Doskonale było to widać kilka tygodni temu podczas szczytu klimatycznego COP29 w Baku. Gospodarz szczytu bezwstydnie wykorzystał okazję, żeby zahandlować w kuluarach tym, czego ma pod dostatkiem – kopalinami. Gwoli sprawiedliwości Azerowie poszli tu tropem Emiratów, które organizowały analogiczną konferencję rok wcześniej. I chyba nie jest to najlepszy prognostyk dla przyszłorocznego szczytu w Brazylii – tam też kopalin nie brakuje.
Liderów świata zmiany klimatyczne już nie interesują
Co jednak ważniejsze, do Baku nie przyjechał żaden liczący się światowy lider. Mocarstwa reprezentowali urzędnicy, a nie liderzy. Ci najwyraźniej już nie mogą na siebie patrzeć: Biden jest na wylocie, Putin na cenzurowanym, Xi i Modi nigdy nie spieszyli się z demonstrowaniem dbałości o planetę. Nawet kolejny z rzędu rok rekordowych temperatur nie robi już wrażenia na nikim poza naukowcami i aktywistami. Ci ostatni zresztą też stracili impet: Greta Thunberg zaangażowała się w kampanie związane z konfliktem bliskowschodnim, organizacje młodzieżowe straciły masowy charakter, a niedobitki nowej generacji ekologów nie są w stanie przekuć swojego zaangażowania w nic poza, mniej lub bardziej medialnym, protestem.
W efekcie słabną dogmaty kampanii na rzecz hamowania zmian klimatycznych. Emisje gazów cieplarnianych rosną, może nie z impetem, ale nieustannie. Jednak wskutek konfliktów w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie czy napięć w Azji kopaliny cieszą się popytem. Fala populizmu na Zachodzie sprawia, że chętniej dyskutuje się o możliwościach finansowania państwa opiekuńczego niż inwestycjach w bezpieczniejszą przyszłość. OZE gwałtownie się rozwinęły, ale przekłada się to raczej na wyhamowywanie wzrostu emisji niż na jakieś spektakularne efekty środowiskowe. Raz jeszcze koszula okazała się być bliższa ciału, a przecież gołym okiem widać, że to Słońce okrąża Ziemię, a nie odwrotnie.
Konieczna oddolna biznesowa rewolucja
Chyba czas pozbyć się złudzeń, że świadomość klimatyczna, której spadek odnotowano w opisywanych przez nas badaniach, jeszcze wzrośnie. W przewidywalnej perspektywie tak się nie stanie. To, co musi teraz nastąpić, to oddolna biznesowa rewolucja – jedyna droga do skutecznego zatrzymania szkód dla planety wiedzie przez portfel. Siły, energię, pieniądze należy rzucić na rozwijanie tych technologii, które dostarczą nam zielonych alternatyw dla dotychczasowych rozwiązań, tylko że ich atutem nie może być już ich proekologiczność, ale cena. Czy to gołym okiem w sklepach, czy też w wynikach badań widać, że najszybciej i najpowszechniej przyjmują się te rozwiązania, które opłacają się tu i teraz – a nie te, które przyniosą jakąś korzyść za dekadę lub kilka. Pal licho, nomen omen, jakieś tam wnuki.