Andrzej Wojtyna: Prezes kończy z niezależnością NBP

To ewenement na skalę światową, że trzeba chronić bank centralny przed jego własnym prezesem.

Publikacja: 04.04.2023 03:00

Prezes NBP Adam Glapiński

Prezes NBP Adam Glapiński

Foto: Fotorzepa, Jakub Czermiński

Konferencja prasowa prezesa NBP po marcowym posiedzeniu RPP kolejny raz pokazała, że nie zamierza on rezygnować z kompromitujących dla banku centralnego form i treści wystąpień. Ze względu na ostatnie poważne zaburzenia w światowym systemie bankowym i ryzyko ich rozprzestrzenienia się na kolejne kraje, poważniejszym testem powagi banku centralnego będzie jednak treść komunikatu RPP, a głównie konferencja prasowa po posiedzeniu 4–5 kwietnia.

Sygnały płynące w ostatnich dniach z NBP wskazują, że zamiast zwołać pilne posiedzenie Komitetu Stabilności Finansowej, który zająłby się oceną zagrożeń dla równowagi makroekonomicznej i makrofinansowej w Polsce, prezes Adam Glapiński za priorytet uznaje dalsze ograniczanie konstytucyjnych uprawnień członków RPP i konsolidowanie swej monopolistycznej pozycji w NBP. Nie chodzi tu tylko o jego ego czy osobiste ambicje w odniesieniu do instytucji, ale o wkład w utrwalenie władzy PiS. Ewenementem na skalę światową staje się więc konieczność chronienia niezależności banku centralnego, jako apolitycznej instytucji mającej dbać o stabilność cen, przed działaniami jej własnego prezesa.

Brońmy instytucji

W drugim rozdziale książki „O tyranii. Dwadzieścia lekcji z dwudziestego wieku” prof. Timothy Snyder zwraca się do czytelników z apelem, aby bronili instytucji: „Instytucje nie obronią się same. Jeżeli nie będziemy chronić każdej z nich od samego początku, runą jedna po drugiej. Wybierz zatem instytucję, na której ci zależy – sąd, gazetę, ustawę czy związek zawodowy – i stań po jej stronie”.

Dla ekonomisty wybór wydaje się prosty, bo trudno wyobrazić sobie długofalowego pomyślnego rozwoju kraju, jeśli bank centralny słabo dba o wartość polskiego pieniądza. To także wybór naturalny dla ekonomisty, który na uczelni od dawna zajmuje się problematyką niezależności banku centralnego. Ten prosty wybór trudno jest jednak przełożyć na konkretne formy obrony instytucji, jeśli obroną tą nie jest zainteresowana osoba stojąca na jej czele.

Dodatkową komplikacją jest to, że społeczeństwo polskie cechuje zaskakująco duża tolerancja na koszty inflacji w postaci spadku realnej wartości dochodów i oszczędności oraz silnych efektów redystrybucyjnych. W tej sytuacji wsparcie dla NBP jako instytucji zaufania publicznego musi w pierwszej kolejności polegać na próbach wymuszania na prezesie respektowania transparentności i standardów informacyjnych charakterystycznych dla nowoczesnych banków centralnych.

Marcowa konferencja prasowa prezesa pokazuje, jak trudne to zadanie. W odróżnieniu od prezydenta Andrzeja Dudy prezes NBP nie myśli o dalszej karierze zawodowej, zwłaszcza międzynarodowej, po zakończeniu kadencji. Mimo tego zaskakujące jest przywiązywanie przez niego zerowej wagi do własnej krajowej reputacji jako ekonomisty/profesora/szefa banku centralnego, skoro na stanowisku ma pozostać jeszcze kilka lat.

Tę zagadkę próbowałem po części wyjaśnić w poprzednim tekście „Czy NBP pilnie potrzebuje nowego prezesa" („Rzeczpospolita” 6.03.2023), odwołując się do koncepcji „3-P” Moisesa Naima, czyli interakcji trzech zagrożeń dla demokracji: populizmu, polaryzacji i postprawdy. Marcowy występ prezesa wydaje się potwierdzać, że to właściwy trop w poszukiwaniu motywów jego zachowania.

Przyglądając się krytycznym reakcjom komentatorów na ostatni występ prezesa NBP, można zauważyć niebezpieczne połączenie pobłażliwości i rezygnacji. I chyba na tym polega jego ukryta strategia komunikacyjna. Prezesowi chodzi prawdopodobnie o to, żeby komentatorzy co najwyżej krytykowali lapsusy, przykłady braku logiki czy nietrafne metafory, ale rezygnowali z odwoływania się do pryncypiów bankowości centralnej. Inaczej mówiąc, zależy mu, by odbiorcy pogodzili się z tym, że jest to stand-up (nawet jeśli mało śmieszny), a nie oficjalne wystąpienie jednego z najważniejszych urzędników państwowych, którego obowiązki są jasno zapisane w konstytucji i ustawach.

Tak więc, jeśli prezes posługuje się sformułowaniem, że niebawem inflacja „będzie lecieć na łeb na szyję”, to zmniejsza się możliwość zauważenia przez komentatorów, iż w końcowej części wystąpienia właściwie już wskazuje, na kogo powinno się głosować w wyborach. Gdy poucza, jak ważna w gospodarce jest konkurencja i jak słabo działa UOKiK, to być może mniej osób zwróci uwagę, jak bardzo sam stara się wzmocnić swoją monopolistyczną pozycję w prowadzeniu polityki pieniężnej i w komunikacji. Chodzi w tej strategii zapewne także o to, by każdy stand-up traktować jako osobną całość, mniejszą wagę przywiązując do przekazu całego „serialu” (i to już drugiego jego sezonu).

Odbiorcy umyka wówczas to, jak swobodnie prezes odnosi się do czynnika czasu, który w analizie ekonomicznej odgrywa niezwykle ważną rolę. Niejednokrotnie w trzech kolejnych wypowiedzianych zdaniach nie jest jasne, czy to samo zjawisko występuje obecnie, już wystąpiło, czy dopiero wystąpi. Jeśli ekonomista nie panuje nawet nad postrzeganiem sekwencji zdarzeń, to trudno oczekiwać, by w rozumowaniu poczynił następny krok i spróbował powiedzieć coś sensownego o związkach przyczynowych.

Jeśli jednak prezes banku centralnego jest bardziej politykiem niż ekonomistą, to wygodnie mu manipulować poczuciem czasu, aby zamazywać rzeczywistość gospodarczą i relatywizować znaczenie podejmowanych działań lub ich braku. Może wówczas np. próbować przekonać odbiorców, że NBP wcale się z decyzjami nie spóźnił, lecz był pionierem podwyżek stóp, a główne banki centralne podążyły za jego światłym przykładem. Nie uzna przy tym za stosowne wspomnieć, że realne stopy są w Polsce na zdecydowanie niższym poziomie.

Hipoteza o praktycznym wykorzystywaniu przez prezesa NBP koncepcji „3-P” może okazać się błędna. Po lekturze poprzedniego mojego artykułu część kolegów wyraziła wątpliwość, czy prezes oraz jego bankowi i pozabankowi doradcy potrafiliby wymyślić tak makiaweliczną strategię. Być może Adam Glapiński jako praktykujący scenicznie schumpeterysta postanowił zbadać, czy tradycyjne formy komunikacji banku centralnego można poddać procesowi „kreatywnej destrukcji”? I może dopiero z czasem ta czysto poznawcza potrzeba przekształciła się w chęć udzielenia wsparcia własnemu obozowi politycznemu?

Problem w tym, że jeśli hipotezę o zastosowaniu koncepcji „3-P” uzna się za błędną, to alternatywna jest co najmniej zatrważająca. Oznacza ona bowiem, że główny sposób komunikacji prezesa NBP z otoczeniem nie ma prawie żadnej wartości merytorycznej, bo nie chce on i/lub nie potrafi przedstawić w sposób koherentny stanu najważniejszych makroekonomicznych i makrofinansowych zależności w gospodarce i wynikających z nich dylematów dla polityki banku centralnego.

Uczmy się od Kanady

Aby uzmysłowić sobie, jak bardzo w zakresie polityki pieniężnej i sposobu jej komunikowania NBP odstaje od czołowych banków centralnych, warto posłużyć się przykładem Banku Kanady z ostatniego miesiąca. Oba banki tego samego dnia (8 marca), w tym samym kontekście globalnym, podjęły decyzję o utrzymaniu stóp procentowych na dotychczasowym poziomie, co oznaczało w przypadku Kanady 4,50 proc., a Polski 6,75 proc. Ta wydawałoby się niewielka różnica w stopach nominalnych, maskuje jednak ogromną różnicę w stopach realnych, która staje się widoczna po uwzględnieniu inflacji CPI w lutym (5,2 proc. w Kanadzie wobec 18,4 proc. w Polsce). Oczywiście można bagatelizować tę różnicę, przyjmując, że przy liczeniu realnej stopy powinniśmy przyjąć przewidywaną, a nie bieżącą inflację, co oznacza, że główna stopa realna NBP przestaje być ujemna, szczególnie jeśli zawierzymy intuicji Adama Glapińskiego, który w ostatnim występie podważył logikę wykresu wachlarzowego, asymetrycznie korygując rozkład prawdopodobieństwa wynikający z projekcji.

Prezes NBP nie potrafił lub nie zechciał poprzeć swojej optymistycznej intuicji choćby zgrubną analizą mechanizmów ekonomicznych i kanałów polityki pieniężnej, które miałyby doprowadzić do tak szybkiej dezinflacji przy tak bardzo ujemnej początkowej realnej stopie. Można przypuszczać, że ważną rolę mogą odgrywać arbitralne założenia do projekcji, którymi przed posiedzeniem decyzyjnym prezes nie chce się podzielić nawet z resztą członków RPP, o czym mówił w TOK FM prof. Przemysław Litwiniuk.

Silny kontrast między oboma bankami centralnymi w jakości komunikacji staje się wyraźny, gdy porówna się, co stało się the day after, czyli tradycyjny stand-up Adama Glapińskiego w siedzibie NBP z wystąpieniem Carolyn Rogers, wicegubernator Banku Kanady, na spotkaniu w Manitoba Chamber of Commerce w Winnipeg. Warto wskazać ważne wątki podniesione przez Carolyn Rogers, które w ogóle nie pojawiają się w wypowiedziach prezesa NBP.

Po pierwsze, zmiany w poziomie płac powiązała ona nie tylko z tempem zmian cen, ale i zmianami produktywności, od której to relacji zależy perspektywa trwałego powrotu do celu inflacyjnego. Po drugie, omówiła stan gospodarki przed przyspieszeniem inflacji, używając takich adekwatnych pojęć jak przegrzanie koniunktury czy presja popytowa, nie próbując zrzucić odpowiedzialności na czynniki zewnętrzne. Wskazała, że polityka monetarna jest ukierunkowana na spowolnienie popytu, by mogła dogonić go podaż. Po trzecie, wyjaśniła, dlaczego obserwowana interakcja różnych czynników w gospodarce powinna prowadzić do dezinflacji, w związku z czym Bank Kanady podjął decyzję o utrzymaniu stopy na niezmienionym poziomie.

Porównując politykę komunikacyjną Banku Kanady i NBP, warto zwrócić uwagę na dwie dodatkowe kwestie. Po pierwsze, już w raporcie o inflacji z lipca 2022 r. Bank Kanady poddał analizie alternatywny scenariusz spirali płacowo-cenowej, zakładając, że im dłużej inflacja jest powyżej celu, tym większe prawdopodobieństwo wystąpienia tego zjawiska. Z przeprowadzonej symulacji wynika, że wówczas inflacja na koniec 2023 r. wyniosłaby 6 proc., czyli o 3 pkt proc. wyżej niż w scenariuszu bazowym. Oznaczałoby to konieczność bardziej restrykcyjnej polityki pieniężnej, której efektem byłaby recesja przez cztery kwartały z maksymalnym spadkiem PKB -2,5 proc. Po drugie, mimo wcześniejszych wysokich ocen, Bank Kanady był jednym z siedmiu banków centralnych, które zwróciły się do MFW o przegląd pomagający im poprawić przejrzystość polityki komunikacyjnej w ramach przyjętego w 2020 r. przez tę organizację Central Bank Transparency Code. Zdaniem MFW dobrowolny audyt sprzyja podniesieniu jakości dialogu z ustawodawcami, inwestorami i obywatelami.

Oprócz Kanady kraje tak różne, jak Chile, Maroko, Macedonia Północna, Seszele i Uganda skorzystały z tej możliwości. Dobrze byłoby mieć nadzieję, że zamiast arbitralnie eskalować szykany wobec członków RPP, prezes NBP zwróci się o pomoc w zbudowaniu przejrzystego kodeksu dobrych zasad regulującego ich kontakty z inwestorami.

Przełomu nie będzie

Podsumowując, mimo coraz bardziej skomplikowanej sytuacji gospodarczej nie należy w najbliższym czasie oczekiwać przełomu ani w prowadzonej przez NBP polityce pieniężnej, ani w sposobie jej komunikowania. Wzmacnianie przez Adama Glapińskiego pozycji monopolistycznej i kontynuowanie występów opartych na postprawdzie będzie coraz mocniej podkopywać reputację NBP i krajowej gospodarki. Będzie on próbował nadal udawać, że stoi na gruncie zasady niezależności banku centralnego i dlatego nie komentuje polityki rządu. W rzeczywistości chodzić będzie raczej o konsekwentnie realizowany przez niego wariant poddania NBP dominacji politycznej obozu władzy.

Być może tak rozumie on swój wkład w szczerze wyrażony przez Beatę Szydło cel trzeciej kadencji PiS, czyli „dokończenie zmian w Polsce, uczynienie ich niemożliwymi do cofnięcia”. Mimo niebezpiecznych skutków dla gospodarki, wcześniejsze zakończenie jego kadencji nie będzie proste. Potrzebne są bardziej radykalne formy presji, które przynajmniej częściowo ograniczą straty reputacyjne. Dobrym pierwszym krokiem byłoby sformułowanie przez głównych odbiorców polityki komunikacyjnej NBP, czyli przez dziennikarzy i analityków finansowych ultimatum: albo dopuszczenie do konferencji prasowych także innych członków RPP, albo bojkot stand-upów prezesa.

Prof. Andrzej Wojtyna był członkiem RPP w latach 2004–2010

Konferencja prasowa prezesa NBP po marcowym posiedzeniu RPP kolejny raz pokazała, że nie zamierza on rezygnować z kompromitujących dla banku centralnego form i treści wystąpień. Ze względu na ostatnie poważne zaburzenia w światowym systemie bankowym i ryzyko ich rozprzestrzenienia się na kolejne kraje, poważniejszym testem powagi banku centralnego będzie jednak treść komunikatu RPP, a głównie konferencja prasowa po posiedzeniu 4–5 kwietnia.

Sygnały płynące w ostatnich dniach z NBP wskazują, że zamiast zwołać pilne posiedzenie Komitetu Stabilności Finansowej, który zająłby się oceną zagrożeń dla równowagi makroekonomicznej i makrofinansowej w Polsce, prezes Adam Glapiński za priorytet uznaje dalsze ograniczanie konstytucyjnych uprawnień członków RPP i konsolidowanie swej monopolistycznej pozycji w NBP. Nie chodzi tu tylko o jego ego czy osobiste ambicje w odniesieniu do instytucji, ale o wkład w utrwalenie władzy PiS. Ewenementem na skalę światową staje się więc konieczność chronienia niezależności banku centralnego, jako apolitycznej instytucji mającej dbać o stabilność cen, przed działaniami jej własnego prezesa.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację