Igor Zalewski: Jarosław Kaczyński, polityk niekompletny

Miniony rok pokazał, jak ważną postacią dla Jarosława był Lech. Razem stanowili jeden polityczny wehikuł. Prezes PiS był w nim motorem, a prezydent hamulcami. Dziś tych hamulców już nie ma – pisze publicysta

Aktualizacja: 16.05.2011 21:25 Publikacja: 16.05.2011 21:17

Igor Zalewski

Igor Zalewski

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Mało kto o tym pamięta, ale jeszcze kilka lat temu Lech Kaczyński wcale nie był w środowisku PiS traktowany jako polityk wybitny. Ta rola rezerwowana była dla Jarosława Kaczyńskiego. Jego pierwszeństwo i dominacja nad bratem nie ulegały wątpliwości. To Jarosława – jeszcze od czasów PC – zwano dużym Kaczorem, w odróżnieniu od Lecha, czyli Kaczora małego. W prezesie widziano stratega, wodza, przywódcę. Jego brat był jedynie figurą na szachownicy. Ważną, ale tylko figurą. Gracz był jeden.

Sam Lech Kaczyński ten podział ról chętnie i dość pogodnie akceptował, czego najlepszym wyrazem był słynny raport z wieczoru wyborczego w 2005 roku. – Panie prezesie, zadanie wykonano – zameldował wówczas bratu świeżo upieczony prezydent. Uczynił to ze sporą dozą autoironii, na którą nie zwrócili uwagi ani zwolennicy PiS (traktujący ów meldunek jako potwierdzenie rodzinno-politycznego status quo), ani jego przeciwnicy (dla nich było to potwierdzenie starej wizji, w której Lech był jedynie bezwolną marionetką Jarosława).

Lewa i prawa półkula

Jeszcze w czasach swej prezydentury Lech Kaczyński trzymał się w cieniu, dopóki premierem był jego brat. Dopiero po zwycięstwie Platformy Obywatelskiej w środowisku PiS narodził się swego rodzaju kult prezydenta jako głównej siły opozycyjnej dbającej – w przeciwieństwie do rządu Donalda Tuska – o polską rację stanu.

Kult ten rósł wraz z konfliktem obu pałaców i rozkwitł w dramatycznych dniach wyprawy do Tbilisi, gdzie Lech Kaczyński zaprezentował się jako lider Europy Środkowo-Wschodniej. Tragiczna śmierć prezydenta w Smoleńsku i pochówek na Wawelu naturalnie utrwaliły jeszcze ten pomnikowy obraz Lecha Kaczyńskiego. Stał czy też staje się mitem.

O to, kim w rzeczywistości był śp. prezydent, twa zajadły spór. Nie chcę w tym miejscu rozstrzygać, czy Lech Kaczyński był politykiem wybitnym czy miernym, mężem stanu czy anachronicznym awanturnikiem. To temat innego tekstu, a raczej tekstów, które nieustannie są pisane.

Chciałbym natomiast wykazać, że relacje między braćmi były inne, niż sobie powszechnie wyobrażano. Czy też – jak je sobie wyobrażaliśmy, bo ja również podchodziłem ździebko lekceważąco do mniej ważnego brata Jarosława, przyjmując za prawdziwy podział na Kaczora dużego i małego obowiązujący od lat 90. ubiegłego wieku. Niesłusznie.

Przede wszystkim, jakkolwiek dziwacznie by to zabrzmiało, Lech i Jarosław Kaczyńscy w sensie politycznym nie byli odrębnymi postaciami. Byli raczej jednym mechanizmem, w którym Jarosław był kimś w rodzaju silnika i układu sterowniczego, ale to Lech pełnił rolę hamulców. Czy też – by sięgnąć po metaforykę mniej zmechanizowaną, w końcu chodzi o ludzi – relacje między bliźniakami przypominały to, co się dzieje między prawą i lewą półkulą mózgu. Każda odpowiadaj za inne sprawności i sfery życia, ale niełatwo się żyję bez jednej z nich.

Owszem, w teorii istotniejsza jest ta lewa, dzięki której myślimy racjonalnie, logicznie i potrafimy analizować. Odpowiada także za narząd mowy, więc dzięki niej jesteśmy ludźmi. Ale z kolei prawa pozwala nam rozumieć emocje, relacje międzyludzkie, niewerbalne komunikaty. Zdaniem Daniela H. Pinka, autora książki "Całkiem nowy umysł", przyszłość należy właśnie do niej, bo w "wymyślonym" już świecie to empatia, a nie logika, przyda się bardziej. Abstrahując od tez Pinka, żaden szanujący się neurolog nie powie dzisiaj, że któraś półkula mózgu jest ważniejsza. Z Kaczyńskimi było podobnie.

Decyzje podejmowali bracia

Powróćmy jeszcze na chwilę do naszego wehikułu – to silnik wprawia maszynerię w ruch, ale bez hamulców pojazd jest uszkodzony. Niekompletny. I w takiej sytuacji jest dzisiaj Jarosław Kaczyński. Stracił nie tylko brata, ale i część własnej świadomości. To zjawisko znane nie tylko bliźniakom, ale i małżonkom. Rozwód jest bolesny z wielu powodów, także dlatego, że wspólna pamięć partnerów zostaje rozdarta. Zostają bez wiedzy, doświadczeń czy notesu z telefonami, z których do tej pory swobodnie korzystali. Nie tylko komputery korzystają z zewnętrznych nośników pamięci. My również.

Z rozmów z wieloletnimi współpracownikami braci Kaczyńskich wypływa dość jednoznaczny wniosek. Nie było tak, że ważne decyzje polityczne podejmował Jarosław, a Lech je bez zmrużenia oka akceptował. Decyzje podejmowali bracia Kaczyńscy właśnie jako specyficzny dwuosobowy organizm. Rozmawiali ze sobą nawet kilkanaście razy dziennie przez telefon, ale były to zazwyczaj krótkie, szybkie, mało istotne dialogi.

Kluczowe rozmowy prowadzili ze sobą przy okazji świąt lub wakacji, zazwyczaj podczas spacerów, które śp. prezydent uwielbiał. Zausznicy Kaczyńskich wiedzieli, że właśnie Wielkanoc albo letni urlop to czas wielogodzinnych rozmów i najważniejsze pomysły należy podsuwać braciom odrobinę wcześniej.

Trzeba dostrzec, że Kaczyńscy wcale nie byli do siebie tak podobni, jak można wnosić z internetowych filmików albo piosenki o klonach. Jeszcze w roku 1990 Jarosław wypalił w programie TVP "Sto pytań do...", że Lech jest od niego na lewo. Ale nie różnice w poglądach były najistotniejsze (acz Lech żartował niekiedy, że jego partia miałaby szanse na 1 proc. głosów), lecz inne drogi życiowe, inne doświadczenia.

Jarosław po 1989 roku zawsze był liderem partii i funkcjonował w dość zamkniętym świecie partyjnych funkcjonariuszy i wyznawców. Jego naturalnym środowiskiem był aparat, jako polityk wyrazisty sporadycznie kontaktował się z ludźmi spoza swojego obozu.

Świat Lecha był znacznie szerszy. Miał rodzinę, znajomych zarówno wśród profesorów, w środowisku prawniczym, jak i w "Solidarności", robił karierę naukową. W polityce realizował się nie jako partyjny macher, lecz urzędnik państwowy: prezes NIK, minister sprawiedliwości, prezydent Warszawy.

Nie był potakiwaczem

Nic dziwnego, że doświadczenia obu braci były diametralnie odmienne, ale uzupełniały się jak owe półkule mózgu. I zazwyczaj Lech działał tonizująco na Jarosława, hamował jego zagony na daleką prawicę, czasem ryzykując nawet konflikt z bratem (najważniejszy dotyczył traktatu lizbońskiego: Jarosław parł do referendum w tej sprawie, Lech dowodził, że to nie ma sensu, i postawił na swoim).

Paradoksalnie zresztą "otwartość" Lecha przynosiła niekiedy gorsze skutki niż obsesyjna nieufność Jarosława – Janusz Kaczmarek i jego ludzie to właśnie jeden z przejawów rozległych znajomości prezydenta. Przykład ten pokazuje jednak również to, że Lech nie był w relacjach z bratem biernym potakiwaczem. Nie tylko hamował, lansował również własne pomysły czy ludzi.

Oczywiście absurdem byłoby wyrokować, jak śp. prezydent oceniałby poczynania brata z ostatnich miesięcy. Jakiekolwiek kategoryczne stwierdzenia byłyby nieuczciwe. Krytycy tego tekstu mogą mi zarzucić, że jego teza zbudowana jest na przeszłości, która bezpowrotnie odeszła, oraz mojej intuicji, która jest co najmniej wątpliwa. Cóż, będą mieli rację.

Ale będę się upierał, że miniony rok pokazał, jak ważną postacią dla Jarosława był Lech. Nie jako brat, lecz równorzędny współautor jego polityki. Przez ostanie lata, jeśli nie przez całe życie, był właściwie jedynym partnerem prezesa PiS. Bez niego Jarosław jest politykiem niekompletnym i dopiero się uczy, jak radzić sobie z tą ułomnością.

Autor jest publicystą i felietonistą, publikuje m.in. w tygodniku "Uważam Rze"

Mało kto o tym pamięta, ale jeszcze kilka lat temu Lech Kaczyński wcale nie był w środowisku PiS traktowany jako polityk wybitny. Ta rola rezerwowana była dla Jarosława Kaczyńskiego. Jego pierwszeństwo i dominacja nad bratem nie ulegały wątpliwości. To Jarosława – jeszcze od czasów PC – zwano dużym Kaczorem, w odróżnieniu od Lecha, czyli Kaczora małego. W prezesie widziano stratega, wodza, przywódcę. Jego brat był jedynie figurą na szachownicy. Ważną, ale tylko figurą. Gracz był jeden.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?