartyjny, ale zadania propagandowe wypełnia z wielkim zapałem.

W Polsce istnieje grupa „aksjologicznych patriotów”, która posiada te wszystkie negatywne cechy, które opisuje Czapiński. Nie sądzę, by była to wielka grupa. Dobrze by jednak było, gdyby była izolowana. Ale pomysł Czapińskiego i wielu podobnie zaangażowanych idzie dużo dalej. Celem jest ubezwłasnowolnienie wszystkich, którzy wątpią, że III RP była najlepszą rzeczą, jaka się mogła w historii przydarzyć Polakom.

Na długo przed katastrofą pod Smoleńskiem trwała kampania dyskredytacji pisowskiej alternatywy prezentowanej pod sztandarem IV RP i Solidarnej Polski. Ta alternatywa w praktyce nie prezentowała się pociągająco: nieraz miała twarz Leppera i Giertycha. Ale przecież nie to decydowało, bo twarze Palikota lub Niesiołowskiego nie są bardziej pociągające. Moim zdaniem chodziło o interesy beneficjentów transformacji. Interesy rozumiane jako pozycja materialna, podział władzy i prestiżu. To dlatego liberalna część dawnej opozycji antykomunistycznej podała sobie ręce ze znanymi postkomunistami i razem bronili demokracji przed zagrożeniem kaczyzmu.

Adam Michnik posunął się pewnie najdalej, sugerując przed wyborami 2007 r., że PiS pewnie je sfałszuje („Jarosław Kaczyński dobrze zna powiedzenie, że mniej ważne jest, kto i jak głosuje, ważniejsze – kto i jak głosy liczy” – pisał szef „Gazety Wyborczej” 31 sierpnia 2007 r.). Ale i inni poszli daleko. Wspomniany Janusz Palikot oskarżał prezydenta – udając, że tylko pyta – o alkoholizm, czym ewidentnie wystawiał na szwank elementarne interesy polskie. Bronisław Komorowski, po tym gdy prezydent znalazł się w sytuacji zagrożenia życia, wypowiedział bardzo nieprzyjemne słowa: „jaka wizyta, taki zamach”.

Żaden z tych przypadków nie wywołał pryncypialnej reakcji obrońców demokracji i III RP. Nie przypominam sobie również pryncypialnej reakcji prof. Czapińskiego. Ale dziś pod pręgierzem umieszczony został Zdzisław Krasnodębski. Rzeczywiście – sformułował bardzo twarde oceny tamtych zachowań. Wolałbym, by tego nie czynił, bo wpisał się w praktykę harcowników III RP, ale nie można powiedzieć, że uczynił rzecz bez wcześniejszego precedensu.

[srodtytul] Pokusa kokietowania [/srodtytul]

Liberalne i lewicowe (czytaj postkomunistyczne) elity osiągnęły przed smoleńską katastrofą ewidentny sukces – poparcie dla PiS zostało zredukowane (wydawało się, że definitywnie) do poziomu 20 – 25 proc. Zresztą przyczynił się do tego sam PiS i – właściwie jedyny – jego lider. W każdym razie ta partia, gdy rządziła, w licznych przypadkach sprzeniewierzyła się swojemu programowi, a w opozycji okazała się niezdolna do odbudowy swojej pozycji jako alternatywy wobec ugrupowań i elit dumnie niosących sztandar III RP.

Hasło Solidarnej Polski najpierw „realizowali” (czyli nie realizowali) Kazimierz Marcinkiewicz i Zyta Gilowska, a potem zostało ono właściwie porzucone. Nawet o IV RP mówiono coraz rzadziej, a w każdym razie zrezygnowano z jego konkretyzacji. PiS jako alternatywa skarlał.

Katastrofa smoleńska ukazała ludziom (nie wszystkim, rzecz jasna, tylko jakiejś istotnej części), że śmierć Lecha Kaczyńskiego grozi usunięciem ze sceny życia publicznego ostatniej ostoi alternatywnej polityki. W tej sytuacji odbudowie uległo zainteresowanie Prawem i Sprawiedliwością jako potencjalnym sukcesorem orientacji wiązanej z prezydentem.

Oczywiście, ten odruch splótł się ze wzrostem nastrojów nacjonalistycznych, ale – wbrew „liberalnym” interpretacjom – nie ma podstaw do oceny, że ten czynnik jest całkowicie dominujący. Są natomiast dobre powody, by twierdzić, że „liberalne” elity przyjmują taką interpretację, bo to ułatwia zwalczanie wszelkich alternatywnych (wynikających z krytycznej oceny systemu III RP) pomysłów na Polskę. Uderzono w dzwon trwogi. Jego dźwięk jest jednak fałszywy.

Jeszcze nie wiemy, jakie formy przybierze kampania prezydencka. Nie wiadomo, czy PiS podejmie próbę powrotu do swojego pierwotnego przesłania. Jarosław Kaczyński jest odpowiedzialny za jego marginalizację, choć ma też zasługi w jego sformułowaniu. Z pewnością istnieje ryzyko, że PiS i Kaczyński ulegną pokusie kokietowania publiczności patriotyczną frazeologią. Ale nie mniejsze jest ryzyko, że obóz III Rzeczypospolitej będzie jak pałką wywijał hasłami reform i Europy, a wszystkich oponentów traktował jak sfrustrowanych „aksjologicznych patriotów”.

[srodtytul] Batalia o niezdecydowanych [/srodtytul]

Prof. Czapiński posługuje się zaimkiem „my”, a to oczywiście oznacza, że są też „oni”. Te zaimki były w powszechnym użyciu w czasach PRL. „My” to było społeczeństwo (naród, jeśli ktoś woli), a „oni”, to była komunistyczna nomenklatura. Kim dziś czują się „my”? Odpowiedział na to pewien znany intelektualista: to czytelnicy „Gazety Wyborczej” i „Polityki”. Coś jest na rzeczy. W „Polityce” (z 1 maja 2010 r.) Mariusz Janicki i Wiesław Władyka w tekście „Pokolenie PP” (co rozwijają jako Prawdziwi Patrioci) prezentują diagnozę niczym nieróżniącą się od diagnozy Janusza Czapińskiego, a i sugestie dotyczące zachowań politycznych w nadchodzących czasach są wielce zbieżne.

Toczy się obecnie batalia o tych, którzy ani nie chcą do obozu III RP, ani nie po drodze im z „patriotami”. Wynik tej batalii będzie bardzo ważny dla politycznych rozstrzygnięć wyborczych i kształtu polskiej sceny politycznej. „Patrioci” będą zaganiać do „narodowego” obozu, ogłaszając, że lista nieobecnych to lista zdrajców, ale nie ma póki co powodu, by twierdzić, że to PiS podejmie się tej funkcji.

Miłośnicy III RP ogłoszą, że kto ich nie poprze, ten przyczyni się do popchnięcia kraju w otchłań zaściankowego nacjonalizmu. Także w tym przypadku na czele agitatorów nie musi stanąć PO. Na razie wiemy na pewno, że harcownicy po obu stronach dążą do rozstrzygnięcia wyborczej batalii zanim się rozpoczęła. Jest jeszcze szansa, by ich judzenie nie okazało się skuteczne.

[i] Autor jest ekonomistą, był m.in. liderem Unii Pracy i doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Powyższa polemika została przesłana z prośbą o publikację do „Gazety Wyborczej”, ta jednak nie wyraziła zainteresowania.[/i]

[b][wyimek][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/05/12/ryszard-bugaj-dwie-polski/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/wyimek][/b]

Janusz Czapiński w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” zatytułowanym [link=http://wyborcza.pl/1,75515,7825768,Prawdziwi_Polacy_ida_na_wojne.html" "target=_blank]„Prawdziwi Polacy idą na wojnę”[/link] (29 kwietnia 2010 r.) opisuje polski pejzaż polityczny i mentalny po smoleńskiej katastrofie. Swego rodzaju mottem wywiadu jest e-mailowy list skierowany do niego i zawierający stek agresywnych pogróżek. W tym kontekście Czapiński pytany o funkcję pobudzonych po smoleńskiej katastrofie emocji stwierdza: „Domykają spójny obraz nastawienia na nasz narodowy interes (…). Nie mamy przyjaciół (…). Zostawili nas na pastwę Hitlera (...). Chociaż rządzą u nas, Polska jest krajem neokolonialnym, tu nie ma nic naszego”.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Sztuczna inteligencja nie istnieje
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Wojna Donalda Trumpa z Unią Europejską nie ma sensu
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Czy Angela Merkel pogrzebała właśnie szanse CDU/CSU na wygranie wyborów?
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kozubal: Dlaczego rząd chce utajnić ekshumacje w Ukrainie?
felietony
Estera Flieger: Posłowie Konfederacji nie znają polskiej historii