Nie pierwszy raz Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”, powraca do rodzinnych korzeni, rozpiętych pomiędzy Białorusią a Królewcem, gdzie przez lata żyła jego babcia. Pisał o tym już choćby w tomie esejów „Königsberg. Historia rodzinna” z 2013 roku.
Po przerwie na kryminalną powieść historyczną („Psy Egiptu”, 2015 rok) wrócił do rodzinnych wątków i nakreślił niezwykle zgrabną, a przy tym bardzo osobistą, miniaturę literacką zatytułowaną „Świnia z twarzą Stalina”.
Wyprawę w przeszłość rozpoczyna od reporterskiej podróży na Białoruś, a dokładnie do wsi Ustrona. Zapomnianej osady, którą w 1944 roku spalili Niemcy. Jednak autor cofa się jeszcze bardziej w przeszłość. Przypomina przewalające się przez rzekę Berezynę fronty. Począwszy od początku XVI w., poprzez wyprawy moskiewskie króla Zygmunta III, nieudaną rosyjską inwazję Napoleona, aż po najtragiczniejsze wydarzenia z XX w. – rewolucję bolszewicką, wojnę domową, traktat ryski z 1920 roku, wycofujących się Niemców w 1944 roku i nadciągającą Armię Czerwoną.
Wszystkie proporcje w nowej książce Bogusława Chraboty zostały odpowiednio wyważone. Rys historyczny, obyczajowość i przekrój społeczny zmieniający się w zależności od granic. Komu byłoby mało tej dramatycznej kresowej opowieści, tego autor odsyła do „Nadberezyńców” Floriana Czarnyszewicza, wciąż nie dość znanej powieściowej epopei o Polakach z białoruskich Kresów.
W drugiej części autor usiłuje rekonstruować losy swej babki Anny, która wygnana z rodzinnej wsi trafiłaa do niemieckiego gospodarstwa w Prusach Wschodnich, do Treuburga, czyli dzisiejszego Olecka na Mazurach. Anna i jej dwójka dzieci cierpią w niewoli u Niemców. Zwłaszcza młody Hermann daje jej się we znaki. Chłopak niezdolny do służby wojskowej, lekko zniedołężniały, ale wystarczająco sprawny, by stanowić zagrożenie dla kobiety.