Kiedy ochra przestała być używana?
Wydaje mi się, że jest cały czas używana w Afryce i w Australii. Składnikiem farb, którymi malują twarz Masajowie i inne ludy Afryki, jest również ochra. Nie wykluczam, że nadal używają jej w czasie uroczystości pogrzebowych. W Stanach Zjednoczonych coraz modniejsza jest praktyka, by zmarły jak najlepiej się reprezentował w dniu pogrzebu. Ale tę samą praktykę archeologowie obserwują już od najdawniejszych czasów.
Co najczęściej wkładano zmarłym w miejscu pochówku?
Nie ma reguły. Zwykle są to narzędzia i ozdoby osobiste.
A naczynia?
W późniejszych okresach są to także naczynia. Zdarzały się również pochówki bez wyposażenia. Fascynujące jest to, że nawet przy pochówku bez typowego wyposażenia dokonano dużego wysiłku, aby zmarłego uczcić. Gdy prowadziłam badania nad Jeziorem Rajgrodzkim odkryłam siedzący szkielet 35-letniego mężczyzny. Gdy go chowano, wykopano jamę grobową, tak aby zmieścił się w niej w pozycji siedzącej, posypano ciało ochrą, co już jest rodzajem wyposażenia.
Dlaczego pochowano go w pozycji siedzącej?
To jest jedna z większych tajemnic, dlaczego zmarli byli chowani w ten, a nie inny sposób. Większość znalezionych pochówków jest leżąca, niektóre, jak już wspomniałam, stojące – i nie wiadomo, dlaczego. Niektórzy mieli nogi prosto wyciągnięte, inni spuszczone, tak jakby siedzieli na fotelu.
Ale czasami badania archeologiczne pomagają w wyjaśnieniu niektórych tajemnic. Dowodem na to jest mężczyzna pochowany nad Jeziorem Rajgrodzkim, 8 tysięcy lat temu, o którym już wspomniałam. Otóż nad jego grobem odbył się rytuał. Zmarły był już częściowo zakopany, a wokół trwała uczta.
Uczta przy zwłokach?
Tak, nie zdajemy sobie sprawy, ale „uczta” pochodzi od określenia „uczcić kogoś”. Wobec czego jego bliscy ucztowali przy jego grobie i resztki po tej uczcie – kości konia, z części bardzo smacznych, czyli z udźca – zostały na koniec wsypane do jamy grobowej. Znalazły się na wysokości jego piersi. Wniosek z tego taki: zmarły we własnym pogrzebie uczestniczył, a to czego biesiadnicy nie zjedli zostało wsypane do jego grobu. I dopiero wtedy całkowicie został zasypany.
Brzmi to dość makabrycznie. To tego zmarłego mężczyznę po to chowano w pozycji siedzącej, aby siedząc, mógł uczestniczyć we własnej stypie?
Ależ oczywiście. To teraz jest zwyczaj, że szybko pozbywamy się ciała zmarłego. Jednak kiedyś uważano, że zmarły, jeśli sam nie uczestniczył swoim ciałem, to przynajmniej powinien uczestniczyć swoim przedstawieniem. W Europie sporządzano wizerunki zmarłego. W wielkich uroczystościach pogrzebowych brał udział jego portret. Przez średniowiecze – aż do XVIII wieku – odbywały się niesamowite uroczystości pogrzebowe. Na przykład w Polsce znamy pogrzeby, na które możne rody zamawiały specjalnie wyposażenie. Do tej pory zachowały się ozdoby katafalków, świeczniki. Niekiedy zmarły wyrażał w testamencie wolę, by być pochowanym ubogo, na przykład w zakonnej szacie. Ale rodzina wiedziała lepiej, jak należy go uczcić.
Dlaczego tę wolę zmarłego nie zawsze respektowano?
Bo rodzina zostałaby posądzona, że skąpi na pogrzeb. Widzimy to także dzisiaj, jak niektórzy się sadzą na niesłychane nagrobki, na które ich nie stać.
Jak wyglądały uroczystości w kościele?
Dzisiaj trudno nam to sobie nawet wyobrazić. W kościele stała trumna ze zmarłym, wisiał portret trumienny, który nie był chowany do grobu, tylko zawisał w kościele. Gdy chowany był waleczny mężczyzna to wjeżdżał do kościoła rycerz w pełnej zbroi, na koniu. Po czym zwalał się z tego konia na znak, że następuje koniec życia tego mężczyzny. Kościoły były obwieszone setkami metrów czarnej materii. Później rodzina rozdawała tę tkaninę na suknie dla ubogich.
Kiedy taki ceremoniał miał miejsce?
W Polsce tradycja „pompa funebris” panowała do połowy XVIII wieku. Wszystko było dokładnie zaaranżowane, rozpisane na role.
Niczym profesjonalna reżyseria?
Ależ oczywiście. Także pochówki w najdawniejszych czasach miały precyzyjny scenariusz, łącznie z ucztami przy grobie. Rewelacją było odkrycie grobowca cesarza chińskiego Qin. Towarzyszyła mu armia glinianych figur.
7 tysięcy żołnierzy miało naturalną wielkość. Do grobowca złożono nie tylko żołnierzy w pozycji stojącej, klęczącej, ale też setki glinianych koni i rydwanów. Nakład pracy przekraczał nawet budowę egipskich piramid.
Znamy również rytuały jeszcze bardziej dla nas obce, czyli składanie ofiar razem ze zmarłym. W Egipcie te ofiary były symboliczne. Do grobów wkładano figurki „uszebti”, po to, by w innym życiu faraon czy wezyr nie zostali pozbawieni służby. Jednak w niektórych społecznościach po prostu uśmiercano sługi, żeby w zaświatach w dalszym ciągu służyły zmarłemu. Był też zwyczaj palenia na stosie żon zmarłego. Tak działo się w Indiach do niedawna. Te wszystkie obrzędy dowodzą, że moment śmierci był dla tamtych społeczności czymś tak niezwykłym, że należało go uczcić w sposób zupełnie wyjątkowy. Teraz od takich ceremonii się odchodzi. Religia chrześcijańska, kładąc nacisk na to, że istnieje życie po śmierci, wprowadziła unifikację i prostotę obrzędu pogrzebowego. Ale w Polsce cały czas jest ogromna tradycja pamięci o zmarłych.
1 listopada jest rzeczywiście jednym z najważniejszych świąt w naszym kraju.
Dzień Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny są ugruntowane w świecie chrześcijańskim od X wieku. Przed przyjęciem chrześcijaństwa dni poświęcone zmarłym odbywały się w Polsce w innych terminach, w zależności od lokalnych pogańskich zwyczajów. I w tej tradycji odbija się polska historia. Po II wojnie światowej nastąpiły ogromne przemieszczenia ludności. Część osób mieszkająca teraz na przykład pod Szczecinem jedzie w rejon Rzeszowa, żeby odwiedzić groby bliskich. Byłam niedawno w Stanach Zjednoczonych. To, co się dzieje u nas w dzień Wszystkich Świętych, przypomina takie samo pospolite ruszenie, jak tam na Dzień Dziękczynienia, kiedy Amerykanie przemierzają tysiące kilometrów, by spotkać się z bliskimi.
My spotykamy się z bliskimi na grobach naszych przodków, przyjaciół, ale również osób szanowanych przez nas za zasługi dla społeczeństwa. To piękny, prastary obyczaj, który nas integruje.
Październik 2008