Bronisław Wildstein odpowiada Waldemarowi Kuczyńskiemu

Kłopot w tym, że wszystkie – najsilniejsze nawet, bo o faszystowskie afiliacje – oskarżenia Kuczyńskiego nie są poparte żadnym rzeczowym argumentem, lecz wyłącznie wrażeniem czy skojarzeniem – polemika publicysty

Aktualizacja: 31.05.2011 19:21 Publikacja: 31.05.2011 19:16

Bronisław Wildstein

Bronisław Wildstein

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Tekst Waldemara Kuczyńskiego Nie chcę żyć w "państwie narodu" ("Rz", 30 maja 2011) dobrze pokazuje sposób myślenia nie tylko autora, ale i całego jego środowiska. Sądzę, że prezentowana przezeń poetyka strachu mistyfikuje rzeczywistość, zamiast ją rozjaśniać.

Pisze Kuczyński, że nie narzuca nikomu swoich obaw, ale prosi o ich zrozumienie. Spróbuję to zrobić, co nie znaczy zaakceptować je. Strach odczuwamy wszyscy, ale – jako nieracjonalny odruch – jest on najgorszym doradcą. Dopiero gdy wywołujące go zjawiska poddane zostaną analizie, jesteśmy w stanie zrozumieć, na ile jest uzasadniony, a więc na ile rzeczy go budzące są rzeczywiście groźne.

W publicystyce Kuczyńskiego niczego takiego nie widzę, a zamiast tego słyszę, że lata spędzone w systemie totalitarnym upoważniają go do przywoływania jego widma wtedy, gdy usłyszy wypowiedzi kojarzące się mu z tamtymi czasami. Np. o wspólnocie.

Polityka  jako opresja

Totalitarni władcy odwoływali się do wszystkich fundamentalnych idei naszej kultury. Mówili o pięknie doboru i prawdzie. Czy dlatego mamy wyrugować je z naszego języka i wykorzenić z naszej kultury? Twierdzili, że chcą budować sprawiedliwe państwo. Czy oznacza to, że trzeba zanegować ideę sprawiedliwości, a w każdym razie nie może się do niej odwoływać państwo?

Absurd takiego wnioskowania bije w oczy, a jednak jest ono elementem ideologii III RP i przewija się w tekstach jej rzeczników, w tym Waldemara Kuczyńskiego.

W wymiarze teoretycznym ultraliberalna koncepcja państwa jako "stróża nocnego" wyrasta z pojmowania polityki jako opresji, konsekwencją czego jest próba jej wyeliminowania, a w każdym razie zmarginalizowania. Sytuuje się na antypodach klasycznego ujęcia, które rodzi się ze zrozumienia człowieka jako bytu politycznego, czyli wspólnotowego. Konsekwentnie liberalny model "stróża nocnego" jest nierealny i ufundowany na fałszywej antropologii. Pewnie dlatego nigdy nie został nawet przybliżony do rzeczywistości. Pisząc to, nie kwestionuję daleko idącej potrzeby odchudzenia współczesnych państw, ale to już inny problem.

Liberalna antropologia zakłada, że jesteśmy samokreującymi się monadami, abstrakcyjnymi, niezależnymi od siebie bytami, gdy tymczasem sprzeciwia się temu każde nasze doświadczenie. Przeczy temu Kuczyński, pisząc, że czuje się Polakiem, chce żyć w państwie polskim oraz ma świadomość, iż wyrasta ono z długiego historycznego procesu. A więc bycie Polakiem to nie tylko mówienie po polsku i "przypadkowe" urodzenie się nad Wisłą. To świadomość bycia członkiem kulturowo ukształtowanej wspólnoty, czyli coś, czego tak gdzie indziej boi się Kuczyński.

Czy można uwolnić państwo od moralności? Kośćcem państwa jest prawo, które wyrasta z idei sprawiedliwości. Pozytywizm prawniczy próbował je od niej oddzielić, ale okazało się to niemożliwe, o czym świadczą wszystkie – bez względu na to jak ułomne – próby budowy ponadpaństwowego prawa. Przecież Kuczyński też pisze o "prawach obywatela", czyli o pewnym fundamencie, na którym jego zdaniem musi być budowane prawo. A obywatel to członek wspólnoty właśnie, wspólnoty politycznej.

W XX wieku w imię tej wspólnoty poczyniono wiele zła. Ale nie tylko w jej imię. Komunizm miał być pełnym wyzwoleniem człowieka. Nie istnieje idea, która nie mogłaby stać się uzasadnieniem opresji. Czy znaczy to, że mamy zaniechać myślenia? Czy można odrzucić kategorię wspólnoty i czy byłoby to dobre? A poza tym: czy rzeczywiście dziś w Polsce grozi nam opresyjne państwo występujące jako narzędzie wspólnoty?

Krzywdy IV RP

Czytając Kuczyńskiego i innych apologetów III RP, można by tak uznać. Jedyne zło, jakie przypomina sobie zausznik Tadeusza Mazowieckiego, to lata 2005 – 2007. Pisze o "krzywdach", które wtedy "narobiono". Pytam: jakie? Czy było to aresztowanie skorumpowanego i skrajnie nieodpowiedzialnego transplantologa? Czy oskarżenie skorumpowanej posłanki PO, która po fakcie ogłosiła, że została uwiedziona przez funkcjonariusza?

Wszystkie te oskarżenia, które wprasowane zostały w świadomość Polaków przez aparat propagandy III RP, mają w sobie tyle prawdy, ile teza o "zapaści" w polskiej transplantologii wywołana jakoby przez aresztowanie doktora G., a której fałsz z rocznikiem statystycznym w ręku wykazał na naszych łamach Piotr Skwieciński ("Kłamstwo przeszczepowe", "Rz", 6 kwietnia 2010), co nie przeszkadza w kolportowaniu jej ciągle przez media głównego nurtu.

Trzyletnia praca nad udowodnieniem związku PiS z samobójstwem Barbary Blidy doprowadziła do konstatacji, że winnym była "atmosfera" tamtych czasów.

Powracając do medialnych relacji z tamtego okresu, mogliśmy odnieść wrażenie, że mord polityczny wisiał na włosku. Zabójstwo Gabriela Narutowicza przywoływane było z częstotliwością katarynki i mniej zorientowany odbiorca mógłby myśleć, że zabity został on na zlecenie Jarosława Kaczyńskiego. Kiedy jednak zamordowany został działacz PiS (drugi – ciężko raniony) za przynależność do partii Kaczyńskiego, a więc zastępczo za swojego lidera, nie wywołało to autorefleksji wśród organizatorów kampanii nienawiści.

Kuczyński mówi, że w jego wypadku nie o nienawiść chodzi, lecz o złość czy wściekłość wywołaną strachem. Z czego jednak rodzi się nienawiść, jak nie z ciągle podsycanego poczucia zagrożenia? Dlaczego Kuczyński powtarza bezpodstawne, propagandowe zarzuty? Czy zdobył się na refleksję nad zabójstwem Marka Rosiaka, czy zadowolił się przyjęciem, że to Kaczyński i PiS też za nie odpowiadają, bo stworzyli złą atmosferę? Niektórzy endecy obwiniali Narutowicza o sprowokowanie swojego zabójstwa.

Winy III RP

Niebezpieczeństwa czyhają na nas z różnych miejsc. Tak jak trudno znaleźć ofiary czwartej RP, tak łatwo znaleźć ofiary trzeciej. Krzysztof Olewnik może być ich dobrym reprezentantem. Bo to nie silne państwo, ale jego brak był źródłem wielu krzywd w ostatnim dwudziestoleciu.

W naszej gazecie opisywane były przykłady dziesiątków niezależnych przedsiębiorców, którzy zostali zniszczeni (również jako ludzie) przez sprywatyzowane segmenty wymiaru sprawiedliwości, administracji państwowej czasami w sojuszu z grupami przestępczymi. Roman Kluska to tylko najbardziej znany ich przedstawiciel.

Ale w tym państwie grupom dobrze ustawionych biznesmenów dzieje się wyjątkowo dobrze. Fakt, że płaci za to większość, jest tego istotną okolicznością. W silnym państwie lekarzom nie przyszłoby do głowy wysterylizować bez pytania o zgodę i bez jej wiedzy kobietę, która ich zdaniem nie jest wystarczająco inteligentna, aby samodzielnie podejmować decyzję. Silne państwo nie dopuściłoby do katastrofy prezydenckiego samolotu, a w każdym  razie rozliczyłoby odpowiedzialnych. W silnym państwie taka sama powódź po kilkunastu latach nie przyniosłaby takich samych spustoszeń.

Czy te i tysiące innych faktów stały się przedmiotem refleksji Kuczyńskiego? Nie, on tyle lat przeżył w totalitaryzmie, że boi się wyłącznie państwa i narodu.

Tresura wstydu

Silnego państwa boją się możni tego świata i to ono jest w stanie zmusić ich do stosowania się do prawa. III RP nie muszą się bać, nic dziwnego, że są jej wyznawcami. Czy to wziął pod uwagę Kuczyński?

W jego tekście nie znajdujemy argumentów, tylko fobie i lęki. Jakieś dziwne konstrukcje o "państwie narodu" jakoby z gruntu odmiennym od państwa narodowego. Czy to polemika z jakimś tekstem programowym? Kłopot w tym, że wszystkie  – najsilniejsze nawet, bo o faszystowskie afiliacje – oskarżenia Kuczyńskiego nie są poparte żadnym rzeczowym argumentem, lecz wyłącznie wrażeniem czy skojarzeniem.

Zwłaszcza niepokojąco kojarzy się Kuczyńskiemu wspólnota narodowa, chociaż zgadza się, że organizuje ona ludzką rzeczywistość. Nie zauważa, iż trudno sobie wyobrazić bez niej demokrację, która jest władzą (kratos) ludu, czyli narodu (demos). I prawie nikt znaczący we współczesnej Polsce nie traktuje tego narodu jako etnicznej, eksluzywnej jedności.

Od początku III RP jesteśmy uczeni, że naród (zwłaszcza polski) ma budzić strach i dlatego od zarania III RP poddawani jesteśmy tresurze wstydu. Zakompleksioną zbiorowością łatwiej rządzić. Tylko że właśnie w ten sposób hoduje się demony, które rzadko ożywają w świadomej swojej wartości wspólnocie. Poczucie wartości rodzi racjonalnych i przewidywalnych obywateli, kompleksy – groźnych dla siebie i innych frustratów.

Iluzja debaty

Powołuje się Kuczyński na plugastwa, które pod jego adresem leją się z Internetu. Wierzę. Mogę się z nim policytować. Tylko że nie warto. Zawsze się znajdzie margines patologii społecznej, który anonimowo będzie rozładowywał swoje frustracje. I co z tego. Jest to miarodajne?

PiS stał się wcieleniem bojaźni establishmentu III RP nie dlatego, że niesie w sobie zagrożenie dla zasad współczesnej liberalnej demokracji, ale dlatego, że stoi w opozycji do słabego i na poły oligarchicznego postkomunistycznego państwa. Dlatego krytyka partii Kaczyńskiego nie ma w sobie nic z rzeczowej polemiki, lecz jest grą na lękach i budowaniem wysnutych z niej urojeń.

Do tak rozumianego PiS zapisani zostali wszyscy realni krytycy III RP, a debata o jej przypadłościach stała się niemożliwa. Siła establishmentu  III RP sprawia, że operacja ta ciągle skutkuje powodzeniem, ale demokracja bez rzeczowej debaty staje się iluzją. Czy tego niebezpieczeństwa zapatrzony w swoje lęki Kuczyński nie dostrzega?

Pisał w Opiniach

Waldemar Kuczyński

Nie chcę żyć  w „państwie narodu"

Tekst Waldemara Kuczyńskiego Nie chcę żyć w "państwie narodu" ("Rz", 30 maja 2011) dobrze pokazuje sposób myślenia nie tylko autora, ale i całego jego środowiska. Sądzę, że prezentowana przezeń poetyka strachu mistyfikuje rzeczywistość, zamiast ją rozjaśniać.

Pisze Kuczyński, że nie narzuca nikomu swoich obaw, ale prosi o ich zrozumienie. Spróbuję to zrobić, co nie znaczy zaakceptować je. Strach odczuwamy wszyscy, ale – jako nieracjonalny odruch – jest on najgorszym doradcą. Dopiero gdy wywołujące go zjawiska poddane zostaną analizie, jesteśmy w stanie zrozumieć, na ile jest uzasadniony, a więc na ile rzeczy go budzące są rzeczywiście groźne.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Sztuczna inteligencja nie istnieje
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Wojna Donalda Trumpa z Unią Europejską nie ma sensu
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Czy Angela Merkel pogrzebała właśnie szanse CDU/CSU na wygranie wyborów?
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kozubal: Dlaczego rząd chce utajnić ekshumacje w Ukrainie?
felietony
Estera Flieger: Posłowie Konfederacji nie znają polskiej historii