Kolejna odsłona debaty bioetycznej, z którą ostatnio mieliśmy do czynienia w Polsce, pokazuje, iż dyskurs prowadzony jest daleko od istoty problemu, nawet bez próby zbliżenia się do jego sedna. To samo dotyczy oficjalnych wypowiedzi publicznych w innych sprawach uznawanych za kontrowersyjne, jak: wolność religijna i stosunek państwa do religii, sprawa klauzuli sumienia czy w końcu związki partnerskie.
Inny byt
Celem każdej takiej debaty powinna być troska o dobro człowieka. Zbyt rzadko w przestrzeni publicznej pojawiają się wypowiedzi osób usiłujących rzetelnie podejść do dyskutowanych zagadnień. Brakuje wyważonych wypowiedzi, które ani nie popadają w populizm, ani nie odwołują się jedynie do argumentów emocjonalnych dotykających problemu zbyt jednostronnie. W dyskusji o konkretnych rozwiązaniach legislacyjnych zapomina się, że prawo ma być dla człowieka, a nie człowiek dla prawa.
Studenci już na pierwszym roku studiów na zajęciach z prawa rzymskiego dowiadują się, że wszelkie przepisy i regulacje winny być stanowione ze względu na człowieka – hominum causa omne ius constitutum sit. Trudno sobie wyobrazić prawo, które w założeniu miałoby cel inny niż człowiek, a właściwie inny niż dobro człowieka. Zrozumienie i zastosowanie tej zasady w praktyce stanowienia i stosowania norm może już jednak nie być wcale takie oczywiste i niekontrowersyjne. Domaga się odpowiedzi na kilka fundamentalnych pytań, jeżeli chcemy, aby prawo stanowione w państwie służyło dobru wspólnemu, a nie tylko zaspokajało bieżące interesy czy też stwarzało fasadowe wrażenie sprawnie funkcjonującego systemu.
Jako banał – wart jednak przypomnienia – traktujemy to, że normy prawne są stanowione przez ludzi i dla ludzi, dla ich dobra, a przez to także dla dobra następnych pokoleń. Bez ciągłego uświadamiania sobie tak rozumianego celu prawa stać się ono może swoim wypaczeniem i dobru wspólnemu już nie będzie sprzyjało. Żeby do tego nie dopuścić, prawodawca musi sobie odpowiedzieć na fundamentalne pytania: Kim jest człowiek i co jest jego dobrem? Kiedy prawo służy człowiekowi, a kiedy zaczyna go deprawować?
Pytania te wywodzą się z koniecznego namysłu nad relacją między prawem a człowiekiem. Można podjąć karkołomną próbę kształtowania prawa w przekonaniu, że nie da się powiedzieć nic pewnego o istocie człowieka i jego naturze. Prawodawca zyskuje wówczas pewną swobodę formułowania norm. Prawo stanowione decyduje wtedy, jaki ma być człowiek, zamiast pomóc mu udoskonalić to, co w jego naturze najlepsze. Jeżeli uznamy, że nie da się obiektywnie ustalić początku życia człowieka, to zgodzimy się tym samym, że ustalenie takie nastąpi na drodze prawnej. Okazać się może wtedy, że w rozumienia prawa karnego – jak orzekł już kiedyś Sąd Najwyższy – człowiekiem jest się od momentu rozpoczęcia porodu, a wcześniej tylko jakimś innym bytem, któremu przysługuje znacznie słabsza ochrona.