Korespondencja z Pragi
„Copacabana Morza Śródziemnego”, tak nazywano cypryjski kurort, który reklamował się obecnością Liz Tylor czy Brigitte Bardot. Położone przy plaży hotele miały iście kosmiczny PR: tu po powrocie z Księżyca wypoczywał kosmonauta Neil Armstrong. W 1974 r. turecka armia podzieliła Cypr na pół, wraz z Nikozją – jedyną do dziś przeciętą zasiekami stolicą Europy.
Warosia stała się „miastem duchów”, zarosła dziką roślinnością, odgrodzona drutem kolczastym, stała się zmilitaryzowaną zoną. Protureckie władze północnego Cypru w czasie pandemii, gdy ulice wielu innych kurortów upodobniły się do „miasta duchów”, łaskawie ogłosiły „otwarcie”, co poparł prezydent Erdogan. W praktyce oznacza to, że w mieście, gdzie było wiele muzeów, kin i teatrów, wciąż obowiązuje regulamin dawnych muzeów: „nie dotykać eksponatów”, „zakaz wchodzenia i fotografowania”. Warosia przypomina Pompeje. Tyle tylko, że nie zniszczył jej żywioł, lecz płynąca zewsząd na świecie lawa militaryzmu, bo świat przypomina wulkan.
Czytaj więcej
„Pamfir” powstał tuż przed agresją Rosji na Ukrainę. Dzieje się więc w kraju nie wykrwawionym przez wojnę, ale biednym i niespokojnym.
Na straży eksponatów i zabytków w tak „udramatyzowanej scenografii” nie stoją znudzeni pracownicy muzeum, lecz kontrolujący wszystko żołnierze z karabinami. Między nimi a turystami toczy się wojna o to, kto zrobi zdjęcie. W nocy obowiązuje godzina policyjna, ale i w dzień nie można wchodzić do budynków.