Adam Smith uważał, że „tendencja do podziwiania, a nawet do uwielbiania bogatych i możnych i do gardzenia, a przynajmniej do lekceważenia ludzi ubogich i niskiej pozycji, choć konieczna zarówno do powstania i podtrzymywania różnic w rangach ludzi i porządku społecznego, jest jednocześnie najbardziej powszechną przyczyną rozkładu uczuć moralnych. Moraliści wszystkich czasów utyskują zawsze, że ludzie darzą bogactwo i wielkość szacunkiem i podziwem należnym jedynie mądrości i cnocie (...). Często obserwujemy, że to najbardziej do bogatych i możnych niż do mądrych i cnotliwych kieruje się wyrazy poważania". To „z naszej skłonności do podziwiania, a w następstwie tego do naśladowania bogatych i możnych, pochodzi ich zdolność ustalania i nadawania kierunku temu, co się nazywa modą. Ich strój jest strojem modnym; sposób prowadzenia przez nich rozmowy jest modnym stylem; ich postawa i maniery modnym zachowaniem. Nawet ich wady i błędy są modne".

Potwierdzają to współczesne badania. Nava Ashraf, Colin F. Camerer i George Loewenstein uważają, że sympatia dla bogatych może być pomocna w wyjaśnieniu jednej z zagadek socjalizmu: porażek większości społeczeństw w nakładaniu wysokich podatków na swoich najbogatszych członków. Przeciętni obywatele wcale nie chcą zmieniać tego, co postrzegają jako naturalne. Zmian chce „awangarda". Kiedyś była to „awangarda klasy robotniczej". Ale klasa robotnicza się na swoją awangardę – mówiąc kolokwialnie – wypięła. Więc awangarda powróciła do teorii woli powszechnej Jana Jakuba Rousseau.

Wola powszechna to nie jest ani wola wszystkich, ani nawet wola większości. Bo to nie jest wola ludzi (można przecież byłoby zbadać, jaką ludzie mają wolę), tylko „ludu". A tej się zbadać nie da. Co jest wolą ludu, wie tylko awangarda. Poszliśmy nawet krok dalej. Dla bezpieczeństwa nie mówi się o „woli ludu", tylko o obiektywnych ustaleniach nauki. Ma to sens, bo nauka wskazuje, że lud lubi wierzyć naukowcom. Ale część ludu wierzy też w teorie spiskowe. Pełna zgoda. Teorie spiskowe dla zbałamucenia ludu powołują się na jakieś prace naukowe. Wszystko się więc zgadza.

Na przykład taka spiskowa teoria, zgodnie z którą, jak wprowadzimy ustawę o równości społecznej, to równość nastanie. Rozpowszechnia się ona coraz bardziej i są ludzie, którzy w nią wierzą. Co chwila pojawia się jakaś nowa praca naukowa, z której wynika, że musimy walczyć z nierównościami. Ale walka przy pomocy ustaw kiepsko idzie. Więc jest druga opcja – żeby walczyć z nierównościami przy pomocy innych instrumentów. Na przykład gilotyny.

Autor jest adwokatem, profesorem Uczelni Łazarskiego i szefem rady WEI