Oskarżam polityków o krótkowzroczność

Czy każdy, kto myśli inaczej niż wiceminister finansów Izabela Leszczyna, rzeczywiście jest głupcem szkodzącym Polsce? – pyta ekspert.

Publikacja: 10.03.2014 00:45

Artykuł „Wygodna i modna pozycja obrońcy OFE" („Rz" z 30 stycznia) nie wymagałby polemiki, gdyby był felietonem dziennikarskim. Ale jego autorką jest Izabela Leszczyna, posłanka i wiceminister finansów. Uważam, że urzędnicy państwowi powinni szczególnie dbać o wysoki poziom debaty publicznej. W przeciwnym razie obywatele nie będą w stanie dokonać racjonalnych wyborów polityki społecznej i gospodarczej i zawierać szerokich kompromisów. Słabnąć też będzie już obecnie niewysokie zaufanie do państwa i szacunek dla jego przedstawicieli.

Obrzucając epitetami, pani minister Leszczyna obraża obrońców kapitałowej części systemu emerytalnego, do których sam się zaliczam. Podobno powtarzamy „niedorzeczności, półprawdy i kłamstwa... komunały o wolności gospodarczej, giełdzie, kapitale i pieniądzach...". Pani minister pisze: „Na pewno opłaci się być po stronie OFE i pleść banialuki. Opłaci się należeć do kręgu, na czele którego stoi Leszek Balcerowicz, bo zawsze można ogrzać się choć trochę w blasku jego sławy". Czy urzędnikowi w służbie publicznej wypada używać takiego języka? Argumentów raczej personalnych niż merytorycznych? Czy każdy, kto ma inne zdanie niż pani minister, jest głupcem szkodzącym krajowi? Podobno partia, którą reprezentuje pani Leszczyna, szanuje pluralizm poglądów...

Politycy poszli na łatwiznę

Oskarżam o krótkowzroczność większość polityków – nie tylko rządowej koalicji, ale i opozycji. Jeżeli kolejne pokolenia są mniej liczne od poprzednich, oszczędzanie na emeryturę jest koniecznością. Inaczej albo emerytury będą niższe, albo następne pokolenia będą musiały płacić wyższe podatki. Likwidację kapitałowej części systemu emerytalnego uważam za działanie nieuczciwe wobec pokolenia naszych dzieci.

Zgadzam się, że OFE powinny być bardziej efektywne i tańsze. Ale to politycy, wśród nich pani minister Leszczyna, są odpowiedzialni za regulacje, zgodnie z którymi fundusze działają. Od lat wiadomo, co należy zmienić, aby zwiększyć ich efektywność. Zamiast tego politycy poszli na łatwiznę i likwidują OFE. Dzięki temu nie będą musieli ograniczać emerytalnych przywilejów i narażać się rolnikom, górnikom, pracownikom służb mundurowych, prokuratorom...

Przyczyną emocjonalnej wypowiedzi pani minister jest kampania edukacyjno-reklamowa zorganizowana przez Konfederację Lewiatan. Pani Leszczyna uznała ją za nierzetelną i niezgodną z prawem. Lewiatan zaangażował się w obronę kapitałowej części systemu emerytalnego, uznając, że w starzejącym się społeczeństwie jest ona potrzebna dla zapewnienia stabilności systemu emerytalnego i finansów publicznych oraz przyspieszenia wzrostu gospodarczego. Kapitałowa część przyczynia się do zwiększenia poziomu i efektywności inwestycji, do rozwoju i modernizacji przedsiębiorstw zasilonych pieniędzmi z OFE. Tym samym – do wzrostu produktywności, wynagrodzeń, a w konsekwencji emerytur.

Rząd stara się zachować pozory dobrowolności, ale robi wszystko, by jak najwięcej osób całość składki odprowadzało do ZUS. Jeżeli nie złożymy deklaracji, nasze umowy zawarte z OFE zostaną z mocy ustawy rozwiązane i całość składek będzie trafiać do ZUS.

Rząd zachowuje pozory dobrowolności, ale robi wszystko, by jak najwięcej osób całą składkę odprowadzało do ZUS

Rząd zna wyniki badań, które wskazują, że osoby postawione przed trudnym wyborem, najczęściej unikają podejmowania decyzji. A jeżeli zostało nam mniej niż dziesięć lat do osiągnięcia wieku emerytalnego, nasze składki w całości będą przekazywane do ZUS niezależnie od naszej woli. Do tego w najbliższych miesiącach ZUS będzie kontynuował kampanię mającą na celu pozyskanie społecznego zaufania. Funduszom emerytalnym takie prawo odebrano. I kto tu gra nieczysto: obrońcy OFE czy rząd?

System ZUS-owski podatny na ryzyko

Pani minister Leszczyna zwraca uwagę, że inwestowanie emerytalnych oszczędności wiąże się z ryzykiem. Nikt temu nie przeczy. Ale są sposoby minimalizowania ryzyka, np. powiązanie portfela inwestycji z wiekiem ubezpieczonego. Tyle że rząd z nich nie skorzystał. Równocześnie, system oparty na międzypokoleniowej solidarności, czyli ZUS-owski, jest znacznie bardziej podatny na ryzyko demograficzne i polityczne niż kapitałowy. O tym pani minister zapewne wie, a to przemilcza. A przecież to półprawda, o stosowanie której oskarża obrońców części kapitałowej.

Nasza kampania miała pokazać, że w celu dywersyfikacji ryzyka system emerytalny powinien składać się z dwóch części: jednej opartej na solidarności międzypokoleniowej i administrowanej przez ZUS oraz drugiej – opartej na oszczędzaniu i administrowanej przez OFE.

Pani minister zarzuca nam, że dwa filary przedstawionego w spocie domu są takiej samej grubości, „jakby nasza emerytura w równym stopniu zależała od części ZUS-owskiej i kapitałowej, gdy tymczasem ponad 80 proc. naszej emerytury będzie zależało od kondycji państwa i finansów publicznych". Zarzut jest nietrafiony nie tylko dlatego, że w reklamie filary są jednak różnej grubości, ale przede wszystkim dlatego, że to właśnie koalicja rządowa okroiła część kapitałową tak bardzo, że zapewni nam zaledwie kilkanaście procent emerytury.

Skoro obecnie na jednego emeryta pracują trzy osoby, a w przyszłości będą tylko dwie, to co najmniej jedna trzecia emerytury powinna pochodzić z oszczędności, a dwie trzecie ze składek osób pracujących. Jako inżynier konstruktor mogę zapewnić panią minister, że dach wsparty na dwóch nawet cienkich filarach jest stabilniejszy niż dach oparty na jednym, choćby był od nich znacznie grubszy.

Zgadzam się z panią minister, że „zasada zdefiniowanej składki sprawia, że w długim horyzoncie czasowym fundusz emerytalny staje się o wiele bardziej zrównoważony, niż jest dzisiaj". Ale mimo zdefiniowanej składki jest nadal podatny na ryzyko demograficzne i polityczne. Indeksacja składek i waloryzacja emerytur zależy od liczby pracujących i woli polityków, którzy wielokrotnie wykazali się krótkowzrocznością, przedkładając krótkoterminowe korzyści ponad długoterminowy wzrost.

O tym, że mam rację, świadczą arbitralne zmiany zasad indeksacji składek i waloryzacji emerytur, utrzymywanie emerytalnych przywilejów branżowych, zadłużenie państwa na ponad 800 mld zł. I niechęć polityków do powołania niezależnego aktuariusza krajowego, który weryfikowałby długoterminowe skutki proponowanych ustaw.

Politycy nie lubią niezależnej kontroli. Jestem bardzo ciekaw, jak aktuariusz oceniłby likwidację części kapitałowej systemu emerytalnego. Tymczasem zamiast jego opinii otrzymuję od pani minister zapewnienie: „system nie zawali się bez OFE".

Ile wydaliśmy na OFE

I ostatnia kwestia: ile zarobiły dla nas OFE i czy warto je utrzymywać. Wpłaciliśmy blisko 200 mld zł składek, a obecnie nasze aktywa są warte ok. 300 mld zł. Nie rozumiem stwierdzenia, że „wydaliśmy na OFE ok. 300 mld zł". Jeżeli pani minister ma na myśli odsetki od długu, który rządy zaciągały, bo część składki jest przekazywana do OFE i nie trafia do ZUS, to przypominam, że można było uzyskać oszczędności podobnej skali, ograniczając przywileje emerytalne. To uwaga nie tyle do PO, bo ta partia ograniczyła możliwość przechodzenia na wczesną emeryturę, ale do PSL, PiS, a szczególnie do SLD. Te partie zaciekle bronią niezwykle kosztownych niesprawiedliwych przywilejów pracowników służb mundurowych, prokuratorów, rolników, górników. Przypominam również, że umowa społeczna dotycząca zmiany systemu emerytalnego zakładała, że skoro dziś pracujące pokolenie musi jednocześnie finansować obecnych emerytów i gromadzić oszczędności na własną emeryturę, to otrzyma dochody z prywatyzacji. I tak się stało, dochody ze sprzedaży firm zmniejszały potrzeby pożyczkowe państwa.

Autor jest doradcą zarządu ?Konfederacji Lewiatan, członkiem rady nadzorczej ZUS i Trójstronnej Komisji ?ds. Społeczno-Gospodarczych

Artykuł „Wygodna i modna pozycja obrońcy OFE" („Rz" z 30 stycznia) nie wymagałby polemiki, gdyby był felietonem dziennikarskim. Ale jego autorką jest Izabela Leszczyna, posłanka i wiceminister finansów. Uważam, że urzędnicy państwowi powinni szczególnie dbać o wysoki poziom debaty publicznej. W przeciwnym razie obywatele nie będą w stanie dokonać racjonalnych wyborów polityki społecznej i gospodarczej i zawierać szerokich kompromisów. Słabnąć też będzie już obecnie niewysokie zaufanie do państwa i szacunek dla jego przedstawicieli.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację