Krzysztof Zalewski wygarnął sobie i malowanym raperom

Krzysztof Zalewski, jeden z najważniejszych polskich muzyków, swoją pierwszą czterdziestkę podsumował świetną, zróżnicowaną płytą „Zgłowy”.

Publikacja: 27.09.2024 05:00

Krzysztof Zalewski wygarnął sobie i malowanym raperom

Foto: mat. pras.

Tytuł może mieć coś wspólnego ze słynną autobiograficzną książką Janusza Głowackiego „Z głowy”. Ale nawet jeśli podobieństwo tytułu jest przypadkowe – treść już nie. Różnica polega na tym, że autor „Antygony w Nowym Jorku” plotkował również o innych, tymczasem Zalewski śpiewa o sobie – do bólu szczerze, o wielu życiowych zakrętach, w jakie wszedł i z których szczęśliwie wyszedł.

Krzysztof Zalewski przed lustrem

Kompozycja tytułowa jest wsparta performerskim teledyskiem, w którym Zalewski spowiedź życia ilustruje zgoleniem włosów podczas rozmowy sam ze sobą, jaką odbywa patrząc w lustro. Mottem jest tu refren: „Chcesz stąd uciec? / Nie chcesz tu być? / Mam słabe wieści / Z głowy nie można wyjść / Z głowy się nie da wyjść”. Refren wykrzyczany został z rockowo-punkową zadziornością i przesterem, gdy całość tekstu słyszymy jako rap. To świetny pomysł na dialog z młodszymi słuchaczami, a daje też szansę na dis, czyli zgaszenie polemistów. Zalewski nie uprawia braggi, czyli raperskich przechwałek, tylko jak w SMS-ie wylicza życie bez ojca, chorobę i śmierć mamy, kompleksy, które starał się zaleczyć piwkiem oraz amfetaminą, to zaś łączyło się z wieloma latami życia w nieświadomości. Aż dragi rzucił, stworzył rodzinę i doczekał się syna.

Czytaj więcej

Lady Gaga reklamuje wystawę ze „Stańczykiem”. Matejko jedzie do Luwru

Zalewski nie romantyzuje swojej autobiografii jak Perfect. To również lekcja pokory dawana sobie i młodszym. Mamy historię, gdy artysta o statusie gwiazdy trąbi na samochód, z którego wychyla się wózek z niepełnosprawną osobą. Jest też szydera z rzekomych herosów młodszego pokolenia, czyli raperów opakowanych z góry do dołu w modne marki. Warto ją zacytować, gdy wielu starszych wykonawców ślini się do młodszych hip-hopowców, jakby mieli nadzieję na złotodajny duet: „Ostatni wers dla gówniarza, / co się chwali, że / Hip hop do góry kołami wywalił, bo / Grube lolki pali – król braggi / Weź nie pij tyle, bo se zarzygasz Balenciagi”.

Krzysztof Zalewski śpiewa o mamie

Drugą niezwykle osobistą kompozycją jest „Mamo”. Wzruszająca, przebojowa piosenka funky opowiada o ukrytych w nas przez całych życie dzieciach, którym należy się miłość i troska. Kluczem do refleksji jest zdjęcie mamy jako ośmioletniej dziewczynki. Dorosłego już syna przeszywa niepewność o to, jak jest mamie na tym drugim świecie – czy już nie płacze, czy już ją stać, czy jej nie wieje. Zalewski śpiewa: „Chodzę czasem na wiece / Głosuję, myję ręce / Ważne mam spotkania Z macherami od reklam / Tylko to zdjęcie na szafie / Patrzysz na mnie oczami dziecka”.

Również w „Mamo” Zalewski wspomina o ważnym temacie płyty, zajawionym już w kompozycji tytułowej: to nienasycenie. Bo życie jest jak narkotyk i ciągle chcemy więcej. „Nienasycenie” to także piosenka o żądzy, którą często myli się z miłością.

Czytaj więcej

Iron Maiden na PGE Narodowym. Chyłka słucha ich płyt w nowej książce Mroza

Ona też ma ważne miejsce w nowym repertuarze. Przede wszystkim w bluesującej balladzie „Kochaj” o tym, że nie ma co przeciągać wojny w związku – zwłaszcza że u sąsiada ona trwa, w Gazie nie jest lepiej, zaś Iran buduje bombę, o czym Zalewski wspomina w „Nastolatku”. Przebojowość tej piosenki tworzy również dziecięcy chór, a i sam Zalewski śpiewa dynamicznie jak małolat na włoskim festiwalu Zecchino d’Oro. Wokalnych popisów na płycie mamy zresztą wiele.

Krzysztof Zalewski i zimowe koncerty w halach

„Roboty” to punk rock o tym, co się stanie na ziemi bez miłości. Ekspresyjności śpiewu i muzyki nie byłoby pewnie, gdyby nie doświadczenia Zalewskiego z płyty poświęconej Niemenowi i jego bigbeatowi. Miłość to remedium na wszystkie katastrofy. Zalewski krzyczy: chodźmy się kochać.

O pokorze słyszymy w „Zgłowy”, ale pojawia się też jako nieproszony, zaskakujący gość w „Sztormach i ulewach”, gdy telefon od bliskiej osoby burzy poczucie pewności. O pokusie powrotu do kokainy w coraz bardziej depresyjnym pejzażu Polski i świata jest fortepianowy temat „Uciekaj”. W finałowej włoskojęzycznej miniaturze „Da capo al fine” słyszymy, że czasami trzeba przełknąć kłamstwo ukochanej osoby, bo tak jest lepiej.

Czytaj więcej

David Gilmour otwiera listę przebojów w Wielkiej Brytanii, Pink Floyd bez szans

Słuchanie znakomicie zaśpiewanych i zagranych piosenek (świetne partie basu i gitar!) może też przypominać teleturniej „Jaka to melodia?”, bo mam wrażenie, że Zalewski robi ukłony w stronę ulubionych wykonawców albo hitów młodości. „Edith Piaf” jest podszyte rytmem w stylu „Billie Jean” Michaela Jacksona, zaś w „Nastolatku” słyszymy gitarę w stylu The Edge z U2 i Simple Minds. Słyszymy zaśpiewy w stylu The Police, zaś w „O deszczu” można się dopatrzeć basu w stylu Kajagoogoo. To jedna z najlepszych kompozycji i świetna propozycja na finał koncertów, które Zalewski zagra w największych arenach kraju od 22 listopada do 22 grudnia.

Tytuł może mieć coś wspólnego ze słynną autobiograficzną książką Janusza Głowackiego „Z głowy”. Ale nawet jeśli podobieństwo tytułu jest przypadkowe – treść już nie. Różnica polega na tym, że autor „Antygony w Nowym Jorku” plotkował również o innych, tymczasem Zalewski śpiewa o sobie – do bólu szczerze, o wielu życiowych zakrętach, w jakie wszedł i z których szczęśliwie wyszedł.

Krzysztof Zalewski przed lustrem

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Czym jeździć
Nowa Skoda Kodiaq. Liczą się konie mechaniczne czy design?
Tu i Teraz
Nowa Skoda Superb. Komfort w parze z technologią
Muzyka popularna
Zespół The Cure wydał pierwszy od lat singiel promujący nowy album
Muzyka popularna
Lady Gaga reklamuje wystawę ze „Stańczykiem”. Matejko jedzie do Luwru
Muzyka popularna
„Stańczyk” Matejki na okładce płyty Lady Gagi. Czy Muzeum Narodowe najadą fani gwiazdy „Jokera”?