Na pomysł, by Beth Gibbons wykonała partię solową w III Symfonii „Symfonii pieśni żałosnych" Henryka Mikołaja Góreckiego, wpadł Filip Berkowicz, szef krakowskiego festiwalu Sacrum Profanum poświęconego muzyce najnowszej i specjalista od organizowania mikstów różnych konwencji. Wsparł go Narodowy Instytut Audiowizualny, autorytetu dodał Krzysztof Penderecki z Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia.
Co z tego wynikło, wiedzą już ci, którzy byli w sobotę w Operze Narodowej. Inni efekty poznają efekty później, koncert został zarejestrowany i NInA z pewnością to nagranie udostępni. Sama Beth Gibbons bohatersko przebrnęła przez dzieło Góreckiego, bo jak przyznawała w prywatnych rozmowach, nie zdawała sobie sprawy ze skali trudności zadania, którego się podjęła.
O co chodziło w tym eksperymencie? Czy tylko o to, by udowodnić, że ktoś, kto nie zna polskiego oraz nut, jest w stanie opanować i wykonać partię wokalną w wielkim dziele, jeśli jego głos zostanie wzmocniony mikrofonem, a w partyturze dokona się paru zmian, by ułatwić zadanie?
Tak sądzą ci, którzy tego wieczoru nie klaskali. Widzowie pełni entuzjazmu podziwiali Beth Gibbons, czyniąc z niej gwiazdę wieczoru. Ona sama wyglądała na osobę oszołomioną faktem, że się udało.
Prawda o tym wykonaniu dzieła Henryka Mikołaja Góreckiego leży między owymi skrajnymi opiniami. III Symfonia odniosła swojego czasu oszałamiający sukces, nagranie sprzedano w milionach egzemplarzy, a ta niezwykła popularność, sprawiła, że utwór polskiego kompozytora zniwelował bariery między muzyką poważną a popularną. Stał przebojem ponadgatunkowym.