Pierwsze miejsce na amerykańskiej liście „Billboard" było efektem sprzedaży 850 tysięcy albumów w jeden weekend, w sieci rozeszło się ich milion w postaci elektronicznej. To rekord w tym roku i najlepszy wynik męskiego artysty od trzech lat.
Jednocześnie w 95 krajach „Views" był na pierwszym miejscu listy sprzedaży sklepu iTunes.
Walka o rymy
Drake, gwiazda zeszłorocznego Open'era, jest raperem szczególnym z wielu powodów. Piętnowany przez media i konkurentów za zamiłowanie do luksusu, kolekcję ponad tysiąca swetrów i kreacje warte ponad tysiąc dolarów, nie jest kimś ze społecznych dołów. Jego ojciec, Dennis Graham, był perkusistą legendarnego rockandrollowca Jerry'ego Lee Lewisa, a po rozwodzie rodziców wychowywał się w zamożnej dzielnicy Toronto Forest Hill. Mama wysłała go do tradycyjnej żydowskiej szkoły i Drake miał bar micwę, zgodnie z obyczajami. Zanim zaczął karierę raperską, z powodzeniem zagrał w ponad stu odcinkach serialu „Degrassi: Nowe pokolenie".
Jego muzyka zawsze była bardziej refleksyjna niż agresywna, Drake nie jest mistrzem szybkiej rymowanej gadki, tylko artystą, któremu blisko do r'n'b, zaprawionego melancholią i podszytego wolnymi beatami. Drake, choć ma swoje linie odzieżowe, nie jest też typem biznesmena i skandalizującego gwiazdora jak inni raperzy, Jay-Z czy Kanye West. Bardziej skupia się na sobie i przeżywaniu wewnętrznego świata.
Jednocześnie, co widzieliśmy na Open'erze, fantastycznie panuje nad swoim przekazem i oprawia go atrakcyjnymi wizualizacjami. Jedyne większe afery, z jakimi jest kojarzony, to posądzenia o kradzież pomysłów i zapożyczenia. Kiedyś z powodu takich zatargów raperzy się zabijali, teraz najpierw pracują w wieloosobowych kolektywach, a potem kłócą się o to, czyja była konkretna linijka albo rym.