Niedługo przed premierą na plac Bastille wmaszerował wielotysięczny tłum, idący od placu Republiki. W Paryżu trwał kolejny dzień społecznych protestów, a przed operą na manifestujących czekały tysiące ludzi głośno powtarzających skandowane hasła. Nad placem znów dominował ekran zapowiadający „Hamleta”, bo Opera Paryska po latach przypomniała sobie o dziele skomponowanym dla niej.
Dla Krzysztofa Warlikowskiego był to również powrót do „Hamleta”. Innego niż ćwierć wieku temu. W TR Warszawa był on kameralny, intymny, teraz jest ogromny – to pięcioaktowy utwór Ambroise’a Thomasa skrojony według francuskich XIX-wiecznych reguł operowych. Ale pozostał duch – nie tylko ojca Hamleta, ale i Szekspira.
W tak ujętym Szekspirze trudno zresztą odnaleźć współczesny świat.
W TR Warszawa obrosły sceniczną i medialną legendą Hamlet Jacka Poniedziałka był młodym człowiekiem niepotrafiącym znaleźć dla siebie miejsca w świecie. Było w nim coś z bezbronnego dziecka, gdy stawał nagi przed matką. W Opera Bastille Hamletem jest słynny baryton francuski Ludovic Tézier, dojrzały mężczyzna o mocnej posturze. W niczym nie przypomina młodzieńca, ale czyż jego też nie mogłaby przerażać rzeczywistość, w której rządzą zbrodniarze?
Świat to więzienie
Nie o tym jednak jest to przedstawienie. Krzysztof Warlikowskiego zaproponował swoistą psychodramę. Elsynor (czyli świat) jest wielkim więzieniem. To odpowiada klimatowi tragedii Szekspira, co Małgorzata Szczęśniak znakomicie wykreowała, zaprojektowawszy gigantyczną klatkę, nawiązując przy tym do architektury konstruktywistycznej.