26 stycznia: Administracja Bidena wstrzymuje wydawanie pozwoleń dla Venture Global na budowę największego terminala gazowego w USA i nakazuje rewizję 16 innych projektowanych instalacji do eksportu skroplonego gazu ziemnego (LNG). Venture Global to ta sama spółka, przeciwko której pod koniec grudnia Orlen składa wniosek o arbitraż. Nie realizuje ona kontraktu, narażając polską spółkę na wielomiliardowe straty. Bloomberg podaje, że sprawa może potrwać nawet dwa lata. Podobny problem z Amerykanami mają także europejskie giganty: Shell i BP. Venture Global nie wysyła gazu do Europy, bo… woli sprzedawać gaz drożej nowym kontrahentom z Azji. Zasłania się przy tym faktem, że ich terminal gazowy w Luizjanie oficjalnie nie spełnia jeszcze warunków technicznych przewidzianych w kontraktach z europejskimi koncernami.
Z każdym problem
To wszystko, zdaniem zwolenników rozwijania energetyki gazowej w Polsce, nazywa się niezależnością energetyczną i bezpieczeństwem energetycznym, dywersyfikacją źródeł. Stany Zjednoczone, Norwegia, Katar – sami pewni partnerzy? Każdy z nich jest lepszy od Kremla, ale jak widać, z każdym jest problem. Owszem, Polska nie dała się, jak zachodnia Europa, zwłaszcza Niemcy, złapać w gazową pułapkę Putina. Czy to automatycznie oznacza bezpieczeństwo energetyczne? Tylko jeśli przymkniemy oczy na fakty. Polska jest w stanie pokryć swoje zapotrzebowanie na gaz z własnych złóż w mniej niż 25 proc., a import z globalnych rynków nigdy nie będzie ani stabilny, ani bezpieczny. Komplikująca się z dnia na dzień coraz bardziej sytuacja geopolityczna ani narastający kryzys klimatyczny i decyzje polityczne, jakie on wymusza, nie zapowiadają dostępności gazu i stabilnych cen. Generowanie energii z paliw kopalnych samo w sobie jest niezgodne z celami klimatycznymi, a narażanie polskich przedsiębiorców i konsumentów na ryzyka, jakie się z tym wiążą, jest kosztowną nieodpowiedzialnością.
Szał koncernów
Tymczasem polskie koncerny energetyczne wpadły w szał inwestycyjny. Wszystkie inwestują na potęgę w elektrownie gazowe. Zacznijmy od PGE, bo są najwięksi. Mocno już opóźniona realizacja dwóch bloków gazowych w zespole elektrowni Dolna Odra to koszt 4,7 mld zł. Drugie tyle PGE chce wydać na blok gazowy w Rybniku. Enea planuje w Kozienicach budowę największej elektrowni gazowej w Europie, której koszt budowy jeszcze nie jest znany, ale na podstawie szacunków wynosić może ponad 8 mld zł. Energa buduje gazówkę za 2,8 mld zł w miejsce zburzonych „wież Kaczyńskiego” w Ostrołęce, a a kolejne 2 mld w Grudziądzu. ZE PAK – firma Zygmunta Solorza-Żaka – jest na etapie przetargu na gazowy blok w Adamowie o wartości 2,5 mld zł. Wreszcie Tauron z planowanym w Łagiszy projektem gazowym za „skromne” półtora miliarda złotych. Łącznie to ponad 26 mld zł. Za wszystko zapłacimy my, konsumenci – prawie wszystkie spółki mają już zagwarantowane dziesiątki miliardów złotych przychodów w kontraktach z rynku mocy, które obowiązywać będą aż po lata 40. Do tego dochodzą koszty nowej infrastruktury odbiorczo-przesyłowej: spółka Gaz-System do dzisiaj nie ujawniła, ile ma kosztować tzw. pływający gazoport w Gdańsku. Sam falochron, który ma go zabezpieczać, to wydatek ponad 850 mln złotych. Dodatkowo Gaz-System co roku inwestuje kilka miliardów złotych w gazociągi. Wszystko po to, by zmienić Polskę w środkowoeuropejski „hub gazowy”. Czy jest on realnie komukolwiek potrzebny? Jesienią Gaz-System ogłosił, że żaden kraj ościenny nie wyraził zainteresowania 4,5 mld metrów sześciennych gazu rocznie, dostępnymi z gdańskiego terminala po jego planowanym powiększeniu.
Wysyp inwestycji
Inwazja Putina na Ukrainę i wywołany nią szok gazowy i panika gazowa spowodowały wysyp nieskoordynowanych i nadmiarowych inwestycji w energetykę gazową w całej Europie, nie tylko w Polsce. Jednak po upływie dwóch lat od wybuchu wojny widać, że te plany przewyższają znacząco realne zapotrzebowanie na gaz, które, zgodnie z unijnym planem RePowerEu, do 2030 r. może spaść nawet o 50 proc. Uwolnienie się z gazowej zależności od Putina było polską racją stanu i w chwili wybuchu wojny skorzystaliśmy z przezorności podjętych przed laty decyzji o dywersyfikacji źródeł energii. Tylko że świat nie stoi w miejscu, kryzys klimatyczny i konieczna transformacja energetyczna nie pozwalają zadowolić się zamianą jednego dilera gazu na drugiego. Ameryka jest naszym sojusznikiem, ale dostarczanie nam brudnego gazu łupkowego, wydobywanego metodą szczelinowania hydraulicznego, nie jest amerykańskim zobowiązaniem sojuszniczym. „W każdym zakątku tego kraju i całego świata ludzie odczuwają niszczycielskie skutki zmian klimatycznych. Wstrzymanie pozwoleń na nowe instalacje LNG pokazuje, czym jest kryzys klimatyczny. To egzystencjalne zagrożenie naszych czasów” – tymi słowami Joe Biden wywołał oburzenie branży gazowej w USA i nieprzychylne komentarze także w Polsce.
Tymczasem ten krok, wychodzący naprzeciw oczekiwaniom młodszej części elektoratu Bidena przed listopadowymi wyborami, jest zwyczajnie spójny ze zobowiązaniami wynikającymi z porozumienia paryskiego i z celem osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 r. A to będzie niemożliwe bez znaczącej redukcji emisji metanu, gazu o mocniejszym od dwutlenku węgla działaniu cieplarnianym, emitowanym w ogromnych ilościach podczas produkcji, skraplania, transportowania i regazyfikacji gazu ziemnego.
Paliwo bez przyszłości
Już niebawem polski rząd będzie musiał ogłosić aktualizację Polityki Energetycznej Polski do 2040 r. i przedstawić ścieżkę odejścia nie tylko od węgla, ale i od gazu. Poprzedni rząd, upojony sukcesem, jakim było uniknięcie gazowej pułapki Putina i nie zważając na wymogi transformacji energetycznej, zakładał niepohamowany wzrost zużycia gazu, traktując to paliwo – wbrew faktom – jako korzystniejsze dla klimatu „paliwo przejściowe”. Dziś polską racją stanu jest przerwanie tego szaleństwa. Gaz nie ma przyszłości. Zostaną nam po nim tylko niezamortyzowane nigdy nakłady na infrastrukturę, która – bezużyteczna – zostanie z nami na dziesięciolecia. Tymczasem, by utrzymać konkurencyjność polskiej gospodarki i zapewnić tanią i bezpieczną energię produkowaną z dostępnych na miejscu źródeł, konieczne są dwie rzeczy. Inwestycje w energetykę odnawialną, magazynowanie energii i efektywność energetyczną oraz redukcja zapotrzebowania na gaz.