Już od końca 2011 r. trwają prace nad nową ustawą o odnawialnych źródłach energii (OZE), która ma wyznaczyć kierunek rozwoju energetyki odnawialnej na kolejne lata. Uwaga osób zaangażowanych w jej przygotowanie skupiona jest obecnie na negocjacjach zapisów fundamentalnych dla projektów, które będą realizowane po wejściu ustawy w życie.
Tymczasem obecny, oparty na formule tzw. zielonych certyfikatów, system wsparcia dla energetyki odnawialnej boryka się z poważnymi problemami. Bez rozwiązań systemowych i regulacyjnych już teraz grozi nam załamanie jej rozwoju.
Ważne wsparcie OZE
Zielone certyfikaty wydawane są operatorom instalacji odnawialnych źródeł energii (OZE) i znajdują się w obrocie na Towarowej Giełdzie Energii (TGE). Sprzedaż certyfikatów jest ważnym źródłem przychodów dla wytwórców energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych (przedsiębiorstwa energetyczne muszą wykazać się odpowiednim udziałem energii odnawialnej, jeśli jest za niski, mogą nabyć zielone certyfikaty na TGE – red.).
Od 2005 r., kiedy zmodyfikowano system wsparcia, ich cena kształtowała się niewiele poniżej opłaty zastępczej i stanowiła wyznacznik dla opracowywanych biznesplanów projektów inwestycyjnych, które wykorzystują zasoby odnawialne (opłata zastępcza uiszczana jest przez przedsiębiorstwo energetyczne, które ma za mały udział zielonej energii i nie dokupiło zielonych certyfikatów – red.).
Problem z biomasą
Sytuacja zmieniła się diametralnie w 2012 r., kiedy cena zielonych certyfikatów notowanych na TGE zaczęła spadać wskutek ich nadpodaży. Na koniec okresu rozliczeniowego spadła wtedy do ok. 100 zł/MWh. Wtedy zaprotestowali dostawcy biomasy, którym wypowiedziano dostawy z powodu zbyt niskiej ceny certyfikatów, a Ministerstwo Gospodarki zapowiedziało interwencję.