Maciej Stańczuk: Wojna zmieniła optykę

Nawet jeśli Niemcy, nasz najbliższy partner w UE, wykazują wstrzemięźliwość wobec projektów jądrowych w Polsce, to geopolityka po 24 lutego wszystko zmieniła. Niemcy wykazują się wreszcie dużą elastycznością.

Publikacja: 28.02.2022 21:00

Maciej Stańczuk: Wojna zmieniła optykę

Foto: Adobe Stock

Jeśli gangsterski napad Putina na Ukrainę w stylu nieznanym w Europie od II wojny światowej jest coś w stanie wymusić, to z pewnością jedno: głęboką refleksję nad konsekwencjami geopolitycznymi tego niebywałego aktu terroryzmu państwowego. W kontekście Polski ta refleksja jest szczególnie istotna: naszej geografii nie zmienimy, dlatego jeśli nie będziemy uwzględniać na poważnie ograniczeń geopolitycznych w polskiej polityce, także gospodarczej, to geopolityka szybko nas dosięgnie i brutalnie zweryfikuje błędy. Jeśli bowiem przedsiębiorca błędnie ocenia sytuację i traktuje Rosję Putina jak normalny kraj do robienia biznesu, to konsekwencje dla jego firmy mogą być fatalne wobec skuteczności sankcji wspólnoty międzynarodowej, praktycznie odcinających Rosję od światowego obiegu gospodarczego.

 „Czarowanie” Zachodu

 

Putin przez ponad 20 lat „czarował” Zachód wizją robienia wspólnie ogromnych pieniędzy, głównie z wykorzystaniem zasobów rosyjskich surowców energetycznych. Wielu przedsiębiorców (także polskich) i polityków krajów zachodnich tej iluzji uległo, bo przecież chodziło o naprawdę wielkie kwoty. O ile błędy przedsiębiorców są wkomponowane w logikę funkcjonowania gospodarki wolnorynkowej – rynek takie firmy po prostu eliminuje – o tyle z politykami jest już gorzej. Konsekwencje ich błędów są dużo większe i wszyscy musimy za nie płacić.

Dobrze, że pojawia się teraz refleksja, przynajmniej u niektórych. Natychmiast zrzekli się mandatów w radach nadzorczych i zarządach rosyjskich firm byli premierzy: Francji François Fillon, Austrii Christian Kern, Finlandii Esko Aho i Paavo Lipponenen, Włoch Matteo Renzi). Inni jeszcze tego nie zrobili (np. były kanclerz Niemiec Gerhard Schröder, były kanclerz Austrii Wolfgang Schuessel, skompromitowany aferami obyczajowymi były szef MFW Dominique Strauss-Kahn czy liczny zaciąg polityków z Luksemburga), co świadczy o nich samych, ale też o skuteczności Putina w wciąganiu wpływowych postaci Zachodu w obszar swoich wpływów.

Również Niemcy przechodzą przyśpieszoną weryfikację Ostpolitik i przyznają, że wciągnięcie ich firm w deale energetyczne Putina było dużym błędem. W ciągu kilku dni, mimo że z Rosji sprowadzają aż 55 proc. potrzebnego gazu, 35 proc. ropy i 50 proc. węgla, zweryfikowali stanowisko w sprawie odcięcia Rosji od systemu rozliczeń płatności międzynarodowych SWIFT i rozpoczęli bezpośrednie dostawy broni na Ukrainę, czemu się opierali jeszcze na początku rosyjskiej agresji. Szybkość reakcji zmieniającej o 180 stopni wektory ich polityki wschodniej jest niebywała. Niemcy były szybsze nawet od USA, które zamierzały ogłosić wpisanie na czarną listę osób z zakazem wjazdu do USA polityków i wysokich urzędników, którzy zasiadają w rosyjskich radach nadzorczych (jeśli nie złożą swoich mandatów) i są konsultantami rosyjskich firm.

Nie powinniśmy jednak pouczać innych krajów członkowskich UE, jak i co powinni w tej sytuacji robić. Unia Europejska potrzebuje dziś konsolidacji wewnętrznej. W ciągu kilku dni nastąpiło przewartościowanie postaw wielu krajów, dotąd inaczej postrzegających rzeczywistość. To przewartościowanie powinno dotyczyć również Polski i musi być wielopłaszczyznowe.

Przede wszystkim trzeba skończyć z doktryną wyimaginowanej wspólnoty. Unia Europejska jest gwarantem bezpieczeństwa ekonomicznego Polski! Nie można dopuszczać możliwości opuszczenia UE w sytuacji kraju, którego blisko 80 proc. wymiany gospodarczej z zagranicą odbywa się z krajami Wspólnoty. To wiedzieliśmy jednak już wcześniej. Dzisiaj wiemy dużo więcej: po agresji rosyjskiej na Ukrainie temat obecności Polski poza Wspólnotą powinien być wykluczony z poważnej debaty publicznej. I nie mam tutaj na myśli ewidentnych korzyści gospodarczych, które były kłamliwie kwestionowane także przez przedstawicieli rządzącego ugrupowania.

Należy skończyć z romansem z siłami antyunijnymi, marginesem europejskiej prawicy grającym na destabilizację UE. W polskim interesie jest Unia silna, a nie słaba. Jakoś nie widać w tych dniach aktywności medialnej Orbána, Le Pen, Abascala, Salviniego i innych wielbicieli Putina. Zamilkł Trump, który po ogłoszeniu niepodległości tzw. republik ludowych sławił geniusz Putina, ale skala mordów na Ukraińcach i zniszczeń dokonanych przez armię rosyjską przeraziła najwyraźniej też jego.

 Żenujący spór

 

Musimy zadać sobie pytanie, czy warto kontynuować żenujący spór z UE o praworządność i niezrozumiałe upieranie się przy istnieniu jakiejś Izby Dyscyplinarnej, co blokuje dopływ dziesiątek miliardów euro potrzebnych polskiej gospodarce.

To nie jest czas na toczenie bzdurnych sporów, zwłaszcza że w sprawie relacji gospodarczych z Rosją nie jesteśmy krystaliczni. Nie tylko Niemcy handlują z Rosją, my też. I robią to nawet spółki Skarbu Państwa sprowadzając rosyjski węgiel (które konkretnie, tego nie wiemy, bo dane zostały utajnione przez MAP). Takie praktyki powinny być wstrzymane. Dotyczy to każdego banku, firmy prawniczej, księgowej czy konsultingowej prowadzącej interesy z rosyjskimi podmiotami objętych sankcjami.

 Co z energetyką

 

Osobnym tematem jest polityka energetyczna, która w Polsce wywoływała wiele kontrowersji. Surowce Putina nie mogą dłużej blokować nieuniknionej transformacji energetycznej. Europa musi się szybko uniezależnić od rosyjskiej ropy i gazu.

Największym wyzwaniem polskiej energetyki jest jej wysoka emisyjność (energetyka to ponad 40 proc. emisji CO2 i największe źródło emisji gazów cieplarnianych w Polsce). Zamiast walczyć z unijną polityką energetyczną (najpewniej program fit for 55 będzie musiał być w świetle rosyjskiej agresji trochę zmodyfikowany, bo nie może się on opierać na rosyjskim gazie) i zawieszeniem systemu ETS (pozwoleń na emisję CO2), powinniśmy szybko sformułować logiczny, spójny i realistyczny program polskiej transformacji energetycznej. Mimo że głównym beneficjentem ETS do tej pory był polski budżet, to pieniądze nie szły na projekty ograniczające emisyjność.

Nie jest możliwa konserwacja energetyki opartej na spalaniu surowców kopalnych, ale też szybkie odejście od węgla nie jest technicznie realne. Chodzi jednak o to, by przedstawić UE sensowny i przemyślany plan transformacji, co pozwoli uzyskać pomoc finansową UE. W kolejnych latach wyłączane będą stare bloki węglowe, które od 2025 r. nie będą już mogły korzystać ze wsparcia w ramach tzw. rynku mocy. Potem, do 2035 r., rynek mocy będzie tylko dla nowych, najsprawniejszych bloków, wybudowanych w ostatnich latach (Kozienice, Jaworzno III, Turów, Opole).

Co to wszystko oznacza dla naszej energetyki? Można wykorzystać ten czas na przyspieszenie modernizacji starych bloków węglowych, zwłaszcza tych o mocy 200 MW i więcej (mamy ich kilkanaście, to 50 proc. mocy węglowych elektrowni zawodowych) w taki sposób, że będą one lepiej dostosowane do dynamicznie zmieniających się warunków współpracy z OZE, czyli z większą zmiennością obciążenia oraz z dużą liczbą szybkich odstawień i uruchomień. Są już dzisiaj technologie polskich spółek (m.in. Rafako, które właśnie rozpoczęło komercjalizację swojej), które umożliwiają podwyższenie sprawności produkcji energii przy zachowaniu restrykcyjnych wymagań dotyczących emisji gazów. Zwiększy się zatem ich elastyczność (jest ona najsłabszą stroną węglówek) i funkcjonalność, głównie jako źródła rezerwowo-szczytowe, a w przypadku konwersji kotłów na paliwo gazowe (to kilkanaście razy tańsze w porównaniu z budową nowego bloku parowo-gazowego) umożliwi spełnienie limitów związanych z emisją CO2 dla mechanizmów rynku mocy w UE. Pod warunkiem że gaz nie będzie pochodził z dostaw z Gazpromu. Parlament niemiecki uchwalił budowę dwóch terminali LNG, co potwierdza założenie, że gazociąg Nord Stream 2 nigdy nie ruszy.

Doświadczenia z modernizacji elektrowni zawodowych powinny być też wykorzystane do wyzwań stojących przed polskim ciepłownictwem, uzależnionego w 84 proc. od węgla. Nowe jednostki powinny być budowane głównie jako kogeneracyjne (produkować energię elektryczną i cieplną w jednym ciągu technologicznym) w ścisłym związku z OZE. Takie projekty wydają się bardziej efektywne, bo wspierałyby dekarbonizację ciepłownictwa (łatwiej uzyskać finansowanie unijne). NCBiR dotował w ostatnich latach wiele projektów, mających wprowadzić OZE do ciepłownictwa, które przechodzą właśnie w etap komercjalizacji. Elektrociepłownie mogą osiągać dodatkowe przychody przy zastosowaniu magazynów ciepła. Pozwoli to im odwrócić filozofię produkcji i być aktywnym, gdy OZE brakuje wiatru i słońca, a godzinowe ceny energii są najwyższe.

Niestety, program inwestycyjno-modernizacyjny polskich koncernów energetycznych nie posuwa się do przodu. Wprawdzie MAP ogłosiło plany wydzielenia aktywów węglowych do rządowej agencji NABE, ale mimo pozornego podobieństwa do podobnej operacji przeprowadzonej za Odrą, plan wydaje się mieć małe szanse na akceptację KE. Nowa agencja będzie w istocie gigantycznym „hospicjum” gospodarczym, można zatem śmiało zakładać, że stanie się polem ciągłych utarczek o to, kogo już zamykać, a kto może jeszcze sobie pożyć. Pracownicy i zarząd agencji też będą walczyć jak lwy o przetrwanie węglowego monopolu.

 Potrzebna transformacja

 

Tymczasem wydaje nam się, że problem, za co budować „nową energetykę” jest nieco wydumany. 450 tys. polskich rodzin już w nią zainwestowało, budując własne „elektrownie” na dachach. Dziesiątki inwestorów wagi ciężkiej – rodzimych i obcych, włączając firmy przemysłowe, chętnie włączyłoby się w ten proces, gdyby udostępnić im tereny i warunki przyłączenia nowych mocy. Dlatego większe znaczenie ma wydzielenie z pionowo skonsolidowanych grup spółek dystrybucyjnych, by zapewnić uczciwą konkurencję wszystkich na rynku bez względu na formę własności. Tak się stało z PSE przed 18 laty – powstał operator, który starał się być obiektywny wobec inwestorów.

Państwo powinno w pierwszej kolejności budować infrastrukturę bezpieczeństwa energetycznego: linie przesyłowe, dystrybucyjne, ewentualne źródła rezerwowe wyprowadzone poza rynek. To powinna też być rola państwowych spółek. Nie zbiednieją od tego, bo to najbardziej dochodowa część energetycznego biznesu. Można też popracować nad mechanizmem wdrożenia czasowego usługi publicznej w postaci rezerwy systemowej chroniącej system, co pozwoliłoby na przebudowę części starszych bloków węglowych według podanej wyżej recepty i niewyłączanie ich tak długo, jak długo będzie to niezbędne dla bezpieczeństwa systemu.

Powinniśmy zatem mieć coraz więcej niestabilnych źródeł odnawialnych, ale też musimy zwiększyć bezpieczeństwo funkcjonowania całego systemu. Polska energetyka potrzebuje też bardziej rozproszonych źródeł energii i powinna mieć w dużej mierze charakter obywatelski, prosumencki. Stabilności w dłuższym okresie nie zapewnią jednak bloki węglowe. Ich żywot może być wydłużony o kilka lat na podstawie derogacji KE, ale tylko wtedy, jeśli Polska przedstawi rozsądny plan zastąpienia węgla innym stabilnym źródłem energii. Stabilizację mocy w Polsce może z dzisiejszej perspektywy zapewnić wyłącznie energetyka jądrowa, która docelowo powinna zastąpić węgiel. Elektrownie atomowe jako zeroemisyjne źródło energii produkują energię 24 godziny przez siedem dni w tygodniu, dlatego nadają się do świetnej interakcji z OZE.

Prócz budowy wspólnego rynku energii w UE tylko atom może stanowić podstawę polskiej transformacji energetycznej. Przy czym energetyka atomowa powinna być rozumiana zarówno jako „duży” atom, jak i małe reaktory modułowe, tzw. SMR czy MMR. Koszt budowy 1000 MW w elektrowni jądrowej w Polsce może wynieść 3–4 mld dol., trudno zatem obronić tezę, że Polski nie stać na budowę jądrówek! Dlatego polską racją stanu staje się ponadpartyjny konsensus w sprawie własnego programu atomowego i przygotowanie koniecznej legislacji, która umożliwiłaby realizację zarówno projektów dużych reaktorów jądrowych przez państwo, jak i mniejszych projektów komercyjnych (SMR) realizowanych i finansowanych przez sektor prywatny.

Taki konsensus polityczny osiągnięto np. w Wielkiej Brytanii, kiedy decydowano o budowie nowych elektrowni jądrowych: pomysł popierał rząd i opozycja. Z mniejszych spraw należy też szybko likwidować wszelkie bariery inwestycyjne dla OZE, zwłaszcza dla energetyki wiatrowej morskiej i lądowej oraz fotowoltaiki, a także dla systemów magazynowania energii.

Tylko przedstawienie KE sensownego i dobrze przemyślanego planu transformacji pozwoli uzyskać adekwatną pomoc finansową UE. Nawet jeśli nasz najbliższy partner w UE – Niemcy – wykazuje dużą wstrzemięźliwość do realizacji projektów jądrowych w Polsce, to geopolityka po 24 lutego wszystko zmieniła. Niemcy wykazali się wreszcie dużą elastycznością w postrzeganiu swoich interesów gospodarczych. W przypadku polskiego atomu jestem pewien, że też tak się stanie. Warto zatem dzisiaj, wypowiadając piękne słowa wsparcia dla ukraińskiej walki o samostanowienie, wykorzystać tę chwilę dla porządkowania własnych interesów, które akurat są zbieżne z polityką europejską.

Autor jest doradcą ekonomicznym Lewiatana, członkiem Towarzystwa Ekonomistów Polskich

Jeśli gangsterski napad Putina na Ukrainę w stylu nieznanym w Europie od II wojny światowej jest coś w stanie wymusić, to z pewnością jedno: głęboką refleksję nad konsekwencjami geopolitycznymi tego niebywałego aktu terroryzmu państwowego. W kontekście Polski ta refleksja jest szczególnie istotna: naszej geografii nie zmienimy, dlatego jeśli nie będziemy uwzględniać na poważnie ograniczeń geopolitycznych w polskiej polityce, także gospodarczej, to geopolityka szybko nas dosięgnie i brutalnie zweryfikuje błędy. Jeśli bowiem przedsiębiorca błędnie ocenia sytuację i traktuje Rosję Putina jak normalny kraj do robienia biznesu, to konsekwencje dla jego firmy mogą być fatalne wobec skuteczności sankcji wspólnoty międzynarodowej, praktycznie odcinających Rosję od światowego obiegu gospodarczego.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację