Choć w wielu krajach trwa dyskusja o braku przygotowania do trwającego kryzysu gospodarczego, to Polska jest niestety w gorszej sytuacji. Gdy w starej Unii sprawnie działa administracja państwa, oparta na ustalonych lata temu rozwiązaniach systemowych, to nam doskwiera brak jasnych reguł, mszczą się zarzucone kiedyś reformy.
Po zrywie lat 90. kolejne rządy z uporem godnym lepszej sprawy szukały „polskiej trzeciej drogi”, po kolei rozmontowując prywatyzację, wstrzymując budowę służby cywilnej, rozgrzebując reformę systemu ochrony zdrowa i na koniec rozbijając dopiero co zreformowany system emerytalny. W czasach dobrej pogody nasz sukces gospodarczy zbudowali przedsiębiorcy i samorządy w oparciu o środki unijne, ale rząd nie zadbał o zabezpieczenia systemowe na wypadek burzy.
Ignorancja rządzących kosztuje coraz więcej
Jako ekonomista i zawodowy inwestor z obawą obserwuję, jak rząd rozpaczliwie szuka teraz finansowania, zadłużając nasze państwo bez jasnego planu, na co dług będzie przeznaczony i z czego będzie spłacany. Polski Ład pokazał katastrofalną niezdolność systemu do reformy systemu podatkowego. Za co nikt nie poniósł odpowiedzialności, choć przedsiębiorców sporo kosztowały kolejne opinie podatkowe i zmiany biznesplanów.
Propozycja opodatkowania wszystkich przedsiębiorstw zatrudniających powyżej 250 pracowników, które wykażą ponadnormatywny zysk, brzmi dla mnie jak uchwała plenum PZPR z czasów towarzysza Władysława Gomułki. Ciekawe, czy inwestorzy giełdowi wystąpią z pozwami za wyparowanie 40 mld zł z wycen spółek giełdowych po jednej niefrasobliwej wypowiedzi członka rządu.
Walka z Unią Europejską, bez której finansowania nie byłoby dzisiaj w naszym kraju nowoczesnej infrastruktury, która doprowadziła do wzrostu naszej gospodarki i przyciąga tak potrzebne inwestycje zagraniczne, przypomina mi odrzucenie przez PRL planu Marshalla. Wtedy też wstawaliśmy z kolan i odrzucaliśmy propozycję pomocy.