Ceny domów w Chinach w 2014 r.

Agenci zamiast sprzedawać mieszkania, idą na grilla. Deweloperzy odpierają ataki klientów. Kryzys na rynku domów w Chinach zagraża gospodarce.

Publikacja: 22.06.2014 13:46

Ceny domów w Chinach w 2014 r.

Foto: Bloomberg

Sześć miesięcy temu rynek domów w Chinach był tak rozgrzany, że Feng Xiaowei, handlowiec z agencji nieruchomości w Hangzhou, rzadko kiedy miał wolny dzień. Jednak hamulce nałożone przez rząd na kredyty i sprzedaż, aby spowolnić rosnące ceny domów, dotknęły pośredników. Biznes zaczyna zamierać - donosi Associated Press.

Dziś Feng i siedmiu nadzorowanych przez niego sprzedawców całe dnie grają w karty. - Nie ma kupców - mówi handlowiec dziennikarzom Associated Press. - Bierzemy po trzy dni wolnego w tygodniu. Idziemy na grilla i gramy w pokera.

Protest kupujących

Ceny domów w Chinach rosły od 15 lat, napędzając boom gospodarczy, ale też uniemożliwiając kupno nieruchomości wielu rodzinom. Obecne załamanie rynku domów zagraża wzrostowi gospodarczemu, który i tak już spowolniał. Niektórzy analitycy martwią się, że dotknie ono także banków, jeśli deweloperzy staną się niewypłacalni.

Spowolnienie powinno skłonić partię komunistyczną do stymulowania wzrostu poprzez konsumpcję krajową, a nie jak dotąd, poprzez handel i finansowane z kredytów inwestycje. Czasy jednak temu nie sprzyjają, ponieważ popyt na chińskie dobra i wydatki chińskiego konsumenta są niższe, niż się spodziewano.

Wymusza to na rządzie prezydenta Xi Jinping bardzo delikatny polityczny balans. Wymaga zniechęcania do spekulacyjnych inwestycji i wzrostu podaży tanich domów. Ale też niedopuszczenia do załamania cen, bo mogłoby to przynieść straty dobrze prosperującym mieszkańcom miast, którzy są filarem dla obecnej władzy.

W maju banki otrzymały polecenie ożywienia sektora poprzez zwiększenie kredytów. - Nie chcą dopuścić do sytuacji, kiedy ceny zaczną rynkowi szkodzić - mówi Brian Jackson, ekonomista. - A czynniki stabilizujące rynek są zarówno po stronie społecznej, jak i finansowej.

W skali kraju sprzedaż spadła w pierwszym kwartale o 7,7 proc. w stosunku do roku poprzedniego - donosi agencja rządowa Xinhua News Agency. E-House China R&D Institute, firma badawcza z Szanghaju, informuje, że liczba niesprzedanych nowych domów w 35 miastach Chin wzrosła w maju do najwyższych od pięciu lat poziomów.

Niektórzy kupujący zorganizowali protesty, kiedy zorientowali się, że deweloperzy obniżyli o 20 proc. ceny za takie same domy, które sprzedali im parę miesięcy wcześniej. W miastach Hangzhou i Nanjing kupcy oczekujący zrefundowania różnicy miedzy ceną, którą zapłacili a obecną, wtargnęli do salonów sprzedaży i zniszczyli makiety budynków będących w ofercie sprzedaży - podaje Xinhua i inne media.

W prowincji Guangdong, niedaleko Hongkongu, niezadowoleni właściciele mieszkań na jednym z osiedli zablokowali wjazdy na posesję tak, by klienci nie mogli obejrzeć budynków oferowanych po niższych cenach.

Feng opowiada, że sprzedawał co najmniej dwa domy miesięcznie, nie mówiąc już o tym, co sprzedali jego pracownicy. Ale od kilku miesięcy nie sprzedaje się nic. - Po prostu w Hangzhou jest za dużo domów, i dlatego ceny lecą w dół - mówi pośrednik.

Osiedle na farmie

Boom rozpoczął się w późnych latach 90. ubiegłego wieku, kiedy ówczesny premier Zhu Rongji zainicjował sprzedaż mieszkań będących własnością rządu albo spółek państwowych. W tych lokalach mieszka dziś prawie cała miejska ludność Chin.

Wiele rodzin kupowało nowo budowane mieszkania. A stare dzielnice, z ich wąskimi ulicami i jednopiętrowymi domami, w Pekinie i innych miastach, zostały wyburzone, by stworzyć przestrzeń dla 20- 30-kondygnacyjnych wieżowców mieszkalnych. Farmy na przedmieściach zostały wyparte przez osiedla, liczące co najmniej 5 tys. mieszkań.

Sprzedaż nieruchomości powodowała wzrost popytu na cement, stal, meble i armaturę kuchenną. W ciągu dekady większość mieszkańców miast żyła już w prywatnych domach. Nie mając wielkiego wyboru inwestowania w zdominowanej przez państwo gospodarce Chin, rodziny o większych dochodach kupowały wiele mieszkań.

Ceny wzrosły tak, że 85-metrowe mieszkanie w przeciętnej pekińskiej dzielnicy doszły do 725 tys. dol., co jest ekwiwalentem wynagrodzenia za ponad 180 lat pracy przeciętnego Chińczyka.

Zaalarmowani przez nasilające się skargi na wzrost kosztów i ostrzegani, że Chiny stoją w obliczu bańki nieruchomościowej, przywódcy zaczęli zacieśniać kontrolę w 2010 r. Podnieśli minimalną zaliczkę do 70 proc. ceny zakupu i nałożyli ograniczenia w liczbie mieszkań, które może kupić jeden klient.

Ceny, które rosły rocznie w dwucyfrowym tempie, zaczęły w tym roku spowalniać. Majowe badania prowadzone przez deweloperów pokazują, że ceny spadły o 0,1 do 0,3 proc. w porównaniu z kwietniem. To pierwszy spadek odnotowany od dwóch lat. Su Xiaoling, handlowiec z Szanghaju, kupił w lutym apartament za 300 tys. dol., jako inwestycję.

- Być może w krótkim czasie będą jakieś korekty, ale to nie oznacza, że straciłem pieniądze, przynajmniej tak długo, jak długo mieszkania nie sprzedaję. Mogę poczekać - mówi Su.

Inwestorzy, którzy mają wiele apartamentów, często pozostawiają je puste, ponieważ czekają na podwyżki cen, powodując wzrost skarg potencjalnych najemców na brak mieszkań na wynajem.

W sierpniu takich pustych mieszkań było w Chinach 49 mln, czyli 22,4 proc. spośród wszystkich 218 mln - według szacunków przeprowadzonych na Southwestern University of Finance and Economics. Dane pochodzą z badania prowadzonego w latach 2011 - 2013.

Transakcje gotówkowe

Regulatorzy chińskiego rynku nieruchomości twierdzą, że obecne spowolnienie różni się od kryzysu w Stanach Zjednoczonych w 2008 r. Jak mówią, banki nie ponoszą wielkiego ryzyka ze względu na małą liczbę kredytów hipotecznych.

Większość transakcji opłacana jest gotówką. Prywatni analitycy tego sektora ostrzegają jednak, że branża pełni tak ważną rolę w gospodarce, że nawet niewielkie załamanie może przynieść poważne szkody innym branżom.

Pożyczki hipoteczne i deweloperskie stanowią 20 proc.wszystkich pożyczek bankowych, a jeśli dodać do tego kredyty budowlane i inne pokrewne, to odsetek ten wzrośnie do 40 proc. Wielu inwestorów sądzi, że Chiny nie przejdą przez ten kryzys nieruchomości suchą nogą, a niektórzy prognozują, że uszczerbku dozna cała gospodarka i jej system finansowy - mówi Chang.

Co najmniej siedmiu deweloperów przestało spłacać kredyt lub zamroziło projekty w związku z kłopotami finansowymi w tym roku - donoszą chińskie media. A rating Fitcha pokazuje, że nieruchomości są źródłem największego ryzyka dla stabilności chińskiego systemu finansowego.

W długofalowej perspektywie analitycy przewidują silny popyt ze strony milionów mieszkańców chińskich wsi, którzy będą chcieli się przenieść do miast. Lecz może to nastąpić niewystarczająco szybko dla niektórych deweloperów, firm budowlanych i innych, którzy od nich zależą. - Chiński rynek nieruchomości przeżywa trudny okres - mówi Duncan Innes-Ker, ekonomista. - Inwestycje w nieruchomości już się załamały, ale będzie to jeszcze boleśniejsze, jeśli nie uda się uniknąć dalszego spadku cen.

Sześć miesięcy temu rynek domów w Chinach był tak rozgrzany, że Feng Xiaowei, handlowiec z agencji nieruchomości w Hangzhou, rzadko kiedy miał wolny dzień. Jednak hamulce nałożone przez rząd na kredyty i sprzedaż, aby spowolnić rosnące ceny domów, dotknęły pośredników. Biznes zaczyna zamierać - donosi Associated Press.

Dziś Feng i siedmiu nadzorowanych przez niego sprzedawców całe dnie grają w karty. - Nie ma kupców - mówi handlowiec dziennikarzom Associated Press. - Bierzemy po trzy dni wolnego w tygodniu. Idziemy na grilla i gramy w pokera.

Pozostało 92% artykułu
Nieruchomości
PURO z kredytem BGK na hotel w Budapeszcie
Nieruchomości
Polityka mieszkaniowa, czyli za dużo polityki, za mało strategii
Nieruchomości
Część flipperów odpływa z rynku. „Koniec owczego pędu”
Nieruchomości
Tani kredyt. Klienci są w kropce, deweloperzy ostrożniejsi
Materiał Promocyjny
Ładowanie samochodów w domu pod każdym względem jest korzystne
Nieruchomości
Ułatwienie dla rolnika nie służy do obchodzenia formalności