Ponad 40 proc. całkowitych zasobów powierzchni biurowych w Warszawie ma certyfikaty środowiskowe – wynika z waszego raportu Impacts. To dużo, mało? Jak wypadliśmy na tle innych światowych metropolii objętych waszym badaniem?
Ponad 40 proc. certyfikowanej powierzchni biurowej to bardzo dobry wynik na tle innych miast. Warszawa jest na piątym miejscu pod względem największej ilości certyfikowanej powierzchni biurowej, czyli ponad 40 proc., przed nami znalazły się aglomeracje amerykańskie: Nowy Jork, San Francisco, Chicago i Houston. Kolejna grupa to miasta, gdzie certyfikowanej powierzchni jest między 20 a 40 proc., z Europy mamy tu Bukareszt, Budapeszt, Frankfurt i Madryt.
Celujemy w uzyskanie neutralności klimatycznej w 2050 r. Z jednej strony chodzi o budowanie nowych budynków w tym duchu, ale przecież mamy też ogromne zasoby istniejących nieruchomości, które wymagają modernizacji. Czy ta granica – wydaje się, że 2050 r. to odległy termin – jest realna, żeby takiej transformacji dokonać?
Faktycznie taki jest globalny cel postawiony przez Organizację Narodów Zjednoczonych: jest wizja świata neutralnego klimatycznie do 2050 r. Za tym idą strategie miast, które są bardzo ambitne, nasze badanie pokazuje, że na przykład Oslo zamierza do 2030 r. ograniczyć emisję gazów cieplarnianych o 95 proc., Londyn chce być neutralny klimatycznie w 2030 r., a Berlin – w 2045 r.
Dostosowanie istniejących budynków do nowych wymagań rzeczywiście jest największym wyzwaniem, ponieważ około 85 proc. istniejącej tkanki miejskiej będzie z nami również w 2050 r. Akurat o budynki biurowe bym się nie martwiła, bo ta klasa nieruchomości wygląda dość dobrze. Największe wyzwanie dotyczy budynków użyteczności publicznej oraz mieszkalnych.