Nierzadko także dylematy natury estetycznej, a nawet etycznej. U jednych alarm uruchamia się przy propozycji zjedzenia larwy, inni bledną, słuchając opisu chrupiących smażonych pająków, najtwardsi tracą rezon dopiero podczas słuchania o jedzeniu mózgów żywych małp.
Od lat wybrzmiewa dyskusja, czy i na ile istotny jest smak tego, co jemy. A może wystarczy sama forma happeningu inkrustowanego szaleństwem twórczym szefa kuchni? Niektórzy szefowie właśnie na skrajności wywoływanych emocji budują swoje kariery. Łatwiej jest podać z hardą miną menu złożone z kilku szokujących składników, niźli pracować tygodniami nad perfekcją smaku, techniki, tekstur i prezentacji jednego dania. I na nieobytego prowincjusza wychodzi każdy ośmielający się z artystyczną wizją twórcy polemizować. Z pozoru niewinne i zwykle sensowne pytanie „po co?" wybrzmiewa echem wśród ciszy zgromadzonych, chcących utrzymać pozycję obytych światowców.