Alternatywna rzeczywistość Władimira Putina

Gospodarz Kremla jest przekonany o tym, że skoro Związek Sowiecki był w stanie zbudować całą gospodarkę od podstaw w latach 30., to Rosja również może tego dokonać – pisze ekonomista.

Aktualizacja: 09.12.2014 08:14 Publikacja: 09.12.2014 01:00

Alternatywna rzeczywistość Władimira Putina

Foto: AFP

Wielu ekspertów próbowało przewidzieć przekaz, jaki sformułuje prezydent Rosji w dorocznym orędziu do Zgromadzenia Federalnego. Jak zamierza rozwiązać kryzys ukraiński? Jak chce zbliżyć Rosję z Zachodem, biorąc pod uwagę trwający konflikt i wojnę na sankcje? Jak Rosja będzie reagować na dewaluację rubla, spadające ceny ropy i stagnację rosyjskiej gospodarki?

Niewielu spodziewało się pozytywnego przesłania, jakiegoś sygnału, który mógłby przynieść nadzieję Ukraińcom. I w rzeczy samej go nie było. W orędziu prezydent Rosji znowu zaostrzył retorykę, a jego antyamerykanizm i niechęć do poszukiwania ugody w każdej niemalże sprawie sięgnęły kolejnych szczytów.

Jak ajatollah

W zasadzie już od pierwszych fraz przemówienia stało się jasne, że mamy do czynienia z mową „mobilizacyjną". Oto nastała „nieszczęsna chwila", gdy Rosja musi walczyć o prawdę, sprawiedliwość i bronić rodaków. Znowu też usłyszeliśmy, że aneksja Krymu była moralnie słuszna, historycznie uzasadniona i zgodna z prawem międzynarodowym.

W tej kwestii pojawił się nowy, nieobecny we wcześniejszych wypowiedziach Putina i zaskakujący argument. Otóż odebranie Ukrainie Krymu ma dla Rosji znaczenie historyczne, albowiem przyłączono do niej na nowo miejsce będące duchowym źródłem państwowości rosyjskiej. Krym to rosyjska Jerozolima – twierdzi Putin. Wprawdzie na Krymie chrzest przyjął Włodzimierz Wielki, książę ruski z Kijowa, nie zaś rosyjski, ale dla Putina to pojęcia tożsame.

W zasadzie odwoływanie się przez gospodarza Kremla do historii Rusi dla usprawiedliwienia agresji współczesnej Rosji można by zignorować, uznając sprawę po prostu za absurdalną. Zastanówmy się chwilę, co byśmy powiedzieli, gdyby jakiś współczesny polityk niemiecki zaczął twierdzić, że Paryż należy przyłączyć do Republiki Federalnej Niemiec, ponieważ ponad 1000 lat temu był on ważnym ośrodkiem cesarstwa Karola Wielkiego. Albo gdyby z tego samego powodu prezydent Francji wysłał Legię Cudzoziemską, aby okupowała stolicę tego cesarstwa... Akwizgran.

Jednak jeśli się zastanowimy nad politycznym znaczeniem takich argumentów, sprawę musimy niestety uznać za poważną. Wszak już nie chodzi o fałszowanie historii czy też programów nauczania w szkołach, ale o uzasadnianie agresji na sąsiadów. Nie zapominajmy, że ruskie były kiedyś też takie grody, jak Kijów, Chełm czy Przemyśl. Dlatego nie wolno – nawet milczeniem – przyzwalać na wykorzystywanie dziedzictwa Rusi jako pretekstu do wzniecania wojny w Europie.

Na równi z manipulacją pojęciami i faktami w mowie Putina rzucają się w oczy wezwania do duchowej jedności narodu wobec wrogiego i nieskłonnego do kompromisu Zachodu. To właśnie Zachód – zdaniem rosyjskiego prezydenta – jest odpowiedzialny za ukraiński kryzys, przelew krwi, katastrofę gospodarczą i ogólne spustoszenie Ukrainy. Natomiast Rosja zawsze była nastawiona pokojowo, szukała porozumienia i odnosiła się do Ukrainy z przyjaźnią. Putin jest przekonany, że gdyby nie Krym, Zachód znalazłby inny powód, aby podjąć próbę upokorzenia i podporządkowania sobie Rosji. Nie z powodu uzasadnionego strachu przed Moskwą, ale ponieważ tak nakazuje mu tradycja prowadzonej konsekwentnie od tysiąca lat antyrosyjskiej polityki.

Wszystko to już znaliśmy. Niektórzy z nas mogli się co najwyżej dziwić, iż Putin nie dostrzega, że się powtarza. I gdy wydawało się, że będzie wiało nudą, a niektórzy z obecnych na Kremlu słuchaczy zaczęli nawet drzemać – w tym np. Dmitrij Miedwiediew – pojawił się nowy akcent. Tym razem Putin przemówił niczym irański ajatollah. Mówił o USA jak o demonie, który próbował zniszczyć państwo rosyjskie w latach 90., wspierając czeczeńskich terrorystów. Twierdził, że Amerykanie „chcieli zrealizować scenariusz jugosłowiańskiej próchnicy i rozczłonkowania" Rosji, porównał nawet USA do III Rzeszy. Dodawał słuchaczom otuchy, mówiąc, że Rosja zawsze odnosiła zwycięstwa, nawet kiedy kroczyła do nich przez porażki. Tak jak po klęsce w 1941 r. odniosła ostatecznie zwycięstwo w 1945 r., tak w przyszłości zawsze będzie górą, nawet jeśli zdarzą się jej chwilowe niepowodzenia.

Nic więc dziwnego, że Moskwa będzie zwiększać swój potencjał wojskowy. Musi przecież zwyciężyć w historycznej rywalizacji. Nie ma mowy o żadnym kompromisie ani z Ukrainą, ani z Zachodem, gdyż zdecydowana i agresywna polityka legitymizuje władzę Putina w rządzonym przez niego kraju. Tych, którzy obawiają się, że to wpędzi Rosję w izolację, prezydent uspokajał, zapowiadając, że będzie zacieśniał związki z jej „prawdziwymi przyjaciółmi" na Wschodzie, np. Chinami.

Obietnica ekonomicznego raju

Pierwsza część wystąpienia Putina prowadzi do wniosku, że odpowiada mu retoryka zimnej wojny i sowiecki styl przemówień, a także oratorska pasja przypominająca Hugo Chaveza. Rzucało się w oczy, że prezydent był w swoim żywiole, gdy kreślił przed publicznością wizję otaczającego Rosję wrogiego jej świata i zapowiadał, że odniesie nad nim zwycięstwo.

W drugiej części Putin całkowicie zmienił ton, strukturę wypowiedzi i przesłanie. Z twardego, bezkompromisowego, kierowanego mesjanistyczną wizją przywódcy ruskiego świata prezydent nagle przeobraził się w liberalnego reformatora, zbliżonego retorycznie do Deng Xiaopinga. Ale ta część przemówienia była precyzyjnie przygotowana przez biurokratów z najbliższego otoczenia Putina, zapewne z myślą, aby uspokoił on rosyjskie społeczeństwo. Oratorska pasja zniknęła, a po tonie oraz innym sposobie akcentowania można sądzić, że mówca sam nie wierzył w to, co głosi.

Spadek cen ropy, dewaluacja rubla i sankcje Zachodu sprawiły, że urzędnicy na Kremlu chcieli namówić Putina do obiecania jakiegoś NEP (skrót od Nowej Polityki Gospodarczej ogłoszonej przez Lenina w 1921 r.), który miałby się przyczynić do pobudzenia aktywności gospodarczej i poprawić nastroje Rosjan obawiających się długiej recesji i utraty wygodnego trybu życia. Niemniej pomimo kilku interesujących konkretnych pomysłów i obiecująco zarysowanych celów prezydent nie zdołał zaproponować optymistycznej całościowej wizji.

Większość z tego, co powiedział Putin o gospodarce, była jedynie powtórzeniem obietnic sprzed dziesięciu, a nawet 14 lat, kiedy to po raz pierwszy został głową państwa. A to oznacza, że nie ma żadnego planu podźwignięcia rosyjskiej gospodarki, są jedynie dobre chęci i pobrzmiewające jak dyrektywy planów pięcioletnich hasła: „przekroczyć poziom wzrostu PKB w krajach rozwiniętych – ponad 5 proc.! Osiągnąć ten wzrost w ciągu czterech lat!". Ani słowa o korupcji.

Tymczasem jest oczywiste, że wszelkie rozmowy o transformacji gospodarczej są jałowe bez przemyślanego planu ograniczenia korupcji, która ma w Rosji charakter systemowy, a więc związana jest z nią wszelka aktywność gospodarcza. Zjawisko to ostatnio jeszcze się nasila, na co wskazuje ranking percepcji korupcji CPI. W ostatnim roku Rosja spadła w nim ze 127. na 136. miejsce i dzieli je teraz z Nigerią, Libanem, Iranem i Kamerunem.

Putin uważa, że sankcje to szansa dla Rosji, aby stworzyć ekonomiczny raj. Szansa dla nowej industrializacji, dla małych i średnich przedsiębiorstw, które mogą zastąpić eksporterów z Zachodu. Wydaje się, iż prezydent jest przekonany o tym, że skoro Związek Sowiecki był w stanie zbudować całą gospodarkę od podstaw w latach 30., to Rosja również może tego dokonać.

Nasuwa się tylko jedno pytanie: jak to sfinansować? Wszak Stalin zastosował skrajne metody, w tym przymusową kolektywizację i nieludzkie standardy pracy, a wzrost sowieckiej gospodarki w latach 30. został opłacony krwią milionów obywateli ZSRS.

Co to oznacza dla Polski i reszty Zachodu? Putin wydaje się niezdolny do zmiany wizji świata, w którą wierzy i przy której obstaje. On inaczej nie może. Zachód zaś musi sobie do końca uświadomić, że ma do czynienia z człowiekiem żyjącym w alternatywnej rzeczywistości, i wyciągnąć odpowiednie wnioski. Warunkiem jakiegokolwiek porozumienia między Rosją i Ukrainą oraz Rosją i Zachodem jest oparcie go na realnej podstawie, a nie na oderwanych od rzeczywistości fantasmagoriach.

Autor jest rosyjskim ekonomistą, współpracuje z Centrum Polsko- -Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia

Wielu ekspertów próbowało przewidzieć przekaz, jaki sformułuje prezydent Rosji w dorocznym orędziu do Zgromadzenia Federalnego. Jak zamierza rozwiązać kryzys ukraiński? Jak chce zbliżyć Rosję z Zachodem, biorąc pod uwagę trwający konflikt i wojnę na sankcje? Jak Rosja będzie reagować na dewaluację rubla, spadające ceny ropy i stagnację rosyjskiej gospodarki?

Niewielu spodziewało się pozytywnego przesłania, jakiegoś sygnału, który mógłby przynieść nadzieję Ukraińcom. I w rzeczy samej go nie było. W orędziu prezydent Rosji znowu zaostrzył retorykę, a jego antyamerykanizm i niechęć do poszukiwania ugody w każdej niemalże sprawie sięgnęły kolejnych szczytów.

Pozostało 91% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Duda łączy Tuska z FSB, a Tusk mówi o Norymberdze, czyli Polski droga donikąd
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Polska nie ma już wyjścia – musi sprawę ludobójstwa na Wołyniu szybko załatwić
Opinie polityczno - społeczne
Władysław Kosiniak-Kamysz: Rozliczenia to nie wszystko
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Nie tylko armaty i czołgi. Propaganda Kremla również zabija
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zero jak kredyt 0 proc. Czy matematyka jest mocną stroną Donalda Tuska?
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki