Artykuł pochodzi
Niewykluczone, że na fali futbolowego optymizmu zagraniczni kibice, którzy gościli nad Wisłą, zechcą o Polsce dowiedzieć się czegoś więcej ponad to, że mamy smaczny żurek. Kto wie – może aby lepiej poznać naszą kulturę, zechcą sięgnąć po polskie książki? Czy jednak w europejskich księgarniach znajdują się tłumaczenia polskich powieści? Jakich polskich pisarzy może przeczytać Czech, Duńczyk albo Francuz? I jaki obraz polskiej rzeczywistości z tej lektury wysnuje?
Robię to dla pieniędzy
Pomimo wiodącej obecnie roli języka angielskiego oraz unifikacyjnych dążeń krajów europejskich języki narodowe wciąż trzymają się mocno. Na tyle mocno, że wygłoszona w 1993 r. na konferencji translatorskiej w Arles maksyma Umberto Eco – „Przyszłym językiem Europy jest przekład" – sprawdza się w stu procentach. Dla polskich autorów nie jest to jednak dobra wiadomość. Nasz niezbyt prężny rynek literacki oraz język, zdecydowanie nienależący do najłatwiejszych, sprawiają, że do tłumaczeń polskich autorów nie ustawiają się kolejki chętnych. Na dodatek polska literatura (wyjąwszy może poetyckich noblistów) nie doczekała się specjalnych laurów. A nie doczekała się, ponieważ nie jest tłumaczona. I koło się zamyka.
Sytuację tę na szczęście ratuje wcale niemała grupa tłumaczy, czyli pasjonatów, którzy z uporem godnym lepszej sprawy przekładają polską literaturę. Ich zamiłowaniu do naszej kultury przyklaskują liczne instytucje, wśród których po stronie polskiej prym wiedzie Instytut Książki, prowadzący szereg programów adresowanych do tłumaczy literatury polskiej. W ich ramach instytut pokrywa koszty przekładów, finansuje przygotowanie próbek tłumaczeń, które mają zachęcić przyszłych wydawców do decyzji o publikacji książki, oferuje stypendialne pobyty robocze oraz podpowiada tłumaczom, co w polskiej literaturze współczesnej warte jest uwagi. Podobne instytucje, wspomagające subwencjami przekład literacki, istnieją w większości europejskich krajów – oczywiście im większy i prężniej działający rynek wydawniczy, tym pomoc hojniejsza. Dlatego też w Niemczech, najpotężniejszym europejskim imperium wydawniczym, wydaje się najwięcej książkowych tłumaczeń – w tym z języka polskiego. Ekonomiczne zaplecze rynku wydawniczego przynosi wymierne efekty literackie. W Niemczech ukazuje się rocznie około 50 książek polskich autorów (dla porównania – w sąsiedniej Danii w ostatnich 40 latach ukazało się ich w sumie 87). Niemcy okazują się zatem książkowym rajem – i dla tłumaczy, i dla samych pisarzy. Niemieckie wydanie książki to bowiem nie tylko dodatkowe honorarium, ale także stypendia, spotkania autorskie, nagrody, bankiety.