Inflacja przyspiesza. Odczyt GUS za grudzień pokazał jej wzrost do poziomu 8,6 proc. w skali rocznej. To tak, jakby każdemu z nas odebrano w ciągu roku jedną miesięczną pensję. Cierpią na tym głównie najsłabsze ekonomicznie grupy społeczne – pracownicy etatowi, emeryci, renciści, osoby na zasiłkach i stypendiach – bo ich dochody ustalane są w wartościach nominalnych i w trakcie roku nie ulegają zmianie. A będzie jeszcze gorzej – w pierwszym kwartale 2022 r. inflacja przekroczy 10 proc., m.in. za sprawą rosnących skokowo cen energii elektrycznej i gazu. Ostatni raz z tak wysoką inflacją zmagaliśmy się na jesieni 2000 r.
Wszystko to jest kompletnym zaskoczeniem dla obozu władzy. Oficjalny przekaz, którego od wielu miesięcy kurczowo trzymają się rząd i NBP, jest taki, że inflacja przyszła do nas z zewnątrz w formie rosnących światowych cen paliw i surowców oraz pozrywanych łańcuchów dostaw. A głównym winowajcą (poza Rosją odpowiedzialną za ograniczenie dostaw gazu) ma być – według rządowej propagandy – Unia Europejska ze swoim systemem pozwoleń na emisję CO2, których ceny w ciągu ostatniego roku wzrosły ponaddwukrotnie.
Oczywiście szukanie winnych wszędzie, tylko nie we własnych szeregach, to typowa reakcja PiS na mnożące się kłopoty. Ale te wyjaśnienia to tylko część prawdy, o czym świadczą choćby rosnące wskaźniki inflacji bazowej. Już od sześciu miesięcy inflacja bazowa oczyszczona z wpływu cen paliw, energii i żywności przekraczała górną granicę dopuszczalnych odchyleń od celu inflacyjnego NBP, kształtując się w grudniu na poziomie powyżej 5 proc.
Dowodzi to, że coraz większą rolę odgrywają wewnętrzne przyczyny inflacji, będące skutkami polityki rządu: masowe i rosnące transfery pieniężne z budżetu do gospodarstw domowych, wsparcie finansowe dla przedsiębiorstw dotkniętych ograniczeniami pandemicznymi, podwyżki rozmaitych podatków, dotkliwy brak rąk do pracy, woluntarystyczne podwyżki płacy minimalnej i będący ich efektem szybki wzrost wynagrodzeń, przekraczający wyraźnie wzrost wydajności pracy.
Pojawiły się też wtórne efekty pieniężne zewnętrznych impulsów inflacyjnych w postaci wzrostu oczekiwań inflacyjnych i rozkręcania się spirali cenowo-płacowej. Równolegle rosły też bardzo szybko ceny produkcji sprzedanej przemysłu. W efekcie przez wiele miesięcy narastał w polskiej gospodarce potencjał inflacyjny, ignorowany zarówno przez rząd, jak i NBP. Nie da się nijak wytłumaczyć wyborcom, że to „wina Tuska".