Reklama
Rozwiń

Ograniczone możliwości państw G20

Intencje G20 są dobre, mobilizujmy się do działań prowzrostowych. Ale nie oczekujmy cudów – pisze członek zarządu NBP.

Publikacja: 22.04.2014 08:42

Red

W ostatnich miesiącach gospodarka światowa ożywia się, ale daleko jej do tempa wzrostu, który osiągała przed kryzysem. Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) prognozuje na 2014 r. tempo w wysokości 3,6 proc., podczas gdy w latach 2005–2007 wynosiło ono nieco ponad 5 proc. Ożywienie rozkłada się nierówno. Trzy kraje spośród tzw. BRIC – Chiny, Indie,  Brazylia – nadal rozwijają się o wiele szybciej niż kraje wysoko rozwinięte, ale nieco wolniej niż jeszcze niedawno. Rosja wyhamowuje w tym roku, a pogmatwana sytuacja geopolityczna może pogorszyć jeszcze wyniki. Względnie dobrze radzą sobie Stany Zjednoczone. Z tempem wzrostu ok. 2,8 proc. znów są motorem wzrostu w świecie zachodnim. Strefa euro nadal wypada blado, wygrzebując się z recesji z 1,2 proc. wzrostu w tym roku.

Na tle tego niezbyt różowego obrazu gospodarki globalnej intrygująco zabrzmiał komunikat ministrów finansów państw G20 z ich kwietniowego posiedzenia w Waszyngtonie przy okazji tzw. wiosennych spotkań MFW i Banku Światowego. Podtrzymali oni ni to deklarację, ni to quasi-zobowiązanie G20 powzięte na posiedzeniu w Sydney w lutym br. Grupa uznała za swoją „zbiorową ambicję" podniesienie w ciągu najbliższych pięciu lat tempa wzrostu gospodarczego na świecie o dodatkowe 2 punkty proc. w stosunku do tego, które wynikałoby z tendencji obserwowanej w ostatnim okresie.

Niektórzy odczytują to jako deklarowany cel polityki gospodarczej G20, inni tylko jako miękką zapowiedź działań idących w takim kierunku. Obserwatorzy gospodarczej sceny światowej uznali tę deklarację za daleko idącą, gdyż można mieć wątpliwości, czy siła sprawcza władz G20 jest aż tak wielka. Z drugiej strony, nawet jeśli za pięć lat globalne tempo wzrostu będzie wysokie, trudno będzie zweryfikować, w jakiej mierze starania o koordynację polityki gospodarczej państw tej grupy rzeczywiście doprowadziły do podniesienia tempa wzrostu o 2 pkt proc.

Trzy obszary działań

Spróbujmy się zastanowić, czy podniesienie trajektorii globalnego wzrostu aż o 2 pkt proc. jest możliwe w bliskiej przyszłości. Dla uproszczenia spójrzmy na trzy obszary polityki gospodarczej: politykę monetarną, politykę fiskalną i politykę strukturalną.

Kraje wysoko rozwinięte nie mogą wiele zdziałać za pośrednictwem polityki monetarnej. Jest ona wyjątkowo luźna zarówno w Stanach Zjednoczonych (gdzie powoli zbliża się początek jej zacieśniania), jak i w strefie euro. Nie można za jej pomocą w krótkim czasie stworzyć istotnego impulsu prowzrostowego.

W polityce fiskalnej możliwości są również nikłe. W strefie euro, a nawet w całej UE, rygoryzm zmodyfikowanego systemu zapewniania dyscypliny fiskalnej nie daje szans na stymulację wzrostu od strony fiskalnej. Stany Zjednoczone, jak powiedzieliśmy, radzą sobie nieźle, ale trudno sobie wyobrazić, aby miały próbować jakiegoś sztucznego przyspieszenia w oparciu o stymulus fiskalny. I bez tego mają problem z długiem publicznym. W krajach BRIC i innych dużych emerging markets również nie widać w polityce makroekonomicznej „rezerw", których uruchomienie dałoby nowy impet gospodarce świata.

Pozostają zatem reformy strukturalne. W tej kwestii łatwo się wszystkim zgodzić – są potrzebne. Trzeba usprawniać systemy edukacji, należy uelastyczniać rynki pracy, wzmacniać konkurencję na rynkach produktów i usług, ułatwiać firmom prowadzenie działalności gospodarczej itd. – można wymienić długi szereg niewątpliwie słusznych zaleceń.

Owe rekomendacje są zasadne. Ale czy są one w praktyce realizowane? Otóż paradoksalnie – reformy te są najbardziej wyraziste w krajach podlegających programom naprawczym z udziałem Europejskiego Mechanizmu Stabilizacji i MFW, czyli Irlandii, Portugalii, nawet Grecji. Są poniekąd wymuszone, ale realizowane. W dużych krajach strefy euro są one mniej zaawansowane, gdyż naruszają status quo, kolidują z interesami niektórych grup społecznych lub zawodowych.

Poza tym pozytywne efekty reform strukturalnych pojawiają się bardziej w średnim niż w krótkim okresie. Bywa, że w krótkim mogą nawet mieć przejściowy negatywny wpływ na wzrost.

Opóźniony efekt reform

Konkluzje? Intencje G20 są dobre, mobilizujmy się do działań prowzrostowych. Ale nie oczekujmy cudów. Wątpliwości co do realności, mierzalności i sensowności stawiania takich quasi-celów, jak owe dodatkowe 2 pkt proc., są uzasadnione. Może to być ryzykiem reputacyjnym dla G20 oraz dla wiarygodności reputacyjnej państw tej grupy i instytucji z nią blisko współdziałających.

Polityka makroekonomiczna państw G20 ma obecnie słabe możliwości dodatkowego, silnego napędzenia gospodarki światowej. Reformy strukturalne nie dają silnego efektu od razu, jest on zwykle odroczony i słabiej mierzalny. Ale to nie znaczy, że owych reform strukturalnych nie należy przeprowadzać. Wręcz przeciwnie.

To także wniosek dla Polski. Jeśli chcemy doganiać Europę Zachodnią, jeśli chcemy osiągnąć tempo wzrostu wyższe od jej tempa o – powiedzmy – 2 pkt proc., to trzeba forsować te reformy, o których mowa w raportach Organizacji Współpracy Ekonomicznej i Rozwoju (OECD) dla Polski czy w opracowaniach tworzonych pod kierunkiem prof. Hausnera.

Artykuł wyraża osobiste opinie autora

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku