Rosja przez lata stosowała taktykę Pablo Escobara z kartelu Medellin. Wchodziła na kolejne rynki, oferując najniższe ceny i duże stabilne dostawy. Gaz okazał się dla nich towarem bardzo uzależniającym, jako tanie, wydajne i ekologiczne źródło energii. Zwłaszcza że z alternatywą w Europie nie było najlepiej. Potem z tymi niskimi cenami bywało różnie, o czym wielokrotnie przekonała się Polska. A napotykający opór największy diler gazu po opanowaniu rynku przestawał być miły, nieraz groził, odcinał bądź ograniczał działki.
Z takiej zależności można się wyrwać. Warunkiem dla każdego, kto chce zerwać z uzależnieniem, jest zdanie sobie sprawy z faktu uzależnienia. Polska na szczęście otrzeźwiała szybko i doszła do właściwych wniosków – dotyczy to zarówno rządu PO-PSL, jak i Zjednoczonej Prawicy. Powstał gazoport w Świnoujściu, liczne łączniki gazowe i magazyny, obecnie zapełnione pod korek.
Czy to znaczy, że jesteśmy już całkowicie zabezpieczeni i możemy pokazać naszemu wieloletniemu dostawcy gest Kozakiewicza? Tak, jeśli sytuacja nie będzie eskalować i nie dojdzie do odcięcia Niemiec, najlepszego klienta Rosjan, wciągającego błękitne paliwo rurą pod Bałtykiem (Nord Stream). Tenże gaz, choć niezbyt koszerny, bo wciąż rosyjski, możemy wtedy czerpać od Niemców.
Jednak w przypadku odcięcia również Niemiec bezpieczni będziemy dopiero w końcu tego roku, gdy zacznie działać gazociąg ze złóż norweskich i zwiększy się przepustowość terminalu w Świnoujściu. To czas możliwych niewielkich perturbacji, ale jedynie w przypadku odbiorców przemysłowych, ale nie aż tak wielkich, bo zważywszy na sezon letni, zapotrzebowanie na surowiec spada.
Niestety, wychodzenie z uzależnienia ma swoje skutki uboczne. Towar rosyjski jest najtańszy i kupując z innych kierunków, zwykle będziemy płacić więcej, co wpłynie na wzrost cen energii i inflację. Pilnie potrzebna jest więc większa dywersyfikacja źródeł energii w sytuacji, gdy zgodnie z unijną polityką musimy odchodzić od węgla. Nie wystarczy przerzucić się na inny gaz.