Jeśli gangsterski napad Putina na Ukrainę w stylu nieznanym w Europie od II wojny światowej jest coś w stanie wymusić, to z pewnością jedno: głęboką refleksję nad konsekwencjami geopolitycznymi tego niebywałego aktu terroryzmu państwowego. W kontekście Polski ta refleksja jest szczególnie istotna: naszej geografii nie zmienimy, dlatego jeśli nie będziemy uwzględniać na poważnie ograniczeń geopolitycznych w polskiej polityce, także gospodarczej, to geopolityka szybko nas dosięgnie i brutalnie zweryfikuje błędy. Jeśli bowiem przedsiębiorca błędnie ocenia sytuację i traktuje Rosję Putina jak normalny kraj do robienia biznesu, to konsekwencje dla jego firmy mogą być fatalne wobec skuteczności sankcji wspólnoty międzynarodowej, praktycznie odcinających Rosję od światowego obiegu gospodarczego.
„Czarowanie” Zachodu
Putin przez ponad 20 lat „czarował” Zachód wizją robienia wspólnie ogromnych pieniędzy, głównie z wykorzystaniem zasobów rosyjskich surowców energetycznych. Wielu przedsiębiorców (także polskich) i polityków krajów zachodnich tej iluzji uległo, bo przecież chodziło o naprawdę wielkie kwoty. O ile błędy przedsiębiorców są wkomponowane w logikę funkcjonowania gospodarki wolnorynkowej – rynek takie firmy po prostu eliminuje – o tyle z politykami jest już gorzej. Konsekwencje ich błędów są dużo większe i wszyscy musimy za nie płacić.
Dobrze, że pojawia się teraz refleksja, przynajmniej u niektórych. Natychmiast zrzekli się mandatów w radach nadzorczych i zarządach rosyjskich firm byli premierzy: Francji François Fillon, Austrii Christian Kern, Finlandii Esko Aho i Paavo Lipponenen, Włoch Matteo Renzi). Inni jeszcze tego nie zrobili (np. były kanclerz Niemiec Gerhard Schröder, były kanclerz Austrii Wolfgang Schuessel, skompromitowany aferami obyczajowymi były szef MFW Dominique Strauss-Kahn czy liczny zaciąg polityków z Luksemburga), co świadczy o nich samych, ale też o skuteczności Putina w wciąganiu wpływowych postaci Zachodu w obszar swoich wpływów.
Również Niemcy przechodzą przyśpieszoną weryfikację Ostpolitik i przyznają, że wciągnięcie ich firm w deale energetyczne Putina było dużym błędem. W ciągu kilku dni, mimo że z Rosji sprowadzają aż 55 proc. potrzebnego gazu, 35 proc. ropy i 50 proc. węgla, zweryfikowali stanowisko w sprawie odcięcia Rosji od systemu rozliczeń płatności międzynarodowych SWIFT i rozpoczęli bezpośrednie dostawy broni na Ukrainę, czemu się opierali jeszcze na początku rosyjskiej agresji. Szybkość reakcji zmieniającej o 180 stopni wektory ich polityki wschodniej jest niebywała. Niemcy były szybsze nawet od USA, które zamierzały ogłosić wpisanie na czarną listę osób z zakazem wjazdu do USA polityków i wysokich urzędników, którzy zasiadają w rosyjskich radach nadzorczych (jeśli nie złożą swoich mandatów) i są konsultantami rosyjskich firm.