Elżbieta Dzikowska, historyk i krytyk sztuki, autorka "Wywiadów z mistrzami malarstwa" podziela ich fascynacje. Wśród twórców czuje się swobodnie, w czym pomagają jej wiedza i znajomość ludzkiej natury.
O wystawie czytaj też na stronach Życia Warszawy
Artystów otwiera pierwszym celnym pytaniem. Nawet milczków. Używa prowokacji albo od razu przechodzi do sedna. Edwarda Dwurnika pyta, czy uważa się za publicystę. Zirytowany malarz odparowuje, że nie można porównywać dzieła sztuki do artykułu w "Polityce" i... wciąga się w dyskusję.
Romanowi Opałce, twórcy słynnych "liczonych" obrazów pokrywanych rzędami cyfr, który sprzedał już swój ostatni obraz, choć maluje nadal – każe się zastanowić, czy "wartość materialna świadczy o wartości artystycznej dzieła?" Opałka serio odpowiada, że dziś to ona jest zabezpieczeniem prestiżu. A półżartem dodaje, że kto wie, gdyby jego obrazy nie były takie drogie, może traktowano by go raczej jako przypadek psychiatryczny, a nie malarza...
Wojciecha Fangora, który zmieniał zainteresowania – od figuracji po abstrakcyjny op-art – odpytuje z powodów zaangażowania się w socrealizm. Przypomina, że obok awangardowych dzieł stworzył też propagandową "Matkę Koreankę" i "Lenina w Poroninie". Fangor bez uników wyznaje, że uważał, że to pożyteczne. Malował wówczas tego typu obrazy i pracował społecznie przy odgruzowywaniu Warszawy. Wierzył, że budowanie lepszego świata uwzniośla. Kiedy przejrzał, zamknął się w swojej pracowni, by tworzyć dzieła eksperymentalne, a potem na lata wyemigrował do Nowego Jorku.