Nikt jednak nie przypuszczał, że wkrótce nagra płytę „Osiecka”. Pomysł na nią pojawił się rok później. W teatrze Roma podczas finału konkursu „Pamiętajmy o Osieckiej”, gdzie wystąpiła z recitalem.
W tym samym miejscu wczoraj udowodniła, że rzeczywiście czuje poetkę na tyle, by jej teksty traktować jak własne. Jednak sukces jej ostatniej płyty nie jest tylko jej triumfem. Bez pomocy młodego, świetnie zgranego ośmioosobowego zespołu pod wodzą kompozytora Marcina Macuka nie byłoby tak dopieszczonej płyty pozwalającej na nowo spojrzeć na takie standardy jak „Nim wstanie dzień” czy „Zielono mi”. Tymczasem, przy ich wczorajszym wykonaniu zbladły silnie wbite w naszą świadomość oryginały.
Jeśli talent Nosowskiej porównywać z Osiecką, zdolności Macuka można mierzyć z Komedą. Rozimprowizowane, instrumentalne „Uroda -prolog” i psychodeliczna „Jesień na Saskiej” pokazały, że muzyk Pogodno potrafi dobrać sobie znakomitych instrumentalistów z polotem. Czasem może zbyt dużym – „Uciekaj moje serce” – w estetyce weselno-strażackiej wciąż trudno przyswoić. Jednak przy sile całej „Osieckiej”, wykonanej wczoraj w całości, wstydu nie ma. A utwory zagrane wcześniej („Karatetyka”) i na dobranoc („Jeśli wiesz co chcę powiedzieć”), pozwalają wierzyć, że Nosowska siedzi na swoim fotelu. W tym samym rzędzie, w którym siedziała Osiecka.