Wyborów w Argentynie specjalnie nie śledziłem. Nic dotąd o nich nie pisałem. Nie wiem, co zrobi Javier Milei. Niektóre jego pomysły będą bardzo trudne do zrealizowania, niektóre raczej niemożliwe, a niektórych to lepiej, żeby nie próbował realizować. Oczywiście dobrze życzę Argentynie. Po poprzednich wyborach też jej życzyłem dobrze. Bo niby dlaczego miałbym życzyć jej źle? To nie Rosja.
Ale to niesłychane, ilu zwolenników postępu społecznego zaczęło źle życzyć Argentynie i jej nowemu prezydentowi po ostatnich wyborach. No bo jakby, nie daj Boże, takiemu „prymitywnemu populiście” udało się poprawić beznadziejną sytuację gospodarczą Argentyny, to jakby to wytłumaczyli? Milei jest zwolennikiem Szkoły Austriackiej w ekonomii. Wielkimi literami, bo to nazwa własna. Co prawda w zamyśle pogardliwa (austriackie gadanie), nadana jej przez niemieckich oponentów w XIX w., gdy się pojawiła. Od pochodzenia Carla Mengera, który był jej twórcą (choć jej korzeni szukać można wśród scholastyków na Uniwersytecie w Salamance w XIII w.).