Gdy wypełznie z przerębli, mokra i lśniąca, przypomina małą fokę. Nielubiana przez rybaków. Ale zarazem przez wszystkich, którym zależy na jakości naszych wód, nazywana ambasadorką czystych rzek.
Choć wydra – o której tu mowa – należy do istot zdecydowanie wodnych, to co rusz wychodzi na ląd. Chociażby dla zaczerpnięcia powietrza, bo pod wodą ten nader sprawny nurek może wytrzymać nie więcej niż 10 minut. Ba, musi wytrzymać, bo pod powierzchnią wody poluje. Ale konsumuje zdobycz na lądzie, a zimą – na lodzie, na którego powierzchni bywa z dala widoczna. Nic jej to nie przeszkadza, zawłaszcza, że coraz mniej lęka się ludzi i nie płoszą jej zbytnio nawet dość nachalni widzowie.
Torpeda z wąsami
Ten niewielki przedstawiciel ssaków drapieżnych z rodziny łasicowatych czuje się w wodzie jak... ryba w wodzie. A nawet lepiej, bo ryby w wodzie, zamieszkiwanej przez wydrę nie mogą się czuć zbyt bezpieczne. Ona sama zaś praktycznie nie ma tu żadnych wrogów.
Jest niestrudzonym podwodnym łowcą. Przede wszystkim – ryb, ale nie wzgardzi też żabami, ropuchami czy traszkami, większymi owadami i ich larwami. Przysmak stanowią raki. Walające się na brzegu strugi czy w jej przybrzeżnych płyciznach szczątki pancerzy tych skorupiaków najdobitniej świadczą, że w tym cieku żyje i poluje wydra.
Raków raczej szuka, niż na nie poluje, wypatruje też podwodnych kryjówek tych i innych zwierząt, wydobywając je z nich bez trudu. Łowienie ryb wymaga jednak nie lada sprawności. Wydra – to podwodna torpeda, pomykająca błyskawicznie i nie chybiająca celu. Ma po temu odpowiednie wyposażenie: bystry wzrok, pozwalający przy namierzaniu podwodnych obiektów uwzględnić załamanie światła, a zarazem zapewniający widzenie w dość głębokiej ciemności. To ważne, bo poluje, ssaczym zwyczajem, głównie nocą. Oczy są zabezpieczone przezroczystą powieką. Wzrok wspomaga godny czworonożnego drapieżnika węch, ale jeszcze bodaj ważniejszy jest dotyk. Stąd długie, czuciowe wąsy, czyli wibrysy.