Orgazm kontrolowany

Powiększenie punktu G to nowy sposób na intensywniejsze doznania w łóżku - pisze Piotr Kościelniak.

Aktualizacja: 25.04.2014 10:15 Publikacja: 25.04.2014 10:14

Czy powiększenie punktu G pomoże poprawić jakość życia seksualnego?

Czy powiększenie punktu G pomoże poprawić jakość życia seksualnego?

Foto: Adobe Stock

Mało satysfakcjonujący seks? Specjaliści przekonują, że coraz więcej Polek poddaje się zabiegowi powiększenia punktu G. Według ginekologów panie, które zdecydowały się na taki „zastrzyk przyjemności", czerpią większą satysfakcję ze współżycia. Niektóre pierwszy raz doznają orgazmu.

– Z pomocy ginekologii plastycznej korzystają kobiety, które dopiero co urodziły dziecko, jak również panie w okresie menopauzy czy takie, które z powodu budowy anatomicznej nie doświadczają wystarczającej przyjemności ze współżycia – mówi dr Dawid Serafin z katowickiego Gyncentrum.

Sam zabieg jest prosty – polega na wstrzyknięciu w przednią ścianę pochwy niewielkiej ilości preparatu na bazie kwasu hialuronowego lub własnej tkanki tłuszczowej pacjentki. Całość wykonywana jest w znieczuleniu miejscowym i trwa kilkanaście minut. Efekty można przetestować już po czterech godzinach.

– Zabieg przypomina wypełnienie ust. Jest tak samo prosty i nieinwazyjny – przekonuje dr Serafin.

Powiększenie punktu G oferuje już kilkanaście klinik w Polsce. Ile taka przyjemność kosztuje? Od ok. 1500 zł do prawie 3 tys. zł. Ponieważ po pewnym czasie substancja użyta do wypełnienia zostaje wchłonięta, zabieg trzeba powtarzać – co kilka miesięcy, niekiedy co dwa lata.

Jak wynika z sondy przeprowadzonej przez Gyncentrum, nawet co trzecia Polka byłaby gotowa poddać się zabiegowi, który zapewni jej lepsze doznania w łóżku. Ponad 40 proc. zapytanych (ankietę przeprowadzono w grupie ok. 500 kobiet) odpowiedziało, że seks nie zawsze jest dla nich satysfakcjonujący. A co dziesiąta przyznała, że nigdy nie doświadczyła orgazmu.

Ale i na to jest sposób. Wszystko zaczęło się w 1998 roku, kiedy dr Stuart Meloy leczył jedną ze swoich pacjentek cierpiącą na chroniczny ból. W tym celu wykorzystywana jest elektryczna stymulacja.

– Kiedy włączyłem prąd, moja pacjentka wydała z siebie coś jakby krzyk połączony z jęknięciem – wspomina dr Meloy. – A kiedy zapytałem, co się stało, powiedziała: musi pan nauczyć tego mojego męża.

Szybko się okazało, że nietypowe efekty uboczne stały się udziałem większej grupy pacjentek. Gdy dr Meloy opisał sprawę w jednym z naukowych pism, nazwano go „doktorem Orgasmotronem".

Autopromocja
TURYSTYKA.RP.PL

Poszerzaj swoje horyzonty. Sprawdź najlepsze źródło branżowej wiedzy

CZYTAJ WIĘCEJ

Samo urządzenie (Orgasmotron) oczywiście nie jest oferowane osobom z zaburzeniami funkcji seksualnych. Jest też drogie – kosztuje kilka tysięcy dolarów, choć dr Maloy uważa, że mogłoby być tańsze i mieć mniejszą baterię.

– Działanie przez cały dzień w mojej skromnej opinii nie jest potrzebne. Niektórzy muszą przecież pracować – mówi. Jego zdaniem wprowadzenie orgazmotronu na rynek wymagałoby badań klinicznych kosztujących kilka milionów dolarów.

Mało satysfakcjonujący seks? Specjaliści przekonują, że coraz więcej Polek poddaje się zabiegowi powiększenia punktu G. Według ginekologów panie, które zdecydowały się na taki „zastrzyk przyjemności", czerpią większą satysfakcję ze współżycia. Niektóre pierwszy raz doznają orgazmu.

– Z pomocy ginekologii plastycznej korzystają kobiety, które dopiero co urodziły dziecko, jak również panie w okresie menopauzy czy takie, które z powodu budowy anatomicznej nie doświadczają wystarczającej przyjemności ze współżycia – mówi dr Dawid Serafin z katowickiego Gyncentrum.

Materiał Partnera
Jak postrzegamy UE? Co myślimy w zależności od mediów, z których korzystamy?
Nauka
Tajny rosyjski satelita „nie jest już operacyjny”. Wywoływał spore obawy
Nauka
Dlaczego superwulkan Yellowstone nie wybucha? Naukowcy odkryli cenną wskazówkę
Nauka
Kiedy gospodarki są w szoku? Co i jak kształtuje cykle koniunkturalne
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Nauka
Obraz, notatki na marginesach. Co staropolskie książki mówią o ich czytelnikach?