Wojna przenosi się do Polski

Logika przedwyborczych kalkulacji zadecyduje, czy rząd PO–PSL podejmie rywalizację z PiS o to, kto jest lepszym sojusznikiem Ukrainy, czy z SLD o to, kto jest lepszym sojusznikiem polskich przedsiębiorców – pisze analityk.

Aktualizacja: 05.02.2015 22:45 Publikacja: 05.02.2015 21:30

Wojna przenosi się do Polski

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Konflikt rosyjsko-ukraiński sprowokował kolejną dyskusję o końcu epoki pozimnowojennej i pytania o nowy kształt relacji międzynarodowych. Mnożą się przypuszczenia dotyczące przyszłej roli USA w świecie i w szczególności w Europie. Nikogo nie dziwią już głosy o marginalizacji NATO, renesansie „koncertu mocarstw" i Europie Środkowej i Wschodniej jako rosyjskim buforze. Tymczasem wzajemna relacja między konfliktem na wschodzie Ukrainy a rzeczywistością polityczną wewnątrz poszczególnych państw umyka uwadze opinii publicznej.

Na łasce losu

Trwa ofensywa uzbrojonych i dowodzonych przez Rosję rebeliantów ukraińskich poza linią rozgraniczenia stron uzgodnioną we wrześniu w Mińsku pod auspicjami Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE). Ostrzał artyleryjski mieszkalnej dzielnicy Mariupola 24 stycznia pogrzebał – przynajmniej na jakiś czas – negocjacje w tzw. formacie normandzkim skupiające wysokich przedstawicieli Francji, Niemiec, Rosji i Ukrainy. W masakrze zginęło około 30 cywilów, w tym dzieci, ponad 100 osób zostało rannych. Równocześnie rebelianci podjęli próbę okrążenia strategicznie położonego na trasie Ługańsk–Donieck Debalcewa. Jeżeli ten manewr się powiedzie, ofiary i jeńców przyjdzie liczyć w setkach, a może tysiącach. Kolejne po sierpniowej klęsce pod Iłowajskiem upokorzenie wzburzy ulice Kijowa – zacznie się poszukiwanie winnych.

Tej presji może nie wytrzymać taktyczny sojusz ugodowego prezydenta Petra Poroszenki z wojowniczym premierem Arsenijem Jaceniukiem – o ambitnych koalicjantach rządowych tego ostatniego nie wspominając. Wtedy do wojny na wschodzie kraju dojdzie paraliż centrum decyzyjnego. Wielu na Zachodzie nowy atak dobrze znanej ukraińskiej autodestrukcji wystarczy za usprawiedliwieni, by pozostawić Kijów na łasce losu.

Tymczasem pod znakiem zapytania stanął wspólny transatlantycki front w obliczu rosyjsko-ukraińskiego konfliktu. Krwawe zerwanie porozumień mińskich przez sterowanych z Rosji separatystów postawiło w ogniu krytyki administrację prezydenta Baracka Obamy. Polityka sankcji wobec Rosji i kibicowanie z oddali dyplomatycznym zabiegom Niemiec nigdy nie satysfakcjonowała republikanów. Teraz również wśród demokratów rośnie liczba zwolenników podjęcia bardziej zdecydowanych działań, z zaopatrzeniem armii ukraińskiej w broń włącznie. Otoczenie prezydenta Obamy na razie próbuje zneutralizować naciski przeciekami do prasy o intensywnych naradach „w sprawie".

Jest nad czym się zastanawiać, szczególnie odkąd pod koniec stycznia w Moskwie udało się po raz pierwszy od wybuchu wojny domowej w Syrii w 2011 roku zgromadzić przy jednym stole przedstawicieli zbrojnej opozycji i prezydenta Baszara Asada. Ten do niedawna wróg publiczny numer jeden Stanów Zjednoczonych staje się dla Amerykanów sojusznikiem z przymusu w obliczu sukcesów dżihadystów w Iraku i Syrii. Biały Dom musi ocenić, czy dostawy broni nad Dniepr nie doprowadzą do zaognienia stosunków z Rosją w momencie krytycznym dla rozpoczęcia procesu politycznego w Syrii. W wypadku umiarkowanego nawet powodzenia tego ostatniego z większym prawdopodobieństwem oczekiwać będzie można postępu w rozmowach nuklearnych z drugim po Rosji sojusznikiem prezydenta Asada – Iranem. Sukces na Bliskim Wschodzie zapewniłby prezydentowi Obamie trwałe miejsce w historii, za czym obecnie niewiele przemawia. Dałby też demokratom nadzieję na odzyskanie straty do republikanów w Izbie Reprezentantów i doskonałe otwarcie przed kampanią prezydencką w 2016 roku.

Rosyjska kampania szczucia ministra Schetyny podniesie jego rozpoznawalność w świecie

Tymczasem większe zaangażowanie po stronie Ukrainy, w tym pomoc militarna, nie daje gwarancji odparcia separatystów i wznowienia pertraktacji w Mińsku. Pozostawiając na boku skomplikowaną kwestię, czego konkretnie armia ukraińska potrzebuje, by skuteczniej walczyć, podkreślić warto kluczowe znaczenie czasu: zarówno na przerzucenie techniki i uzbrojenia, jak i na przeszkolenie w ich użyciu. Jakkolwiek by liczyć, Amerykanie będą potrzebować znacznie więcej czasu na efektywne zaopatrzenie Ukrainy w broń niż rosyjskie ciężkie brygady grzejące silniki kilka kilometrów od granicy z Ukrainą na rozpoczęcie pełnej inwazji.

Rozbieżności między USA a UE

Jeszcze mniej czasu potrzebowała kanclerz Angela Merkel, by w reakcji na zaledwie spekulacje prasowe o amerykańskich dostawach wojennych zapewnić, że Niemcy broni na Ukrainę nie wyślą i w dalszym ciągu wykluczają militarną opcję rozwiązania konfliktu. Stanowisko RFN pozostaje bez związku z oceną skuteczności procesu mińskiego i formatu normandzkiego. Podobnie jak w opisanym powyżej przypadku amerykańskim o postawie Niemców decydują wewnętrzna logika krajowej sceny politycznej. Wykluczenie opcji wojskowej było ceną, jaką chadecy musieli zapłacić za poparcie socjaldemokratycznego koalicjanta dla objęcia Rosji sankcjami, i popchnęło kanclerz Merkel do zorganizowania misji pokojowej z udziałem prezydenta François Hollande'a.

Zerwanie tego kruchego kompromisu może wysadzić w powietrze nadspodziewanie jednolitą dotąd politykę Unii Europejskiej. Rządy wielu państw członkowskich stoją w obliczu rosnącej popularności partii populistycznych: zarówno skrajnie lewicowych, jak i skrajnie prawicowych. Wspólną cechą tych ostatnich jest daleko posunięta wyrozumiałość wobec narracji rosyjskiej i zupełna obojętność wobec narracji ukraińskiej. W antyrosyjskich sankcjach upatrują one ważnego źródła kłopotów ojczystych gospodarek.

Nie ma wątpliwości, że ewentualne rozejście się Stanów Zjednoczonych i Niemiec oraz państw unijnych z powodu dostaw broni dla Ukrainy w szczególnej sytuacji postawi Polskę. Wzrost pozycji międzynarodowej Polski w ostatnich latach, uwieńczony nominacją Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej, oparty był na bliskiej współpracy Warszawa–Berlin i nabożnym stosunku do unijnego konsensusu bez względu na to, czego miałby dotyczyć i jaką cenę przyszłoby Polsce zapłacić.

Jednocześnie konflikt rosyjsko-ukraiński przywrócił dawną żywotność polsko-amerykańskim relacjom w sferze obronnej. Gra wokół dostaw broni dla Ukrainy może ministrowi Grzegorzowi Schetynie dać awans do ligi transatlantyckiej. Jego poprzednik Radosław Sikorski wykorzystał swoją szansę, udzielając poparcia decyzji administracji Baracka Obamy z września 2009 roku o przeprogramowaniu amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej – decyzji, którą republikanie reklamowali jako dowód na porzucenie przez Biały Dom środkowoeuropejskich sojuszników. Sikorski nie uległ wówczas presji partnerów weimarskich, niechętnych amerykańskiej tarczy pod każdą postacią, która by prowokowała zgrzyty w stosunkach z Rosją.

Ta ostatnia najwyraźniej dostrzega potencjał międzynarodowy ministra Schetyny, atakując go niewybrednie, a to w związku z obchodami rocznicy wyzwolenia Auschwitz, a to w związku z propozycją obchodów rocznicy zwycięstwa aliantów w II wojnie światowej. Próba powtórzenia polityki izolacji Polski na arenie międzynarodowej, skutecznie zrealizowana podczas rządów braci Kaczyńskich w latach 2005–2008, tym razem Rosji się nie uda. Jej własny autorytet bowiem dramatycznie i trwale ucierpiał w wyniku pogwałcenia podstawowych norm i traktatów regulujących stosunki między państwami. Bardziej prawdopodobne jest, że rosyjska kampania szczucia ministra Schetyny podniesie jego rozpoznawalność w świecie i umocni pozycję w kraju.

Stanowisko Polski wobec konfliktu rosyjsko-ukraińskiego nie jest jednak bezwzględnie odporne na zmiany. Bazę społeczną koalicji rządzącej z udziałem ludowców podkopują skutki rosyjskich kontrsankcji i załamanie rynków wschodnich. Przy ogólnym wzroście wartości polskiego eksportu dane Głównego Urzędu Statystycznego wskazują, że sprzedaż do Rosji spadła w ciągu 11 miesięcy 2014 roku o blisko 14 proc., do Ukrainy – aż o blisko 28 proc. Straty sadowników, producentów mięsa, transportowców (przed kryzysem przypadało na nich 20 proc. unijnego frachtu do Rosji) sięgają setek milionów euro miesięcznie. Polski biznes turystyczny wycenił straty z tytułu ograniczeń wprowadzonych w Rosji na wyjazdy armii urzędników mundurowych i cywilnych na 10 proc. dochodów. W 2015 roku dojdą do tego kłopoty producentów maszyn i elektroniki – których udział w polskim eksporcie do Rosji sięga 40 proc. – z przedłużeniem dotychczasowych i pozyskaniem nowych kontraktów. Dramatyczny spadek wartości rubla bowiem sprawi, że polski sprzęt i urządzenia staną się nieosiągalne cenowo dla rosyjskich kontrahentów.

Magia sondaży

Decyzja o uruchomieniu w latach 2015–2016 funduszu o wartości 500 mln złotych w celu wsparcia przedsiębiorców, którzy ucierpieli w wyniku wojny handlowej UE–Rosja, potwierdza, że rząd jest świadomy wyzwań wewnątrzpolitycznych przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi związanych z konfliktem rosyjsko-ukraińskim. Powściągliwe stanowisko koalicji PO–PSL jest najwygodniejsze z punktu widzenia opozycji zarówno konserwatywnej, jak i postkomunistycznej, bo jest łatwe do atakowania. Zgodę Warszawy na zawieszenie kluczowej (handlowej) części umowy stowarzyszeniowej UE–Ukraina pod naciskiem Rosji zaatakowali nawet prominentni politycy Platformy. Paweł Zalewski na łamach „Rzeczpospolitej" pisał o „europejskim zamachu stanu na Ukrainie". Legenda „Solidarności" Zbigniew Bujak w tej samej gazecie zwlekanie z zaopatrzeniem Ukrainy w broń uznał wręcz za zdradę. Z kolei lider SLD Leszek Miller w sierpniowym wywiadzie dla kremlowskiej agencji informacyjnej RIA Nowosti potwierdził tezy z Kremla o tym, że na Ukrainie trwa wojna domowa, a nie rosyjska agresja, w Kijowie zaś rządzą faszyści z Prawego Sektora. Na Twitterze były premier wyśmiewa nawet tak niekontrowersyjne wydawałoby się decyzje jak rządowa misja wsparcia reform gospodarczych na Ukrainie.

Logika przedwyborczych kalkulacji i magia sondaży na równi z obiektywną oceną skuteczności działań na rzecz zakończenia konfliktu rosyjsko-ukraińskiego decydować będą, czy rząd PO–PSL w najbliższych miesiącach podejmie rywalizację z Prawem i Sprawiedliwością o to, kto jest lepszym sojusznikiem Ukrainy, czy z SLD o to, kto jest lepszym sojusznikiem polskich przedsiębiorców.

Autor jest niezależnym analitykiem polityki bezpieczeństwa – w przeszłości związany był z Biurem Bezpieczeństwa Narodowego, Polskim Instytutem Spraw Międzynarodowych i Ośrodkiem Studiów Wschodnich im. Marka Karpia

Konflikt rosyjsko-ukraiński sprowokował kolejną dyskusję o końcu epoki pozimnowojennej i pytania o nowy kształt relacji międzynarodowych. Mnożą się przypuszczenia dotyczące przyszłej roli USA w świecie i w szczególności w Europie. Nikogo nie dziwią już głosy o marginalizacji NATO, renesansie „koncertu mocarstw" i Europie Środkowej i Wschodniej jako rosyjskim buforze. Tymczasem wzajemna relacja między konfliktem na wschodzie Ukrainy a rzeczywistością polityczną wewnątrz poszczególnych państw umyka uwadze opinii publicznej.

Na łasce losu

Trwa ofensywa uzbrojonych i dowodzonych przez Rosję rebeliantów ukraińskich poza linią rozgraniczenia stron uzgodnioną we wrześniu w Mińsku pod auspicjami Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE). Ostrzał artyleryjski mieszkalnej dzielnicy Mariupola 24 stycznia pogrzebał – przynajmniej na jakiś czas – negocjacje w tzw. formacie normandzkim skupiające wysokich przedstawicieli Francji, Niemiec, Rosji i Ukrainy. W masakrze zginęło około 30 cywilów, w tym dzieci, ponad 100 osób zostało rannych. Równocześnie rebelianci podjęli próbę okrążenia strategicznie położonego na trasie Ługańsk–Donieck Debalcewa. Jeżeli ten manewr się powiedzie, ofiary i jeńców przyjdzie liczyć w setkach, a może tysiącach. Kolejne po sierpniowej klęsce pod Iłowajskiem upokorzenie wzburzy ulice Kijowa – zacznie się poszukiwanie winnych.

Tej presji może nie wytrzymać taktyczny sojusz ugodowego prezydenta Petra Poroszenki z wojowniczym premierem Arsenijem Jaceniukiem – o ambitnych koalicjantach rządowych tego ostatniego nie wspominając. Wtedy do wojny na wschodzie kraju dojdzie paraliż centrum decyzyjnego. Wielu na Zachodzie nowy atak dobrze znanej ukraińskiej autodestrukcji wystarczy za usprawiedliwieni, by pozostawić Kijów na łasce losu.

Pozostało 83% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marcin Molski: Ciemna strona CBA
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Dzień świstaka z obchodami 80. rocznicy zakończenia II wojny światowej
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Miłosz: Polskie okręty podwodne, czyli honor wicepremiera Kosiniaka
Opinie polityczno - społeczne
Barbara Brodzińska-Mirowska: Zmiany w składce zdrowotnej to polityczna pułapka na miarę Polskiego Ładu
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Co zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego oznaczać będzie dla Polski?
Materiał Promocyjny
Fundusze Europejskie stawiają na transport intermodalny